Mieszkańcy Czeremchy Wsi (Podlaskie) protestują przeciwko planom postawienia tuż przy ich miejscowości ośmiu ogromnych kurników. Rocznie ma się przez nie przewijać nawet około czterech milionów kur. Inwestor twierdzi jednak, że takie sąsiedztwo nie będzie uciążliwe. Protestujący zastanawiają się, dlaczego więc chce stawiać kurniki w ich gminie, a nie we wsi, której jest sołtysem.
- Jak to można postępować? Przez tyle lat zostawiał u mnie na podwórku maszyny, a o tym, że chce nam takie coś wybudować słowem nawet nie wspomniał – mówi Eugenia Kerdelewicz, sołtys Czeremchy Wsi.
To właśnie tuż obok tej, liczącej 170 domów, miejscowości ma stanąć osiem potężnych kurników. Na 33-hektarowej działce. Inwestorem jest Michał Kuptel, sołtys Jagodnik.
- To wieś na terenie gminy Dubicze Cerkiewne, oddalona od nas o ponad 25 kilometrów. Pytanie dlaczego inwestor nie stawia kurników u siebie, chociaż tam też ma ziemię? Pewnie mieszkańcy nie pozwolili, więc zamierza smrodzić tutaj – oburza się Eugenia Kerdelewicz.
Kurniki mają stanąć tuż za jej płotem. – Moim zresztą też – mówi sąsiadka Anna Kierdelewicz. – Zmierzyłyśmy, że w linii prostej od naszych ogrodzeń do granicy działki Michała Kuptela jest 180-230 metrów.
"Ich zysk, nasz smród" i "Precz z kurnikami"
Wszystko zaczęło się pod koniec stycznia, kiedy wójt gminy Czeremcha zamieścił w Biuletynie Informacji Publicznej obwieszczenie o rozpoczęciu postępowania zmierzającego do wydania decyzji środowiskowej. Mieszkańcy postanowili nie dopuścić do powstania kurników. Zaczęli słać do urzędu gminy pisma i protestować. Zebrali się też przed budynkiem miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Trzymali transparenty z hasłami "Ich zysk, nasz smród" czy też "Precz z kurnikami".
- Inwestor nie chciał się z nami spotkać, choć pani sołtys do niego dzwoniła. Zbieramy więc podpisy pod protestem, który chcemy przekazać wójtowi. W internecie poparło nas już ponad 700 osób. Chodzimy też po domach. Myślę, że nie znajdzie się nikt, kto poparłby tę inwestycję – twierdzi Anna Kierdelewicz.
Podkreśla, że większość protestujących to tradycyjni rolnicy, którzy uprawiają ziemię z dziada pradziada.
- Nie boimy się zapachów wsi, ale niebezpiecznych odorów z fabryki, bo tak trzeba nazywać takie fermy, które według nas nie należy klasyfikować jako rolnictwo, ale jako przemysł. Powinny powstawać daleko od budynków mieszkalnych, a nie tuż przy nich – zaznacza nasza rozmówczyni.
Raport środowiskowy opiniują cztery instytucje
Wójt gminy Czeremcha Jerzy Wasiluk informuje, że zgodnie z raportem środowiskowym przedstawionym przez inwestora, zabudowania mają być oddalone o 400-450 metrów od pierwszego domu, z którym kurniki mają sąsiadować. Podkreśla, że urząd, wydając decyzję środowiskową weźmie pod uwagę opinię wszystkich instytucji i zdanie wszystkich stron postępowania.
- Na razie trudno wyrokować, jaki ta sprawa będzie miała finał – mówi.
Inwestor złożył raport środowiskowy, który jest obecnie opiniowany przez cztery instytucje: Urząd Marszałkowski, Wody Polskie, sanepid oraz Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. Trzy ostatnie poprosiły już inwestora o uzupełnienie dokumentacji.
- Rozpatrujemy też wnioski złożone przez mieszkańców o nadanie statusu strony postępowania. Na razie taki status otrzymało jedynie stowarzyszenie Zielona Czeremcha – zaznacza wójt.
"W tych okolicach brakuje podstawowej infrastruktury"
Członek Zielonej Czeremchy Maciej Frańczak uważa że - pomijając już wszystkie inne aspekty - inwestycja nie może powstać również z tego powodu, że w tych okolicach brakuje podstawowej infrastruktury.
– Weźmy chociażby sprawę dojazdu. Przez wieś biegnie asfaltówka z czasów PRL. Droga ta została zbudowana w taki sposób, że asfalt wylano na kostkę brukową. W żadnym razie nie jest ona przystosowana do tego, aby jeździły po niej ciężarówki. Tym bardziej nie pojadą też tak zwaną drogą zagumienną, czyli gruntową biegnącą za stodołami rolników. Poza tym tiry musiałyby też wjechać na mostek nad rzeką Nurczyk. Wątpię, aby ten wytrzymał ciężar większy niż 12 ton – mówi.
