W studniach zabraknie wody, gruntowa droga będzie rozjeżdżana przez ciężarówki, do tego jeszcze hałas i zapylenie. Takie obawy mają mieszkańcy Ożynnika (Podlaskie) oraz pobliskich Studzianek, którzy domagają się przeprowadzenia pełnej analizy oddziaływania inwestycji na środowisko. A chodzi o żwirownię, która ma powstać w otulinie parku krajobrazowego. Zielone światło dał już urząd miejski. Inwestor będzie się starał o koncesję. Sprawa ma trafić do sądu. Oprócz mieszkańców, wątpliwości mają też Lasy Państwowe.
- Protestujemy, bo domagamy się rzetelnego sprawdzenia oddziaływania tej inwestycji na środowisko - mówi przed kamerą TVN24 Joanna Nerkowska.
Kupiła działkę i zamierza stawiać dom w niewielkiej miejscowości Ożynnik, obok której ma powstać żwirownia.
Trasa rowerowa, szlak nordic walking, ścieżka konna
- Delikatnie mówiąc żwirownia. To potężna kopalnia odkrywkowa kruszywa – twierdzi.
Inwestycja ma być zlokalizowana tuż przy drodze gruntowej.
- Droga jest trasą rowerową, szlakiem nordic walking oraz ścieżką konną. Żwirownia ma powstać w odległości około trzech kilometrów od Studzianek, w których mieszka już około 1,4 tys. osób. Mieszkańcy właśnie w tym lesie odpoczywają. Żwirownia ma być zlokalizowana w otulinie Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej oraz na terenie Natura 2000 – podkreślała Nerkowska.
Chce kopać na powierzchni mniejszej niż 25 ha. Mieszkańcy: to nie przypadek
Zaznacza też, że powierzchnia wszystkich działek inwestora wynosi 28,2534 ha. Z czego złoża kruszywa zajmują (zgodnie z zatwierdzoną przez Państwowy Instytut Geologiczny, kartą informacyjną) 25,0442 ha.
- Inwestor zamierza jednak prowadzić inwestycję na powierzchni liczącej 24,9500 ha. Podejrzewam, że zrobił to celowo, bo zgodnie z prawem, jeśli powierzchnia złoża jest większa niż 25 ha, inwestor ma obowiązek przeprowadzenia pełnej analizy oddziaływania inwestycji na środowisko oraz przeprowadzenia konsultacji społecznych – zaznacza nasza rozmówczyni.
Instytucje stwierdziły, że nie ma potrzeby robienia pełnej analizy
Zielone światło dla inwestycji dał już Urząd Miejski w Wasilkowie, prosząc wcześniej o wydanie opinii przez Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, sanepid oraz Wody Polskie.
Jak informuje nas burmistrz Wasilkowa Adrian Łuckiewicz te trzy instytucje stwierdziły, że inwestycja nie wymaga konieczności przeprowadzenia pełnej oceny oddziaływania na środowisko.
- Jedna ze stron postępowania złożyła odwołanie od decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które zaskarżoną decyzję utrzymało w mocy. Teren, który inwestor chce zagospodarować na złoże kruszywa naturalnego jest terenem z udokumentowanym złożem, stąd wniosek jest uzasadniony, a procedura administracyjna została przeprowadzona zgodnie z obowiązującym prawem – zaznacza burmistrz.
O tym, że w tym miejscu istnieją udokumentowane złoża kopalin mówi też obowiązujące od 2006 roku studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Studium nie zabrania więc prowadzenia tu wydobycia.
RDOŚ: nie ma tu najcenniejszych gatunków
- Jeśli chodzi o naszą instytucję, ocenialiśmy wpływ tej inwestycji na cele i przedmioty ochrony obszaru Natura 2000 – mówi nam Adam Juchnik, Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Białymstoku.
Dodaje, że przy takiej ocenie bierze się pod uwagę wpływ na siedliska chronionych i najcenniejszych gatunków.
- Akurat w pobliżu miejsca, o którym mowa, takie gatunki nie występują. Stąd też stwierdziliśmy, że nie ma tu potrzeby wykonywania pełnej oceny oddziaływania na środowisko. Kolejną ważną przesłanką do wydania przez nas opinii był zapis w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego mówiący o istnieniu tu złoża kruszywa. Nie bez znaczenia jest też fakt, że żwir ma być wydobywany na terenie, który liczy poniżej 25 hektarów, co oznacza, że inwestor nie ma obowiązku przeprowadzania pełnej oceny oddziaływania na środowisko – zaznacza dyrektor.
