Daniel R. zawarł 10 umów z ubezpieczycielami. Po miesiącu trafił do szpitala z ciężkimi oparzeniami. Twierdził, że wylał na siebie garnek z gorącą zupą. Sąd uznał jednak, że zrobił to umyślnie i była to próba wyłudzenia odszkodowania. R. został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu podtrzymał tę decyzję. Wyrok jest już prawomocny.
Apelację od wyroku złożył obrońca oskarżonego. - Pełnomocnik Daniela R. kwestionował winę swojego klienta. Jednak sąd utrzymał w mocy wyrok pierwszej instancji - informuje Witold Franckiewicz z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. I dodaje, że wszystkie dowody przemawiały za tym, że poparzenia R. nie były wynikiem wypadku, a samookaleczenia. - Mężczyzna nie wezwał karetki. Poparzył się, ale obrażenia ominęły miejsca intymne i kolana. To wzbudziło podejrzenia - przyznaje sędzia.
"Gotowałem rosół. Odruchowo wypuściłem naczynie"
Sprawa R. zaczęła się w lipcu 2011 roku. To właśnie wtedy zawarł 10 umów z towarzystwami ubezpieczeniowymi. Większość polis wykupił tego samego dnia. Okazało się, że nie miał nawet pieniędzy, by regularnie opłacać składki. Jako operator magazynu zarabiał mniej niż wynosiły ubezpieczeniowe zobowiązania. Miesiąc później doznał oparzeń I i II stopnia na 30 proc. powierzchni ciała.
Zdaniem śledczych mężczyzna miał celowo poparzyć się "bliżej nieustaloną cieczą lub inną substancją chemiczną". Jednak R. twierdził, że poparzył się podczas przygotowywania obiadu. - Gotowałem rosół. Podniosłem garnek nad kuchenkę. Poczułem jak parzy mnie lewa ręka i odruchowo wypuściłem naczynie - mówił przed sądem. Gdy zupa rozlała się na R. ten miał stracić przytomność. Gdy się ocknął poszedł do łazienki. Karetki nie wzywał. Dlaczego? Jak twierdził nawet o tym nie pomyślał. Zamiast tego wezwał taksówkę i pojechał do szpitala.
Chciał odszkodowania, ubezpieczyciel zgłosił sprawę śledczym
Wraz z wykazem obrażeń R. zgłaszał się do kolejnych ubezpieczycieli. Dostał w sumie ponad 98 tys. złotych. W planach miał otrzymanie jeszcze niemal pół miliona złotych. Jednak jeden z ubezpieczycieli nabrał podejrzeń co do pochodzenia ran. Mieszkańca Wrocławia wysłano na dodatkowe badania. W opinii lekarza rany były wybiórcze i nie miały ciągłości. Poparzenia występowały na klatce piersiowej, na brzuchu, na udach i podudziach, ale nie w okolicach podbrzusza, miejsc intymnych, rąk i kolanach, które w takich sytuacjach są jednymi z najbardziej narażonych na poparzenia części ciała. Wypłatę odszkodowania wstrzymano. Zamiast przelać pieniądze na konto 27-latka ubezpieczalnia powiadomiła prokuraturę.
Sąd: jest okoliczność łagodząca
Biegły opiniował: można domniemywać, że do oparzeń doszło w innych niż deklarowane pozycjach i okolicznościach wskutek działania innych cieczy. Nie wykluczył też udziału osób trzecich. Według kolejnego z biegłych istniały podstawy do przyjęcia, że oparzenia powstały wskutek okaleczenia.
Sąd pierwszej instancji uznał, że "oskarżony oświadczył oczywistą nieprawdę", a obrażenia były "efektem celowego działania". Daniela R. skazał na 2 lata w zawieszeniu na 5 lat i dostrzegł okoliczność łagodzącą, bo mężczyzna dopuścił się zarzucanego mu czynu kosztem własnego zdrowia. To właśnie ten wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny. 27-latek został zobowiązany też do zwrotu wyłudzonych pieniędzy. Wyrok jest prawomocny.
Sprawę rozpatrywał Sąd Apelacyjny we Wrocławiu:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24