Grupa włoskich przedsiębiorców ogłosiła, że wycofuje swą ofertę zainwestowania w upadające linie lotnicze Alitalia. Włosi jednak jeszcze nie tracą nadziei.
- Włosi nie byliby sobą, gdyby popadli w czarną rozpacz i przestali wierzyć w to, że nie ma innego wyjścia. Mówi się, że jeszcze są przed nimi trzy dni. Na tyle bowiem starczy pieniędzy na paliwo. A przez ten okres być może grupa inwestorów powróci do swojej oferty i kryzys zostanie zażegnany - powiedział w rozmowie z TVN 24 Marek Lehner, korespondent Polskiego Radia w Rzymie.
Kto uratuje Alitalię?
Ponieważ nie ma obecnie żadnej innej oferty ratowania narodowego przewoźnika, oznacza to niemal pewne bankructwo firmy. Przyczyną wycofania się konsorcjum kilkunastu potencjalnych inwestorów był brak porozumienia z kilkoma związkami zawodowymi na temat powołania "nowej Alitalii".
Włosi nie byliby sobą gdyby popadli w czarną rozpacz i przestali wierzyć w to, że nie ma innego wyjścia alitalia2
Co prawda pojawiały się głosy o pozyskaniu nowego inwestora - Lufthansy albo Air France - ale, ze strony tych przewoźników nie padły jeszcze żadne oficjalne propozycje.
Rozmowy trwały dwa tygodnie.
Komisarz rządowy linii Augusto Fantozzi oświadczył, że jeśli pojawią się wkrótce nowe oferty, zostaną rozważone. W przeciwnym razie będzie jednak zmuszony do wszczęcia procedury ogłoszenia upadłości linii i zwolnienia pracowników. W Alitalii zatrudnionych jest 19 tysięcy osób.
Berlusconi obwinia pilotów
Autorem pomysłu ratowania Alitalii przez wyłącznie włoskich inwestorów był premier Silvio Berlusconi.
W pierwszym komentarzu do nieoficjalnych jeszcze wówczas informacji o wycofaniu oferty szef rządu oświadczył: "Stoimy nad przepaścią" i obarczył odpowiedzialnością za to, co się stało, największą włoską centrale związkową Cgil i pilotów, którzy protestowali przeciwko porozumieniu z konsorcjum o nazwie Compagnia Aerea Italiana.
Skłóceni ze sobą byli nawet protestujący
W ostatnich dniach rokowań, którym towarzyszyły protesty, pikiety i strajki pracowników linii, strona związkowa rozpadła się na dwa fronty: cztery duże związki wyraziły gotowość podpisania porozumienia w sprawie ratowania Alitalii, a pięć pozostałych, wśród nich te zrzeszające pilotów i stewardessy oraz stewardów, było temu przeciwnych.
Protestowali oni przeciwko planom zwolnienia ponad 3 tysięcy osób, w tym tysiąca pilotów, i jednolitemu kontraktowi dla wszystkich pracowników.
Koniec z ustępstwami
Przeciwnicy porozumienia twierdzili wręcz, że lepsze jest bankructwo firmy niż jej doinwestowanie przez CAI.
Gdy zbliżał się koniec ultimatum postawionego związkom, prezes konsorcjum oświadczył, że nie ma mowy o dalszych ustępstwach ze strony inwestorów. Podkreślił, że zgodzili się oni i tak już na więcej niż przewidywano.
Ostatnią ofertą złożoną przez przedsiębiorców była gotowość rozdzielenia wśród pracowników 7 procent zysków "nowej Alitalii" po dwóch latach.
Bez rekompensat socjalnych
Premier Berlusconi zarzucał wcześniej pilotom "irracjonalny egoizm" i ostrzegał, że jeżeli związki nie zaakceptują oferty inwestorów, wszyscy pracownicy linii odczują boleśnie skutki ich nieuniknionego upadku, ponieważ rząd nie zagwarantuje w tym przypadku rekompensat socjalnych, jakie dałby, gdyby w ramach porozumienia rozpoczęła się restrukturyzacja firmy.
Kto kogo miał uratować?
Modlę się za was alitalia
W skład konsorcjum, które było zainteresowane powołaniem od listopada "nowej Alitalii", wchodzi między innymi grupa Benetton, drugi co do wielkości włoski bank - SanPaolo Intesa oraz największe prywatne linie Air One, które - jak zauważają obserwatorzy - same przeżywają poważne trudności.
Nie brakowało zatem na łamach prasy głosów, że właściciel tych linii zdecydował się ratować narodowego przewoźnika tylko po to, by przy okazji ocalić przed bankructwem własną firmę.
Prasa zna winnego
W piątek cała włoska prasa ponownie żyje agonią swojego narodowego przewoźnika. "Chaos", "Krok od przepaści", "Agonia" - takimi nagłówkami krzyczą gazety, zarzucając fiasko rozmów w sprawie powołania "nowej Alitalii" premierowi Berlusconiego, który szedł do wiosennych wyborów pod hasłem: "sami uratujemy narodowego przewoźnika".
"Upadek tuż tuż"
"La Repubblica" zwraca uwagę, że decyzję o wycofaniu się włoskich inwestorów z konsorcjum CAI niektórzy pracownicy, przede wszystkim piloci i stewardessy, przyjęli okrzykami radości. Ich najczęściej powtarzanym w ostatnich dniach pikiet hasłem były słowa: "lepiej zbankrutować niż iść z tymi bandytami".
Gazeta przytacza też słowa rządowego komisarza Alitalii Augusto Fantozziego, który ostrzegł: "upadek jest tuż tuż".
"La Stampa" wyraża przekonanie, że flagowy włoski przewoźnik został doprowadzony na skraj bankructwa w rezultacie lat złego zarządzania. Przypomina, że niektóre stewardessy zarabiają rocznie zaledwie 16 tysięcy euro, gdy jeden z poprzednich prezesów firmy dostał odprawę w wysokości 8 milionów euro.
Lepiej zbankrutować niż iść z tymi bandytami alitalia
Turyńska gazeta zauważa, że ponieważ linie Alitalia były kontrolowane przez państwo i polityków, nikt nie martwił się o zasady rynkowe i budżet. To zaś doprowadziło do finansowej katastrofy.
I tylko wydawany przez rodzinę Berlusconiego dziennik "Il Giornale" pełną odpowiedzialnością za możliwy upadek Alitalii obarcza związki zawodowe.
I o strajku jej pracowników
Źródło: PAP, TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24