Według RDOŚ, to czy inwestor celowo zaniża powierzchnię, nie ma znaczenia
Gdy zwracamy uwagę, że mieszkańcy twierdzą, iż inwestor celowo zaniżył powierzchnię inwestycji, Adam Juchnik mówi, że to jest tak jak z ograniczeniem prędkości do 50 kilometrów na godzinę na terenie zabudowanym.
- Ktoś kto jedzie 49 km/h nie dostanie mandatu. Inwestor z oczywistych względów może więc korzystać z tego, że przepisy nie wymagają przeprowadzenia pełnej analizy oddziaływania na środowisko, jeśli powierzchnia inwestycji nie przekracza 25 ha. To, czy celowo zamierza prowadzić wydobycie na takiej a nie innej powierzchni, nie ma żadnego znaczenia – zaznacza dyrektor.
Dodaje, że również sanepid oraz Wody Polskie stwierdziły, iż nie ma tu potrzeby przeprowadzania pełnej analizy oddziaływania na środowisko.
- Natomiast jeśli, już po rozpoczęciu wydobycia, wystąpią jakieś problemy, na przykład w studniach okolicznych mieszkańców nie będzie wody, to Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska oraz Wody Polskie będą mogły nakładać na inwestora określone obowiązki, żeby temu przeciwdziałać – zaznacza Adam Juchnik.
Lasy Państwowe pójdą do sądu
Decyzja burmistrza Wasilkowa stwierdzająca brak potrzeby przeprowadzania pełnej analizy oddziaływania inwestycji na środowisko została zaskarżona do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które utrzymało decyzję w mocy. Skarżącym były Lasy Państwowe, do których należy sąsiednia działka.
- Będziemy składali odwołanie od rozstrzygnięcia SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Stoimy bowiem na stanowisku, że powinna być przeprowadzona pełna ocena oddziaływania na środowisko – mówi Marcin Konik, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Czarna Białostocka.
Dodaje, że żwirownia ma powstać bardzo blisko, bo w odległości do stu metrów, od sąsiedniego drzewostanu.
- Poprzez rozpoczęcie tu wydobycia może nastąpić obniżenie się poziomu wód gruntowych, co oznacza że drzewa mogą uschnąć - zaznacza zastępca nadleśniczego.
Już raz koncesja była wydana
Odwołania (oraz wnioski o uznanie ich za strony postępowania) do sądu mają zamiar składać też mieszkańcy Ożynnik. Inwestor natomiast, niezależnie od tego, zamierza starać się o uzyskanie koncesji, dzięki której będzie mógł wydobywać żwir.
- Już raz - wtedy jeszcze w ramach współpracy z innym inwestorem – taką koncesję dostał. Koncesja wygasła w 2023 roku, natomiast o sprawie było głośno w 2009 roku. Mieszkańcy również wtedy protestowali i ostatecznie do uruchomienia żwirowni na dużą skalę nie doszło. Wydobyto jedynie jakieś śladowe ilości żwiru w porównania do wydobycia, które obecnie się planuje - wspomina, cytowana wcześniej, Joanna Nerkowska.
Obawiają się hałasu i zapylenia
Dodaje, że zarówno wtedy jak i obecnie argumenty mieszkańców były podobne.
- Inwestor chce wozić żwir wąską i gruntową drogą biegnącą z Ożynnia w kierunku Horodnianki, żeby wyjechać na ekspresową drogę S19. Droga nie nadaje się do tego, aby jeździły po niej ciężarówki. Można przypuszczać, że powstaną na niej koleiny. Natomiast mieszkańcy Ożynnika czy też pobliskich Studzianek, którzy chociażby spacerują tu z dziećmi w wózkach, będą borykali się z problemem hałasu oraz zapylenia, które – szczególnie latem – będzie generowane przez jeżdżące po gruntowej drodze ciężarówki - zaznacza Nerkowska.
Podobnie argumentuje Aniela Barwikowska, mieszkanka Studzianek oraz prezeska stowarzyszenia Nasze Studzianki, która wskazuje, że inwestor zamierza wydobywać tu 100 tysięcy ton żwiru rocznie przez najbliższych 20 lat.
- To 18 ciężarówek dziennie, czyli 36 kursów w ciągu dnia – mówi przed kamerą TVN.
