Białostocka freeganka Ewelina Głowacka wyjęła z kontenera stojącego na rampie jednego ze sklepów warzywa i owoce. Zakończyło się to awanturą, bo gdy wsiadła do samochodu, zaczepił ją ochroniarz. Kobieta została ukarana mandatem za kradzież. Teraz chce anulowania kary. Policja sprawdza, czy ochroniarz nie przekroczył uprawnień.
- Biorę towary wrzucane do kontenerów stojących za sklepami różnych sieci już od kilku lat. Również tego konkretnego sklepu. Taka sytuacja spotkała mnie jednak po raz pierwszy, odkąd się tym zajmuję – mówi Ewelina Głowacka, która jest doktorantką na wydziale polonistyki Uniwersytetu w Białymstoku oraz freeganką (freeganizm to styl życia, który polega na sprzeciwie wobec konsumpcjonizmu – przyp. red.).
10 sierpnia wzięła z kontenerów stojących na rampie (podwyższeniu, do którego prowadzą schody, a które znajduje się na zewnątrz marketu, tuż przy jego ścianie – przyp. red) sklepu sieci Biedronka przy ulicy Transportowej w Białymstoku m.in. banany, marchewkę, jogurty i śmietanę.
Nie chciała iść na zaplecze, zamknęła się w samochodzie
- Włożyłam wszystko do skrzynki i wsiadłam do samochodu. Wtedy podszedł do mnie mężczyzna – jak się później okazało – ochroniarz – który kazał mi wyjąć skrzynkę z samochodu i iść na zaplecze – opowiada nasza rozmówczyni.
Gdy powiedziała mężczyźnie, że nigdzie z nim nie pójdzie, zablokowała w aucie drzwi i nie chciała wysiąść.
- Wtedy on zaczął szarpać za klamkę, a później włożył rękę przez uchyloną szybę i powiedział, że pryśnie gazem pieprzowym. Kiedy powtórzyłam, że nie wyjdę, zaczął pryskać. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać, więc otworzyłam drzwi. Nadal znajdowałam się na siedzeniu kierowcy, kiedy ochroniarz wyjął kajdanki i chciał mi je założyć. Wtedy zaczęłam się bronić i odpychać go nogami. Ostatecznie nie założył mi kajdanek, ale wezwał policję – opowiada.
Pracownicy sklepu powiedzieli policji, że kontenery to nie śmietniki
Policja nałożyła na kobietę 200 złotych mandatu za kradzież.
- Ze strony pracowników Biedronki mieliśmy informację, że kontenerów ReFood nie można traktować jako śmietników. Bo choć wkładane są do nich towary, które nie nadają się już do sprzedaży, to są one stamtąd odbierane i sklep się z tych towarów rozlicza. Jest to własność sklepu, zatem jest to traktowane jako kradzież. Straty oszacowano na 108,99 złotych – mówi aspirant Katarzyna Molska-Zarzecka z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.
Natomiast jeśli chodzi o działania ochroniarza, to policja przyjęła zawiadomienie, z którego wynika, że miał on przekroczyć swoje uprawnienia.
- Prowadzimy w tej sprawie czynności. Zwróciliśmy się do pracowników sklepu o zabezpieczenie monitoringu. Będziemy go przeglądać – zaznacza policjantka.
Biedronka: kobieta zachowywała się agresywnie
Dorota Bryk, starszy menedżer sprzedaży w sieci Biedronka, odpowiedzialna m.in. za sklep, o którym mowa, twierdzi, że pracownik ochrony podjął interwencję w sposób kulturalny i spokojny.
- Dogłębnie zweryfikowaliśmy sytuację, która miała miejsce na terenie sklepu przy ulicy Transportowej w Białymstoku. Nagranie z monitoringu zostało dodatkowo przeanalizowane przez osoby niezaangażowane w sytuację. Widać na nim, że kobieta weszła na sklepową rampę i wyjęła zawartość kontenera na odpady, zachowywała się agresywnie w stosunku do pracownika ochrony. Usiłowała odjechać z miejsca zdarzenia, przycinając ręce naszego pracownika – podkreśla.
