To znajomy miał zaatakować go jako pierwszy, bo on szykował się akurat na doroczny festyn i nie zamierzał jechać do sąsiedniej wsi po alkohol. Taką wersję wydarzeń przedstawił 71-latek, który – jak wynika z ustaleń śledczych - w jednej z miejscowości w gminie Milejczyce (woj. podlaskie) zadał koledze wiele uderzeń sztachetą, po czym odjechał. Ten zmarł wskutek zachłyśnięcia się krwią. Sąd zamierza przesłuchać biegłych, którzy orzekli, że 71-latek miał ograniczoną poczytalność.
Na połowę czerwca Sąd Okręgowy w Białymstoku zaplanował dodatkowe przesłuchanie biegłych psychologów i psychiatrów, którzy wydali opinię w procesie 71-latka oskarżonego o zabójstwo znajomego.
Do zdarzenia doszło 30 kwietnia 2022 roku w jednej ze wsi w podlaskiej gminie Milejczyce. Prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że - działając w zamiarze ewentualnym zabójstwa - pchnął znajomego nożem w twarz, zadał też wiele uderzeń drewnianą sztachetą po całym ciele i odjechał, zostawiając nieprzytomnego bez pomocy. Do zgonu doszło wskutek zachłyśnięcia się krwią.
Mówił, że miał w ręku nóż, ale go odrzucił i nie zadał nim ciosów
71-letni emeryt, który dorabiał sobie pomocą w gospodarstwie zmarłego, już na początku procesu przyznał się do winy. W jego wersji wydarzeń wszystko wyglądało jednak inaczej. Twierdzi, że to znajomy pierwszy go zaatakował za to, że odmówił wyjazdu po alkohol do sąsiedniej wsi oddalonej o dwa kilometry. A odmówił, bo szykował się akurat na doroczny festyn i koncert.
- Pokłóciliśmy się i wtedy go uderzyłem - mówił na początku procesu przed sądem.
Niejako w reakcji obronnej miał mu wtedy zadać dwa uderzenia drewnianą sztachetą. Twierdził, że co prawda miał w ręce nóż kuchenny, ale odrzucił go na ziemię i nie zadał nim żadnych ciosów. Powiedział też, że gdy znajomy upadł i się nie podnosił, on wsiadł na rower i pojechał do rodziny, by od niej zadzwonić po pogotowie. Gdy wrócił, na miejscu była już policja i karetka. Wtedy też został zatrzymany, a później tymczasowo aresztowany.
Zdaniem biegłych, gdyby mężczyzna został ułożony na boku, przeżyłby
Według biegłego z zakresu medycyny sądowej, uderzeń sztachetą musiało być co najmniej pięć, ale gdyby pomoc została udzielona szybko, np. gdyby pobity - który najpierw dał radę chodzić, ale ostatecznie upadł i nieprzytomny leżał na wznak - został ułożony na boku, w pozycji uniemożliwiającej zachłyśnięcie się krwią, nie doszłoby do zgonu.
Opinia biegłych psychologów i psychiatrów to prawdopodobnie ostatni dowód w sprawie. Chodziło m.in. o ustalenie stanu zdrowia psychicznego oskarżonego.
Wobec tego, że zdaniem biegłych oskarżony miał ograniczoną poczytalność - a do tego powinien być poddany terapii leczenia psychiatrycznego, terapii uzależnień i leczenia odwykowego - Sąd Okręgowy w Białymstoku zdecydował o konieczności dodatkowego przesłuchania tych specjalistów na rozprawie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24