Dodaje, że pomimo deklaracji inwestora, który w styczniu przybył na spotkanie z mieszkańcami i mówił, że zamierza dbać o stan drogi, ma obawy, jak to będzie wyglądało w praktyce.
- Tymczasem ani w karcie informacyjnej przedsięwzięcia, ani w opinii RDOŚ nie ma słowa o tym, jaki wpływ będzie miał ciężki transport na taką skalę na obszar w pobliżu tej drogi – zaznacza.
Kolejny problem - poziom wód gruntowych
O uciążliwościach, z którymi należy się liczyć mówi też Stanisław Jastrzębski z Ożynnika.
- Mieszkam w tej okolicy od ponad 25 lat, a wybrałem ten teren z uwagi na to, że sądziłem, iż gwarantuje mi odpowiednią jakość życia. Okoliczności przyrody są przepiękne. W tej chwili próbuje nam się po raz drugi zaburzyć nasze życie – mówi.
Zwraca uwagę, że realizacja inwestycji może pociągnąć za sobą obniżenie się poziomu wód gruntowych.
- Wszak teren ten leży w strefie ochrony pośredniej ujęcia wody podziemnej. Na razie w studniach mamy wodę, ale może się to zmienić, gdy zacznie się wydobycie żwiru. Problem mogą też mieć mieszkańcy pobliskich Studzianek, którzy chociaż - w przeciwieństwie do nas - mają sieć wodociągową, to narzekają przy większym poborze na niskie ciśnienie w kranach – zaznacza nasz rozmówca.
Mieszkaniec obawia się, że będzie tu "pustynia"
O tym problemie mówi też mieszkający w Studziankach Stanisław Kardyński.
- W okolicach jest pięć czynnych, wybijających z ziemi, źródeł wodnych. Tworzą one cieki, które płyną przez Studzianki. Jeżeli naruszymy tu system wodny poprzez powstanie kopalni żwiru, cieki zanikną i powstanie pustynia. Trochę na tym się znam, bo przez 30 lat byłem geodetą – zaznacza.
Inwestor: nie będę eksploatował kopalni poniżej poziomu wód gruntowych
Jan Jurkiewicz, który jest tu inwestorem, mówi, że poziom wód gruntowych nie ulegnie zmianie.
- Zamierzam bowiem eksploatować kopalnię powyżej poziomu wód gruntowych, aby docelowo można było ten teren zrekultywować. Nie zamierzam odprowadzać wód gruntowych poza teren wyrobiska, co mogłoby obniżyć ich poziom. Może wystąpić ewentualne sporadyczne i miejscowe wydobycie żwiru spod lustra wody w miejscach, gdzie poziom ten w gruncie jest wysoki. Nie uszczupli to zasobów wody – mówi.
Twierdzi, że zadba o drogę
Natomiast jeśli chodzi o drogę dojazdową, podkreśla, że jeśli ciężarówki będą ją niszczyły, z całą pewnością wynajmie równiarkę i zleci naprawę stanu drogi.
- Będzie mi bowiem zależało na utrzymaniu nawierzchni. W przeciwnym razie nie tylko moje ciężarówki będą miały problem z dojazdem, ale też nie przyjadą do mnie klienci. Natomiast jeśli chodzi o szerokość drogi, to jestem po wstępnych rozmowach z Urzędem Miejskim w Wasilkowie. Umówiliśmy się w ten sposób, że urząd wyznaczy szerokość pasa drogowego, a ja - jeśli okaże się, że są miejsca, w których jest za wąsko - przeprowadzę niezbędne wycinki drzew i poszerzę drogę. Utwardzając ją żwirem, który będzie wydobywany na terenie kopalni – zaznacza Jurkiewicz.
Dodaje, że Urząd Miejski w Wasilkowie przed wydaniem decyzji analizował trasę dojazdową.
- Byłem na piśmie pytany o tę kwestię i szczegółowo udzieliłem odpowiedzi. Gdyby nie protest mieszkańców, to prawdopodobnie bylibyśmy w chwili obecnej na etapie geodezyjnego wyznaczenia pasa drogowego i co najmniej wycinki drzew – zaznacza inwestor.
Inwestor: to przedsiębiorca decyduje, na jakiej powierzchni chce mieć kopalnię
Odpowiadając natomiast na zarzut, że celowo zaniżył powierzchnię, na której chce wydobywać żwir, żeby nie mieć obowiązku przeprowadzania pełnej analizy oddziaływania na środowisko, mówi, że to przedsiębiorca decyduje na jakiej powierzchni zamierza prowadzić działalność.