Dodaje, że wezwani na miejsce policjanci obejrzeli zapis z monitoringu i ukarali kobietę mandatem karnym, który został przez nią przyjęty.
- Podkreślamy, że spożycie produktów znajdujących się w kontenerach na odpady może być szkodliwe dla zdrowia. Co więcej, bezpośrednio przy kontenerze, w widocznym miejscu, znajduje się stosowne ostrzeżenie – twierdzi Dorota Bryk.
Sklepy ściśle ewidencjonują produkty sprzedane oraz niesprzedane
Natomiast Marcin Hadaj, menedżer do spraw komunikacji korporacyjnej w sieci Biedronka, informuje, że sieć przekazuje corocznie do organizacji pożytku publicznego około 15 tys. ton produktów spożywczych wartych ponad 150 mln zł i są to produkty, które mają zachowany termin przydatności do spożycia i są bezpieczne dla konsumentów.
- Ta żywność trafia rocznie do pół miliona najbardziej potrzebujących wsparcia Polaków. Do kontenerów na zapleczach sklepów trafia żywność przeterminowana, zanieczyszczona i zepsuta, a tym samym wykluczona ze sprzedaży – podkreśla.
Dodaje, że sklepy ściśle ewidencjonują produkty sprzedane oraz niesprzedane.
- Także w zakresie ich dalszego wykorzystania – przekazania do OPP (organizacji pożytku publicznego – przyp. red.) lub przetworzenia na biomasę z powodu niemożności przeznaczenia ich do konsumpcji – zaznacza.
Ewelina Głowacka: pracownicy sami sobie przeczą
Ewelina Głowacka komentuje, że gdy ochroniarz włożył rękę przez uchyloną szybę, to zaczęła ją zamykać i faktycznie przycięła mu przedramię.
- Natomiast nie jest prawdą, że chciałam odjechać. Wsiadłam do auta, ale nie odpaliłam silnika. Przekręciłam tylko kluczyk na pozycję pozwalającą na zamknięcie szyby – zaznacza.
Według niej pracownicy Biedronki sami sobie przeczą.
- Z jednej strony mówią, że jedzenie, które znajdowało się w kontenerach nie nadawało się do spożycia, a z drugiej obliczyli, że jego wartość to 108 złotych – podkreśla.
Uważa, że produkty, które wzięła, nadają się jeszcze do jedzenia
Dodaje, że w żadnym razie nie czuje się złodziejką.
- Rampa nie jest w żaden sposób ogrodzona, a na kontenerze nie ma kłódki. Poza tym artykuł 17.1 ustawy o odpadach wprowadza hierarchię sposobów postępowania z odpadami. Na pierwszym miejscu jest zapobieganie ich powstawania. Oznacza to, że należy wykorzystywać dany produkt do tego, do czego on był przeznaczony. Czyli w przypadku żywności - do konsumpcji. Recykling jest na dalszym planie – podkreśla pani Ewelina.
Według niej produkty, które wzięła nadają się jeszcze do jedzenia.
- Nie po to na przykład awokado pochłania hektolitry wody i jest transportowane przez tysiące kilometrów, żeby zamieniało się w bionawóz, kiedy można je jeszcze zjeść – mówi freeganka.
Towary są przerabiane na paliwo i bionawozy
Pojemniki, w których leżały towary, należą do firmy ReFood.
