Emerytowany lubelski kolejarz Albin Kulik postawił w swoim ogródku trzy miniatury dawnych parowozów z wagonikami. Wieczorem pociągi są podświetlane. Świeci się też semafor, a z głośników słychać komunikaty, jak na prawdziwym dworcu. Ta jedyna w swoim rodzaju stacja kolejowa jest sporą atrakcją.
- Wszystko zaczęło się pięć lat temu. Byłem akurat po zawale i chciałem zająć czymś głowę. Wnuczka pokazała mi w Internecie zdjęcia i projekty. Zacząłem się zastanawiać, czy dałbym radę coś takiego zbudować – mówi Albin Kulik.
Na jego podwórku przy ulicy Krężnickiej w Lublinie można podziwiać trzy miniatury dawnych lokomotyw parowych. – Podobnym modelem zaraz po wojnie jeździł mój ojciec. Poszedłem w jego ślady. Przepracowałem na kolei 37 lat. Kolejarzem jest też mój syn – uśmiecha się nasz rozmówca.
Modele z blach i kotłów kupionych na złomie
Największa jest pierwsza miniatura, sprzed pięciu lat. Oprócz lokomotywy i wagonu z węglem ma też dwa pasażerskie. - Zawsze lubiłem majsterkować, więc jestem konstruktorem tych maszyn. Zrobiłem je z blach i kotłów, które kupowałem na skupie złomu. Trzeba było oczywiście trochę się "nagimnastykować" ze składaniem, spawaniem czy malowaniem, ale naprawdę warto. Pracowałem przez cały rok. Nie zdołałem tylko zrobić sam kół. Potrzebowałem pomocy tokarza – opowiada pan Albin.
Dwa lata po pierwszej miniaturze skonstruował najmniejszą w swojej kolekcji – z ciuchcią i wagonem z węglem. – Taki sam skład ma też ostatnia z moich prac. Tyle że tutaj gabaryty ciuchci i wagonu są nieco większe. Stworzyłem ją podczas ostatniej zimy – zaznacza Kulik.
Pociągi szczególnie podobają się dzieciom
Dodaje, że stara się jak najwierniej oddać każdy detal. – Może dlatego nie ma dnia, żeby ktoś do mnie nie zaglądał i nie chciał obejrzeć wszystkiego z bliska. Szczególnie, że moja posesja widoczna jest ze ścieżki rowerowej biegnącej przy Zalewie Zemborzyckim. Pociągi szczególnie podobają się dzieciom. Właśnie z myślą o nich, umieściłem w największej ciuchci lalkę maszynisty – uśmiecha się konstruktor.
Największe wrażenie jego stacja Lublin – Zemborzyce robi jednak po zapadnięciu zmroku. – Zapalam wtedy semafor i podświetlam pociągi. Wnuk wgrał mi na pendrive'a odgłosy ze stacji kolejowej. Z głośników można więc usłyszeć komunikaty, jak na prawdziwym dworcu. A także gwizd i świst pociągów – mówi pan Albin.
W planach kolejne modele
W planach ma kolejne miniatury. – Chociaż z drugiej strony, nie takie to znowu miniatury. Sama ciuchcia pierwszego z pociągów waży około 350 kilogramów – śmieje się nasz rozmówca.
Jego inicjatywę chwali Danuta Daniewska, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Zemborzyce. - Jesteśmy dumni z pana Albina, że tworzył takie miejsce. Jest ono, poza samym Zalewem Zemborzyckim, największą atrakcją turystyczną naszej dzielnicy – mówi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne Albina Kulika