Sąd Okręgowy w Opolu skazał Artura W. na 14 lat więzienia. Mężczyzna został uznany za winnego zabójstwa 15-letniej Wiktorii z Krapkowic. - Pobił, ukradł telefon i uciekł. Wrócił, wrzucił do komory przepompowni ścieków, godząc się na jej śmierć poprzez utonięcie - uzasadniał sędzia. Matka nastolatki uważa, że rozstrzygnięcie nie jest sprawiedliwe. Wyrok nie jest prawomocny.
Artur W. ma odbywać karę w systemie terapeutycznym, to oznacza że będzie poddany m.in. opiece psychologicznej. Na rzecz rodziców zmarłej nastolatki ma wpłacić po 100 tys. złotych. Mężczyzna został też zwolniony z opłat sądowych. Sąd podkreślał, że w sprawie nie było dowodów bezpośrednich poza wyjaśnieniami Artura W. - Sąd miał trudność w ustaleniu faktycznego przebiegu zdarzenia - mówił sędzia. W sprawie sporządzono 25 opinii biegłych. W trakcie ogłaszania wyroku W. nie było na sali. Dlaczego? Ponieważ nie zarządzono jego doprowadzenia z aresztu.
Zarówno prokuratura, jak i pełnomocnik rodziny będą czekać na pisemne uzasadnienie wyroku. - Sąd starał się wskazać motywy, ale my musimy na spokojnie ocenić, czy w zakresie wymiaru kary nie składać apelacji. Wnioskowaliśmy o 25 lat pozbawienia wolności, a w tej chwili Artur W. będzie mógł wnioskować o warunkowe przedterminowe zwolnienie już po odbyciu 7 lat kary. To kłóci się z poczuciem sprawiedliwości - powiedział dziennikarzom Andrzej Kuczera, pełnomocnik rodziny Wiktorii.
Matka: gdyby ją zostawił, to by żyła
- Za morderstwo tylko 14 lat? Ten wyrok nie jest sprawiedliwy - mówiła matka dziewczyny, która przyznawała, że rozstrzygnięciem jest bardzo rozczarowana. Jej zdaniem W. powinien zostać skazany na maksymalnie możliwy wymiar kary. - Jak można wybaczyć morderstwo dziecka? Tego nie można wybaczyć. On nie powinien wyjść z więzienia, bo wyjdzie i zrobi to samo. Jak można mówić, że nie chciał zabić? Przecież wrócił i ją zabił. Gdyby ją zostawił to by żyła - powiedziała zrozpaczona kobieta.
Wiktoria zaginęła 7 marca 2015 roku. Poszła odprowadzić koleżankę. By wrócić do domu, musiała przejść ok. 4 kilometrów. Tej drogi nie udało jej się pokonać. Na przeszkodzie stanął Artur W. - Kiedy znajdowała się przy sklepie w Gogolinie Artur W. zobaczył dziewczynę. (…) Rozmawiała przez telefon lub pisała sms – relacjonowała podczas ostatniej rozprawy prokurator.
"Odepchnął ją, przewróciła się i uderzyła głową o beton"
To właśnie wtedy W. miał sobie wymyślić, że zabierze nastolatce telefon. Sprawa wydawała się łatwa. Pójdzie za nią, zabierze i ucieknie. W międzyczasie dziewczyna miała jeszcze wymienić kilka wiadomości z przyjaciółką. Miała m.in. napisać "on idzie za mną", czy "zgubiłam go". W rzeczywistości W. podążał za nią krok w krok. Miał cel, chciał by telefon należał do niego.
- Wyjaśnił, że kiedy znajdowała się na torowisku, był metr za nią, postanowił wyrwać jej telefon – mówiła prokurator. Napastnik złapał za aparat, ale dziewczyna telefonu nie chciała oddać. Miała wykręcić W. rękę. Wydarzenia, zgodnie z tym co ustalili śledczy, potoczyły się bardzo szybko. - Odepchnął ją, a ona się przewróciła. Uderzyła głową o betonowe podkłady – oskarżyciel odczytywała ustalenia. Telefon na którym tak zależało W. wypadł z ręki Wiktorii. W. podniósł go, schował do kieszeni i pobiegł w stronę domu. Jednak po drodze uznał, że musi wrócić na miejsce i sprawdzić, co się dzieje z dziewczyną. Gdy wrócił, ta wciąż leżała w tej samej pozycji. Twarzą do ziemi.