- Jako ReFood działamy w obszarze gospodarki obiegu zamkniętego. Jesteśmy producentem zielonej energii oraz bionawozów dla rolnictwa, czerpiąc surowiec z odpadów spożywczych. Odpady spożywcze to produkty stanowiące zagrożenie dla zdrowia ludzi, dlatego nie powinniśmy ich spożywać pod żadnym pozorem. Zaliczamy do nich między innymi produkty przeterminowane lub z jakiegoś powodu nienadające się do spożycia (to może być przerwany ciąg chłodniczy produktów mlecznych, dziurawe opakowanie i spleśniały produkt itd.). Decyzja, co trafi do naszych pojemników, należy do naszych klientów i z oczywistych względów umieszczają oni tam tylko to, co nie nadaje się do spożycia – mówi Marcin Stankowski, dyrektor marketingu i PR SARIA Polska, której częścią jest ReFood.
Czytaj też: Pierwsze zniczodzielnie w Warszawie. Zostawisz tu znicz, który można jeszcze wykorzystać
Dodaje, że odebrane produkty wywożone są do firmowych zakładów ReFood, gdzie są automatycznie rozpakowywane i przetwarzane do postaci biomasy, która trafia następnie do biogazowni.
- Dla nas odpady spożywcze to cenny surowiec, który w naszych zakładach przetwarzamy do postaci biomasy, która w biogazowni po procesie higienizacji i fermentacji jest paliwem wykorzystanym do wyprodukowania zeroemisyjnej energii elektrycznej i cieplnej, a pozostałości po procesie produkcyjnym, zwane pofermentem, stanowią bionawóz z powodzeniem wykorzystywany w rolnictwie. Ekologiczna produkcja energii elektrycznej i oddanie naturze odpadów spożywczych w formie bionawozu stanowi o naszym realnym zaangażowaniu w gospodarkę obiegu zamkniętego – podkreśla Stankowski.
Żałuje, że przyjąła mandat
Ewelina Głowacka czeka obecnie, aż policja skończy czynności w sprawie jej zawiadomienia o przekroczeniu uprawnień przez ochroniarza. Natomiast w październiku sąd ma rozpatrzyć jej wniosek o uchylenie mandatu.
- Byłam wtedy w szoku, dlatego go przyjęłam. Powinnam była odmówić – zaznacza.
Jeśli rzecz jest niczyja, można ją zabrać, ale właściciel musi chcieć się jej wyzbyć
Białostocki adwokat Bartosz Wojda komentuje, że artykuły 180 i 181 Kodeksu cywilnego mówią o tym, że jeśli właściciel danej rzeczy wyzbywa się jej z zamiarem porzucenia, to staje się ona rzeczą niczyją i można ją zabrać, nabywając tym samym jej własność.
- Podmiot stosujący prawo będzie więc musiał odpowiedzieć na pytanie: czy ta pani działała w przekonaniu, że są to już rzeczy niczyje, a jej przekonanie było uzasadnione z uwagi na kontekst sytuacyjny, czy też miała świadomość tego, że właściciel w tym miejscu jedynie czasowo składuje te produkty i nie chce wyzbywać się ich własności? To ustalenie, dokonane w oparciu o - z pozoru - mało istotne fakty, jak na przykład oznaczenie kontenera, jego usytuowanie, powtarzalność tego typu zachowań, sposób wnioskowania przeciętnego człowieka, będzie kluczowe dla dokonania oceny prawnej – zaznacza adwokat.
Natomiast jeśli chodzi o reakcję ochroniarza, to - jak mówi - zgodnie z Kodeksem postępowania karnego każdy z nas ma prawo zatrzymać na gorącym uczynku osobę dokonującą czynu zabronionego albo w sytuacji, gdy sprawca bezpośrednio po podjęciu sprzecznego z prawem działania ucieka.
- Oczywiście nie oznacza to, że wobec kogoś takiego możemy stosować środki, które byłyby niewspółmierne do zagrożenia. Czyli na przykład połamać komuś nogę. To, czy zachowanie ochroniarza było uzasadnione, czy niewspółmierne, będzie zależało od oceny tej konkretnej sytuacji po przejrzeniu zapisów z monitoringu – podkreśla Bartosz Wojda.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Ewelina Głowacka