- Jeśli w danym miejscu zalega zbyt cienka warstwa żwiru, to nie opłaca się prowadzić wydobycia. Jeśli z wierzchu będzie kilka metrów gliny, a w głębi metr żwiru, nie ma sensu zbierać gliny, żeby dostać się do niewielkiego złoża żwiru. Liczba 24,9500 ha to maksymalna powierzchnia przedsięwzięcia, co nie oznacza, że ostatecznie cały ten teren będzie wykorzystywany – zaznacza.
Twierdzi, że mieszkańcy musieli wiedzieć, że jest tu żwirownia
Gdy pytamy, czy faktycznie – jak mówią mieszkańcy - złoża wystarczy na najbliższych 20 lat i będzie tu jeździło 18 ciężarówek dziennie, twierdzi że są to jedynie orientacyjne liczby.
- Obecna żwirownia istnieje od 2009 roku (Jurkiewicz działał wtedy ze swoim wspólnikiem, później ich drogi się rozeszły – przyp. red.), zajmuje około ośmiu hektarów i jest ograniczona istniejącymi wałami ziemnymi z zebranego humusu. Żwir był tu wydobywany w krótkim okresie w 2016 roku. Został wykorzystany na potrzeby budowanych jezdni i chodników w Studziankach. Nikomu wtedy nie przeszkadzało, że żwir był dowożony po istniejącej drodze gruntowej. W obowiązującym od 2006 roku studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego jest wpis informujący o złożach kruszywa. Nabywcy działek w - oddalonym od granicy żwirowni o około 500 metrów i odgrodzonym zwartą ścianą lasu - Ożynniku nie mogli nie wiedzieć, iż nabywają te działki w określonych uwarunkowaniach miejscowych – mówi inwestor.
Nie będzie "krajobrazu księżycowego"
Zaznacza, że kopalnia będzie funkcjonowała etapami, tzn. na początku wydobycie będzie realizowane na wspomnianych ośmiu hektarach.
- Po wyeksploatowaniu tej powierzchni wyrobisko będzie (za zgodą i pod nadzorem Urzędu Górniczego) poszerzane o kolejne osiem–dziesięć hektarów, natomiast dotychczasowe wyrobisko będzie na bieżąco rekultywowane. Nieprawdą jest, jak twierdzą protestujący mieszkańcy, iż zamierzam eksploatować kruszywo jednocześnie na powierzchni całego prawie 25 ha przedsięwzięcia, co będzie skutkować "krajobrazem księżycowym" – podkreśla Jurkiewicz.
Inwestor: w Ożynniku nie mieszkają setki czy nawet dziesiątki osób
Przyznaje, że do tej pory wydobycie żwiru było prowadzone w bardzo małym zakresie, ale obowiązująca w latach 2009-23 koncesja pozwalała na prowadzenie tu żwirowni.
- W tym czasie ludzie pokupowali tu ziemię, niektórzy zaczęli się budować. To już nie moja wina, że wybrali sąsiedztwo żwirowni. Zresztą Ożynnik nie jest wsią, w której mieszkają setki czy nawet dziesiątki osób. Większość z protestujących, według mojej wiedzy, to osoby nie mieszkające w Ożynniku czy Studziankach, a jak wskazywali w swoich protestach są jedynie właścicielami działek, których numery podawali, legitymując swoje prawo do protestu – mówi Jan Jurkiewicz.
Twierdzi, że sołtys mówiła o osiedlu domków jednorodzinnych
Zastanawia się, czy w całej sprawie nie chodzi o konflikt interesów. Wspomina, że gdy w styczniu przybył na zaproszenie mieszkańców na spotkanie do świetlicy wiejskiej w Studziankach, pani sołtys tej miejscowości powiedziała publicznie, że jeden z sąsiadów zamierza obok żwirowni zbudować osiedle domków jednorodzinnych.
- Dalej stwierdziła publicznie, że "kto zechce zamieszkać obok żwirowni?". Następnie zwróciła się do mnie w obecności wszystkich zebranych: "Stawiaj pan osiedle mieszkaniowe, a gwarantuję Panu, że nie będzie żadnych protestów". Według mej wiedzy osiedla mieszkaniowe to znacznie większe stałe zagrożenie dla środowiska niż czasowa kopalnia kruszywa, która docelowo zostanie zrekultywowana - mówi inwestor.