Śmierć w kolektorze ściekowym i dwa tygodnie poszukiwań
- Spanikował, uznał że prawdopodobnie nie żyje, ale w ogóle tego nie sprawdzał – podkreślała prokurator. Postanowił za to sprawdzić, gdzie najlepiej ukryć ciało. Wybrał miejsce. Zaciągnął wciąż żywą dziewczynę do przepompowni ścieków. - Pokrzywdzona nie dawała oznak życia. Wrzucił ciało do kolektora ściekowego, zamknął klapę i poszedł – odczytywała prokurator prowadząca sprawę. W drodze do domu W. uznał, że musi pozbyć się telefonu od którego wszystko się zaczęło. Zanim doszedł do mieszkania aparat wrzucił do kratki ściekowej.
Wiktoria nie wróciła do domu. To zaniepokoiło rodziców. O sprawie powiadomili policję. W poszukiwania dziewczyny włączyli się mieszkańcy Krapkowic. Nikt nie wierzył w to, że nastolatka mogłaby po prostu uciec z domu. Kilkanaście dni później na ciało młodej kobiety natknęli się pracownicy przepompowni. Rodzina nie rozpoznała ciała dziewczyny. Konieczne były do tego badania DNA. Te dały pewność: zwłoki znalezione w przepompowni należały do nastolatki.
"Mogą zabijać i nie ponoszą za to konsekwencji"
Początkowo śledztwo prowadzone było w sprawie, bo nie udało się namierzyć nikogo, kto mógłby mieć związek ze śmiercią dziewczyny. Po 1,5 miesiąca w sprawie zatrzymano 17-letniego wówczas Artura W., mieszkańca sąsiedniego Gogolina. Ten początkowo usłyszał zarzut rozboju i ciężkiego uszkodzenia ciała, w wyniku którego doszło do zgonu Wiktorii. - Takie jest nasze, polskie prawo. Mogą zabijać i nie ponoszą za to żadnych konsekwencji. Wyjdzie po ośmiu latach i zrobi to samo. Za następną pierdołę. Bo to jest pierdoła. Żeby dziecko straciło życie za głupi telefon? - mówiła w maju 2015 roku matka Wiktorii.
Po kilku miesiącach, na podstawie zebranych dowodów i opinii o przyczynie zgonu nastolatki, zarzut zmieniono. Prokuratorzy byli pewni: W. zabił Wiktorię, chciał jej ukraść telefon. Jego wartość oszacowano na ok. 400 złotych. Wówczas mężczyzna miał do wszystkiego się przyznać. Później jednak podawał swoją wersję wydarzeń. Do zamiaru zabicia Wiktorii się nie przyznawał.
Prokuratura: działał z niskich pobudek, chciał się wzbogacić
W międzyczasie biegli orzekli, że W. jest poczytalny. A sąd rodzinny zdecydował, że mężczyzna będzie odpowiadał za swoje czyny jak dorosły, choć w chwili ich popełnienia nie miał ukończonych 17 lat. Co to oznacza dla sprawy? Wobec osoby, która w momencie dokonania przestępstwa, nie była pełnoletnia nie można orzec dożywocia. Dlatego maksymalny wyrok jaki mógł usłyszeć W. to 25 lat więzienia.
Właśnie takiej kary domagał się dla niego prokuratura i pełnomocnik rodziny zmarłej Wiktorii. Ta pierwsza postępowanie oskarżonego nazwała "działaniem z niskich pobudek, z chęci niewielkiego wzbogacenia się".
Andrzej Kuczera, reprezentujący rodziców nastolatki, zawnioskował także o to, by W. zapłacił po 100 tys. zadośćuczynienia dla matki i dla ojca Wiktorii. Zdaniem adwokata resocjalizacja mężczyzny jest niemożliwa. Ten miał mieć problemy z prawem już w szkole podstawowej. Co więcej, zdaniem pełnomocnika rodziny W. wykazuje skruchę, ale nie jest to "w pełni szczere" i ukrywa prawdziwą wersję tego co wydarzyło się 7 marca 2015 roku. - Sprawca nie działał sam, a oskarżony uniemożliwia dotarcie do osoby, która uczestniczyła w zbrodni – mówił Kuczera podczas ostatniej rozprawy.
O łagodny wymiar kary wniosła natomiast adwokat reprezentująca W. - Nie chciał pozbawiać Wiktorii życia, ani nie mógł przewidzieć skutków obrażeń. Był nieletni. Sprawcę trzeba wychować, a nie szukać zemsty – przekonywała obrońca z urzędu. To, co się wydarzyło nazwała "najgorszym pomysłem w życiu W.".
Sprawą zajmuje się Sąd Okręgowy w Opolu:
Autor: tam/i,ec / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24