By łatać dziurę w budżecie, rząd sięga po pieniądze z Funduszu Rezerwy Demograficznej. To środki, które miały zabezpieczyć polskich emerytów na rok 2020, kiedy z powodu starzenia się narodu FUS-owi zabraknie na wypłaty ponad 40 mld zł. Projekt budżetu zakłada wyjęcie z FRD ok. 7 mld zł. Eksperci alarmują, że może to doprowadzić do katastrofy.
Polskie społeczeństwo starzeje się w zastraszającym tempie. Jeżeli nic nie ulegnie zmianie, w perspektywie 20 lat pokolenie rodziców może być o jedną trzecia liczniejsze od pokolenia dzieci. A to oznacza, że znacznie więcej osób będzie pobierać emerytury, niż je finansować.
Ten problem w 2002 roku dostrzegli politycy. Powołany wtedy Fundusz Rezerwy Demograficznej, na który wpływać ma 0,35 proc. składki na ubezpieczenie społeczne każdego pracownika. Od 1 stycznia 2009 r. przychodem FRD może być odpis z prywatyzacji mienia Skarbu Państwa (w wysokości do 40 proc.). Z tego tytułu FRD został zasilony w bieżącym roku kwotą ponad 700 milionów złotych.
Na razie projekt
W sumie do tej pory w funduszu uzbierano 6,5 mld zł. I choć planowano, że pieniądze te zostaną wykorzystane najwcześniej w 2020 roku - kiedy na emerytury ma zabraknąć co najmniej 40 mld zł, rząd już w projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok zapisał, że wszystkie zebrane w funduszu pieniądze wykorzysta na bieżące wypłaty rent i emerytur realizowane przez Fundusz Ubezpieczeń Społecznych.
Choć minister pracy Jolanta Fedak zaznacza, że to na razie tylko projekt i że ten pomysł może jeszcze ulec zmianie, wiele wskazuje na to, że rząd po środki z FRD jednak sięgnie. Ma do tego prawo, bo w myśl ustawy z 1998 roku uruchomienie środków FRD może nastąpić od 1 stycznia 2009 r. decyzją Rady Ministrów na wniosek prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jedynym warunkiem jest pogorszenie się warunków demograficznych. A z taką sytuacją podobno w przyszłym roku mamy mieć do czynienia.
Sytuacja wyjątkowa
- W przyszłym roku wchodzą do emerytur roczniki powojennego wyżu demograficznego, więc sytuacja demograficzna będzie niespotykana - tłumaczy Piotr Sarnecki, ekspert PKPP Lewiatan. Oprócz tego rząd tłumaczy, że w czasie kryzysu rośnie bezrobocie i mniej osób płaci składki.
Ale część ekspertów grzmi, że fundusz, który emerytury miał gwarantować dopiero przyszłym pokoleniom, nie może być wykorzystywany na bieżące cele. - O ile kryzys, który teraz mamy, będzie trwać powiedzmy jeszcze rok, może dwa lata - o tyle zmiany demograficzne jakie nas czekają, będą się ciągnąć znacznie dłużej - dziesięć, a może i więcej lat - ostrzega Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES