Koty oskarżone o wyjadanie rybek z oczka wodnego. Ich właściciel stanął przed sądem

Właściciel kotów za winy podopiecznych odpowiada przed sądem (zdjęcie ilustracyjne)
Przed sąd za koty
Źródło: M. Siemaszko | TVN24 Wrocław

Właściciel dwóch kotów, które miały zjeść rybki z oczka wodnego sąsiada stanął przed sądem. Ma odpowiedzieć za winy swoich podopiecznych. Skarży go straż miejska. - Sprawa jest kuriozalna. Do dzisiaj nie do końca wiem, o które koty chodzi i czy na pewno o moje - mówi mieszkaniec Wrocławia.

O sprawie mieszkańca Wrocławia, którego koty podejrzane są o zanieczyszczanie ogródka sąsiada i wyjadanie z oczka wodnego ozdobnych rybek pisaliśmy na początku kwietnia.

W piątek Patryk Hałaczkiewicz stanął przed sądem. Skarży go nie sąsiad, a wrocławska straż miejska. Choć sąsiad, który chce pozostać anonimowy, ma całą listę zażaleń.

Poszkodowany: zjadały rybki, zostawiały odchody, zagryzały ptaki

- W pierwszej chwili nie przywiązywałem do tego wagi. Przychodził kot sąsiada i wyrządzał szkody. Przy okazji porządkowania oczka wodnego przeliczam ryby i okazało się, że ich ubywa. Zacząłem się zastanawiać nad powodem - mówi pan Antoni, który z niepokojem zaczął obserwować swoją posesję.

W końcu wypatrzył winnego, a właściwie dwóch. - Okazało się, że to dwa koty. Jadły na zmianę. Zostawiały też po sobie nieczystości w miejscu, gdzie bawi się moja mała wnuczka. Stwarzało to realne zagrożenie - twierdzi mężczyzna. To jednak nie koniec. Koty, jego zdaniem, za uszami mają więcej. Miały zabijać ptaki, które zimą dokarmiał. - Nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek rozsądnie myślący pogodził się z takim zachowaniem zwierzęcia sąsiada - podkreślił pan Antoni, który w końcu stracił cierpliwość i o sprawie powiadomił straż miejską.

Obwiniony: wszyscy właściciele kotów mogą drżeć

Strażnicy z panem Patrykiem się nie dogadali. I w ten sposób sprawa trafiła do sądu. Hałaczkiewicz musi wytłumaczyć się z tego, że "nie zapewnił pełnego nadzoru nad zwierzęciem".

- To kuriozalne, że sprawa jest z powództwa straży miejskiej. Rozumiem stosunek sąsiada, że koty mogą mu się nie podobać, ale mógłby wystąpić z powództwa cywilnego - uważa obwiniony. I podkreśla, że skoro sprawa dotyczy regulaminu miasta, to wcale nie jest to zabawne i błahe. - Wszyscy właściciele kotów mogą drżeć. Wystarczy, że kot pojawi się na posesji, można zadzwonić na straż, a ona zareaguje i sprawa może skończyć się w sądzie - uważa Hałaczkiewicz. Jego zdaniem straż miejska "wchodzi z butami w stosunki międzysąsiedzkie".

"Nie do końca wiem, o które koty chodzi"

Na sali sądowej obrońca Hałaczkiewicza pytał go o to, czy widywał koty o podobnym umaszczeniu do swoich pupili.

- Kotów jest tu bardzo dużo, biegają po ogródkach. Niedawno zauważyłem nawet lisa - odpowiadał. I dodawał: do dzisiaj nie do końca wiem o które koty chodzi i czy na pewno o moje. Jak podkreślał kot, który coś złapie przynosi właścicielowi. - Nie zauważyłem żeby kiedykolwiek mi przyniósł rybę. Tym bardziej, że moje koty boją się wody - stwierdził.

Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 9 czerwca.

Sprawę rozpatruje Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Krzyków:

Mapy dostarcza Targeo.pl

Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław

Czytaj także: