W Augustowie na Lipowcu, w miejscu gdzie powstaje osiedle mieszkaniowe, został zburzony komin po dawnym tartaku. Po podłożeniu 12 kilogramów dynamitu, konstrukcja runęła na plac budowy, spadając tuż obok wzniesionego już bloku. Właściciel firmy wyburzeniowej mówi o "złośliwości rzeczy martwych", choć twierdzi że i taki wariant upadku komina był przewidywany.
- Mówienie, że komin mógł upaść na zbudowany - choć jeszcze niezamieszkały - blok, czy też na – stojący z drugiej strony - tłum gapiów jest spory nadużyciem. Nie było żadnego zagrożenia. Ani dla bloku, ani tym bardziej ludzi - mówi Krzysztof Glijer, właściciel firmy saperskiej, która wyburzała komin po byłym tartaku na Lipowcu w Augustowie.
Powstaje tam osiedle, deweloper zlecił więc usunięcie komina. Ten - po detonacji 12 kilogramów dynamitu - upadł na plac budowy, obok wzniesionego już bloku, niszcząc przy tym ogrodzenie.
Taki był drugi wariant
- Taki był jeden z dwóch wariantów. W pierwszym, i dla nas lepszym, miał upaść na pusty teren zielony. Zachował się jednak tak, jak się zachował i runął na plac budowy. To był drugi wariant. Jak to się mówi – złośliwość rzeczy martwych – podkreśla Glijer.
Dodaje, że przed detonacją plac został uprzątnięty z wszelkich urządzeń budowlanych.
Celowo nie zdemontowali ogrodzenia
- Natomiast ogrodzenie nie zostało zdemontowane, bo - zakładając że komin spadłby w tym miejscu - chcieliśmy, aby metalowy płot powstrzymał w jakiejś mierze elementy budowli, które odłamałyby się po detonacji. Co też się stało – zaznacza Glijer.
Mówi też, że przeprowadził już ponad 50 detonacji i do tej pory burzone obiekty upadały w miejsca, które były brane pod uwagę w pierwszym, korzystniejszym, wariancie.
- Tym razem było jednak inaczej – zauważa.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zuzanna Hanysz/ Dziennik Powiatowy