Sołtys: inwestor źle zrozumiał słowa, które padły podczas zebrania
Na spotkaniu z inwestorem były obie panie sołtys (miejsowość jest na tyle duża, że ma dwóch sołtysów - przyp. red.). Sołtys Eugenia Górko twierdzi, że nic nie mówiła o tym, że jeden z sąsiadów żwirowni chce budować osiedle mieszkaniowe.
- Choć oczywiście mam taką opinię jak mieszkańcy, że powstanie żwirowni oznacza hałas, zapylenie, rozjeżdzanie gruntowej drogi oraz obniżenie się poziomu wód gruntowych. A jeśli chodzi o domy jednorodzinne, to powstają wokół Studzianek przez cały czas - mówi.
Sołtys Jolanta Szymańska twierdzi, że inwestor widocznie źle zrozumiał to, co zostało powiedziane na zebraniu.
- Sołtys Eugenia Górko mówiła tylko, że gdyby inwestor zamiast budować żwirowni chciał postawić osiedle domów to nie byłoby protestów. Co jest oczywiste, bo ludzie mogliby zamieszkać w otoczeniu przyrody. Natomiast jeśli chodzi o żwir, który był dowożony w 2016 roku na potrzeby budowy dróg, nie jest prawdą, że nikomu to nie przeszkadzało. Mieszkańcy zgłaszali, że droga gruntowa prowadząca do Ożynnika jest rozjeżdżana przez ciężarówki - zaznacza Szymańska.
Około 70 mieszkańców przed II wojną światową
Cytowany wcześniej mieszkaniec Ożynnika Stanisław Jastrzębski mówi, że dzieje wsi sięgają XIX wieku, kiedy to jakaś rodzina dostała od cara kawałek ziemi i miała za zadanie opiekować się pobliskim lasem.
- Miejscowość z czasem się rozrastała. Do tego stopnia, że – jak wynika z opowieści niestety już nieżyjących mieszkańców - przed II wojną światową mieszkało tu około 70 osób – informuje.
25 lat temu mieszkało 12-14 osób
On działkę kupił w 2000 roku.
- Wtedy w Ożynniku stało kilka niezamieszkałych domów oraz trzy, w których mieszkały cztery rodziny. Razem 12-14 osób. W 2009 roku, kiedy po raz pierwszy było głośno o tym, że ma tu powstać żwirownia, były tu trzy opuszczone domy i cztery – łącznie z moim - zamieszkałe. Dwa domy zamieszkałe były na stałe, a w przypadku pozostałych – tak jak i w moim – mieszkańcy przebywali tu przez większą część roku. Łącznie było nas około 12 osób – wspomina pan Stanisław.
Obecnie zagospodarowanych lub w trakcie zagospodarowywania jest 13 działek
Dodaje, że obecnie większość starych domów ma charakter rekreacyjny.
- W części nie są uregulowane sprawy spadkowe. Wszystkie budynki mają co najmniej po sto lat. Za to obok powstają nowe. Szczególnie jest to widoczne w ostatnich pięciu latach. Miejscowość odradza się. Obecnie zagospodarowanych lub w trakcie zagospodarowywania jest trzynaście działek. W niektórych z nich pojawiają się stali mieszkańcy. Na razie trzy posesje są zamieszkałe. Pozostałe inwestycje są w trakcie realizacji. Zainteresowanych nabyciem działki w tym terenie jest sporo osób - podkreśla Stanisław Jastrzębski.
Dodaje, że ponad 25 lat temu teren planowanej żwirowni należał do spółdzielni rolniczej ze Studzianek i został przez nią odsprzedany.
- Pole zdążyło zarosnąć drzewami, które zostały wycięte przed 2009 rokiem, kiedy za pierwszym razem miało tu ruszyć wydobycie żwiru. Ostatecznie, też po naszych protestach, do otwarcia kopalni praktycznie nie doszło. Wydobycie trwało zaledwie kilkanaście dni. A teraz temat wrócił z uwagi na to, że inwestor ponownie chce zdobyć koncesję. Trudno było przewidzieć np. w 2014 czy 2016 roku, że temat żwirowni znów stanie się za kilka lat aktualny - zaznacza Jastrzębski.
Autorka/Autor: Tomasz Mikulicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24