Liczba firm, które w I półroczu straciły grunt pod nogami do tego stopnia, że fakt ten musiał potwierdzić sąd, wzrosła w I półroczu br. do 290 w porównaniu z 195 upadłościami odnotowanymi w analogicznym okresie ubiegłego roku – wynika z danych zebranych przez Euler Hermes, który cytuje na swojej stronie internetowej "Puls Biznesu".
Najwięcej bankructw dotyczyło firm zarejestrowanych na terenie województwa mazowieckiego (60), śląskiego (37) oraz dolnośląskiego (30). Wśród województw, gdzie odnotowano najmniej upadłości, znajdują się: podlaskie oraz świętokrzyskie (4).
Bolesne upadki
Od stycznia do czerwca działalność zakończyło 16 firm zajmujących się produkcją tekstyliów i odzieży, a także dwie obuwnicze. Były to firmy zatrudniające po kilkadziesiąt, ale też i ponad 200-300 osób. Aż 28 upadłości odnotowano w segmencie produkcji wyrobów metalowych.
Aż 33 spośród 76 upadłości firm usługowych dotyczyło spółek transportowych. - Ogromna ich większość to mikroprzedsiębiorstwa, a sprzęt, którym dysponują, jest zazwyczaj przedmiotem leasingu. O regresie w branży świadczą pełne ciężarówek place komisów przy trasach tranzytowych.
Każdy jest zagrożony
Jak zwracają uwagę autorzy raportu, po I półroczu okazało się, że duże firmy tracą „grunt pod nogami” zdecydowanie szybciej niż w latach ubiegłych. - Nie ma obecnie firmy zbyt dużej, by upaść – mówi Tomasz Starus, główny analityk i dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes. - A to nie najlepiej wróży na przyszłość. W kolejnych miesiącach nie spodziewamy się zmniejszenia liczby upadłości – spadł eksport i popyt krajowy, a słaby złoty nie jest wystarczającym bodźcem do pobudzenia eksportu – podsumowuje Starus.
Źródło: pb.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24