Dodaje, że w Czeremsze jest też bardzo niski poziom wód gruntowych, a inwestor zakłada ogromne zapotrzebowanie na wodę.
– Chce wykopać studnie głębinowe, tyle że powstanie przez to lej depresyjny, co spowoduje wyschnięcie przydomowych studni, z których czerpią wodę mieszkańcy – podkreśla Maciej Frańczak.
Szereg uwag ze strony instytucji opiniujących
O informacje odnośnie warunków wodno-gruntowych proszą zresztą inwestora Wody Polskie. Uwag w piśmie wysłanym przez tę instytucję jest jednak znacznie więcej. Podobnie jak w wezwaniu z sanepidu, który wskazuje, że w raporcie środowiskowym należy szerzej przeanalizować wpływ inwestycji na zdrowie i warunki życia ludzi.
"W ogóle nie wzięto pod uwagę możliwych zagrożeń drobnoustrojami chorobotwórczymi powietrza, wody i gleby w otoczeniu gospodarstwa, również chorobami zakaźnymi podlegającymi zwalczaniu, jak np. ptasia grypa, salmonelloza" – napisał sanepid.
Natomiast RDOŚ domaga się od inwestora m.in. wyliczenia tego, ile nawozu naturalnego wyprodukują ptaki oraz przedstawienia analizy, jak na okoliczne gleby i wody wpłynie emisja amoniaku.
- Inwestor nie wyjaśnia też, jak zamierza rozwiązać problem hałasu. Z jego raportu wynika, że na terenie fermy ma być zamontowanych 208 wentylatorów. Otwarta pozostaje też kwestia utylizacji zwierząt, które padną. Zgodnie z moimi wyliczeniami dokonanymi w oparciu o raport, w ciągu roku przez fermę przewinie się około czterech milionów kur – mówi Maciej Frańczak.
Inwestor: zapewniam, że mam czyste intencje
Inwestor Michał Kuptel komentuje, że sprawa jest jeszcze na bardzo wczesnym etapie. - Jeśli instytucje opiniujące stwierdzą, że nie będę mógł budować fermy, to inwestycja nie dojdzie do skutku. Nie jestem specjalistą. Po prostu chcę się dowiedzieć, czy mogę zgodnie z prawem postawić tu kurniki – podkreśla.
Uważa, że obawy mieszkańców są przesadzone.
- Tak jest na przykład w sprawie dojazdu. Mógłbym korzystać nawet z drogi zagumiennej. Przecież utrzymanie jej w takim stanie, żeby była przejezdna leżałoby w moim interesie. Wiem, że mieszkańcy przedstawiają mnie jako "tego złego", ale zapewniam, że nie mam żadnych nieczystych intencji. Jestem rolnikiem już od kilku pokoleń i próbuję się rozwijać. Moja rodzina gospodarzy w Czeremsze Wsi od osiemnastu lat – tłumaczy.
Działka, na której miałyby stanąć kurniki, była przez lata dzierżawiona przez jego rodzinę. Ponad rok temu Michał Kuptel kupił ją jednak na własność. Twierdzi, że nie jest prawdą, iż chciał stawiać kurniki w Jagodnikach, a mieszkańcy mu na to nie pozwolili.
- W mojej rodzinnej wsi nie mam tak dużej działki, poza tym ziemia jest tam znacznie lepsza niż w gminie Czeremcha, więc szkoda byłyby przeznaczać ją na kurniki – mówi.
"Tak czy owak, mieszkańcy byliby przeciwni kurnikom"
Dodaje, że przed tym, jak zaczął planować inwestycję, odwiedził nowoczesną fermę.
– Jeździłem po okolicy, wchodziłem nawet do środka. Aż sam się zdziwiłem, że nie poczułem fetoru, którym straszą dziś mieszkańcy. Moje budynki mają spełniać najwyższe standardy. Zaprojektował je specjalista, który napisał raport środowiskowy – zapewnia Michał Kuptel.
Na pytanie, dlaczego nie poinformował mieszkańców o swoich planach jeszcze przed złożeniem w urzędzie raportu, odpowiada, że niczego by to nie zmieniło.
- Tak czy owak, mieszkańcy byliby przeciwni kurnikom. Stąd też nie ma sensu nawet się w tej sprawie spotykać. Oni będą obstawać przy swoim, ja przy swoim. Mają pełne prawo wypowiedzieć się w ramach toczącego się właśnie postępowania w urzędzie gminy – mówi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Katarzyna Dytkowska