Spacerując po Białymstoku można natknąć się na kamienie, na których widoczne są rysy twarzy. Wszystko za sprawą Piotra Pytasza, artysty z pobliskich Sochoni, który od lat rzeźbi w głazach. Robi to wcześnie rano, więc spieszący do pracy mieszkańcy mogą się zdziwić, że mijane przez nich codziennie kamienie zyskały nagle ludzkie oblicza.
- Wszystko zaczęło się jakieś 15 lat temu po tym jak obok miejsca, w którym mieszkam zbudowałem ośrodek rehabilitacyjny i postanowiłem zaaranżować w jakiś sposób najbliższe otoczenie. Padło na kamienie, bo z jednej strony zawsze lubiłem malować, a drugiej jestem z zawodu architektem. Rzeźbiarstwo jest zaś moim zdaniem czymś pośrednim między malarstwem a architekturą – mówi Piotr Pytasz.
Ten, mieszkający w Sochoniach pod Białymstokiem, artysta słynie z tego, że rzeźbi twarze w kamieniach. Nie robi tego jednak w pracowni, ale w miejscach, w których te kamienie leżą. Pracuje zazwyczaj w godzinach wczesnoporannych, stąd też nieraz przechodnie spieszący rano do pracy odkrywają, że codziennie mijane przez nich kamienie zyskały nagle ludzkie oblicza.
Przechodnie pytają, o co chodzi
- Jakiś czas temu, gdy męczyłem się wczesnym rankiem z twardym głazem narzutowym, zauważyłem nadchodzącego starszego mężczyznę. Zapytał "panie, a co to?". Gdy odpowiedziałem, że kamień, zapytał "a skąd on tutaj?". Ja na to "no leży tu od tysięcy lat". "Niemożliwe, przechodzę tu od 50 lat i niczego nie zauważyłem" – usłyszałem w odpowiedzi. Innym razem – a było to wczesnym rankiem w sobotę – podeszło do mnie trzech panów z piwami w dłoniach. Gdy oznajmiłem im co robię, jeden zapytał "to pan jest archeologiem?" – uśmiecha się nasz rozmówca.
Jego prace można oglądać w kilku punktach Białegostoku. Między innymi w Parku Planty.
- Jesienią 2020 roku wyrzeźbiłem twarz na wielkim głazie, który leży naprzeciwko budynku wydziału prawa Uniwersytetu w Białymstoku. Jako że był to czas pandemiczny, nałożyłem rzeźbie przyłbicę – mówi rzeźbiarz.
Rzeźbił też w głazach leżących w puszczańskich głuszach
Zanim jednak kamienne twarze zaczęły pojawiać się w Białymstoku, artysta działał na terenie Puszczy Knyszyńskiej.
- Wydało mi się to zabawne. Pomyślałem, że ktoś kto, spacerując po leśnych głuszach natknąłby się na taką głowę, głęboko by się zastanawiał, o co może chodzić. Jako że niektóre z mniejszych kamieni, które leżały przy ośrodku rehabilitacyjnym ktoś mi ukradł, znalazłem potężny głaz i zacząłem pracę. Okazał się bardzo twardy, więc spędziłem tam sporo czasu. Kiedy wszystko było skończone, ktoś zauważył ten kamień i powiadomił lokalną prasę. O sprawie zrobiło się głośno. Stworzyłem więc kolejną głowę. Jakiś czas później poszedłem w oba te miejsca i okazało się, ważące głazy zniknęły. A jeden ważył około tony, a drugi ponad 200 kilogramów Było to cztery lata temu, a niesmak pozostał. Chociaż z drugiej strony, skoro ktoś je ukradł, oznacza że ceni - na swój sposób - moją twórczość. Tyle że nie powinien okazywać tego w taki sposób – uśmiecha się artysta.
Położył swoje prace przed wejściem do magistratu
Kradzieże, oprócz jednego wyjątku, skończyły się, gdy zaczął rzeźbić na terenie miasta.
- Wiosną 2021 roku postanowiłem - w dość specyficzny sposób - zapytać władze miasta, czy chciałyby podjąć ze mną współpracę. Położyłem wczesnym rankiem na schodach przed wejściem do magistratu cztery kamienne głowy i umieściłem przy nich szarfę z napisem "Prezydencie, czy zaprosisz nas do parku?". Gdy urząd został już otwarty stanąłem po drugiej stronie ulicy i obserwowałem, co się będzie działo. Część wchodzących do urzędu przystawała i oglądała kamienie. Część była obojętna – opowiada pan Piotr.
Decyzją władz miasta, kamienie trafiły na skwer przy cerkwi
Po pół godzinie z urzędu wyszli strażnicy miejscy. W towarzystwie chyba jednego z urzędników, który chwilę wcześniej przyglądał się rzeźbom.
- Obejrzeli wszystko jeszcze raz. Weszli do budynku, a potem znów wyszli, żeby zabrać szarfę. Miałem do załatwienia kilka spraw więc stamtąd odjechałem. Gdy po trzech godzinach wróciłem, głów już nie było. Zadzwoniłem więc do urzędu z pytaniem gdzie mogę je znaleźć. Usłyszałem "Myśmy się zachowali tak jak pan napisał i zawieźliśmy je na Planty". Gdy tam pojechałem, faktycznie zostały tam ustawione. Jednak jako że Planty objęte są opieką miejskiego konserwatora zabytków, nie mogły tam zostać. Ostatecznie trafiły więc na skwer św. Konstantyna Wielkiego obok cerkwi św. Mikołaja. Z tym, że stoją tam trzy głowy. Jedną, gdy była jeszcze na Plantach, ktoś sobie zabrał – wspomina Piotr Pytasz.
Dodaje, że o ewentualnej współpracy rozmawiał z wiceprezydentem Białegostoku Rafałem Rudnickim.
- Odniosłem wrażenie, że był za. Tak samo jak szef zieleni miejskiej. Być może w przyszłości uda się zrobić coś więcej i nie poprzestać tylko na ustawieniu tych trzech wspomnianych głów przy cerkwi - zaznacza artysta.
W pracy używa szlifierki. Dłuto nie wchodzi w grę
Ostatnią z jego prac można zaś oglądać na Plantach w pobliżu stawu „serce”.
Czytaj też: Fani ruszyli do słynnego muzeum, by zobaczyć pomnik Rihanny. Tylko, że nigdy go tam nie było
- Muszę ją jeszcze trochę doszlifować. I to dosłownie. Bo do tworzenia rzeźb używam kątówki, czyli szlifierki kątowej. Dłuto nie wchodzi w grę, bo pracuję w dość twardych kamieniach – podkreśla artysta.
Turyści chodzą szlakiem jego kamieni
Jego rzeźby powoli stają się dość popularne. - Nie dalej jak pół roku temu mój były już ośrodek rehabilitacji odwiedzili członkowie klubu seniora z Białegostoku, którzy wybrali się do Sochoni specjalnie po to, aby obejrzeć rzeźby. Było mi bardzo miło. Natomiast jeśli chodzi o Białystok, to wiem że jedna z przewodniczek oprowadza turystów szlakiem moich kamieni. To też jest bardzo miłe. Wiele razy widziałem też jak, szczególnie dzieci, robią sobie z głowami zdjęcia. Kto wie, może za parę lat, któreś z nich będzie miało taką pasję jak ja – uśmiecha się nasz rozmówca.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Pytasz