W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu ruszył proces w sprawie zamordowania Mai H. we wrocławskim zakładzie karnym. Kobieta została uduszona przez jej partnera i jednocześnie ojca ich dwóch córek, które teraz, po 17 latach, pozwały Skarb Państwa. Kobiety domagają się 15 mln zł zadośćuczynienia.
Do tragedii doszło w lipcu 2007 roku, kiedy 22-letnia Maja H. odwiedziła Zakład Karny przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. W więzieniu karę za rozbój odbywał jej partner, a zarazem ojciec dziewczynek Adrian P. Kiedy kobieta wyszła do toalety, zatrzymany udał się tam za nią, po czym udusił kobietę. Strażników powiadomił inny odwiedzający, który korzystał z tej samej łazienki.
Funkcjonariusz znalazł zakrwawionego Adriana P. i nieprzytomną Maję H. na podłodze. Jak się okazało, mężczyzna najpierw udusił kobietę, po czym próbował popełnić samobójstwo. Wezwano pomoc medyczną, jednak kobiety nie udało się uratować. Mężczyznę - tak.
- To wydarzenie bez precedensu w historii polskiego więziennictwa, ponieważ nigdy wcześniej się nie zdarzyło, żeby osoba, która poszła do zakładu karnego w odwiedziny w trakcie widzenia, pod okiem funkcjonariuszy, a także kamer, straciła życie - mówi Paweł Matyja, adwokat z Fundacji "Dowód niewinności".
Adrian P. został w pierwszej instancji skazany na 25 lat więzienia, ale apelacja obniżyła ten wyrok do 15 lat. Sędzia wskazał, że "oskarżony podjął decyzję pod wpływem impulsu". W uzasadnieniu sędziowie stwierdzili też, że Adrian P. miał w momencie czynu ograniczoną poczytalność. Pozbawił życia kochaną przez siebie osobę z zazdrości, działając w wielkich emocjach. Wyraził żal i skruchę.
- Adrian P. początkowo miał odbyć karę 25 lat pozbawienia wolności, lecz później została ona skrócona do 15 lat za morderstwo w afekcie. Po odbyciu wcześniejszej kary za rozbój mężczyzna zaczął odbywać karę za zabójstwo - informuje Paweł Matyja. Jak dodaje jedna z córek, jej ojciec ma wyjść z więzienia w lutym 2025 roku.
"Nikt ze strażników z obsługi więziennej jej nie reanimował"
W sprawie organizacji widzenia prokuratura umorzyła postępowanie, nikt nie poniósł także odpowiedzialności cywilnej ani dyscyplinarnej.
- Stwierdzono, że nic się nie stało, mimo że funkcjonariusz, według zeznań świadków, siedział i czytał gazetę, zamiast obserwować salę z osobami skazanymi. Podobno mój ojciec krzyczał głośno, kłócił się z mamą, ale nikt go nie próbował uspokoić. Kiedy mama zmarła, to nikt ze strażników, z obsługi więziennej jej nie reanimował - tylko osoba poboczna – relacjonuje w rozmowie z tvn24.pl Klaudia Paszkowska, 22-letnia dziś córka zamordowanej.
Po tym zdarzeniu w Zakładzie Karnym we Wrocławiu zmieniły się zasady dotyczące odbywania widzeń pomiędzy osobami osadzonymi a ich rodzinami czy znajomymi.
- Kiedyś osoby osadzone mogły korzystać z tych samych toalet, co i osoby odwiedzające, a do tej zbrodni właśnie doszło w więziennej toalecie, kiedy za mamą poszedł jej partner i pozbawił ją tam życia. Dziś to nie jest możliwe, bo teraz nie można korzystać z tych samych ubikacji. Nieprawidłowości było więcej. Sprawca tej zbrodni sam targnął się na własne życie, przeżył, natomiast uczynił to nożykiem, więc również pojawia się pytanie, dlaczego wychodząc z celi, nie został mu ten nożyk odebrany. Gdyby to przy nim znaleziono, to on poniósłby odpowiedzialność i widzenie prawdopodobnie w ogóle by się nie odbyło – wyjaśnia.
W chwili zabójstwa Klaudia miała 4,5 roku, a Amanda zaledwie 11 miesięcy. Kiedy dziewczyny dorosły i uzyskały wiek pełnoletni, postanowiły domagać się od Skarbu Państwa zadośćuczynienia.
Proces o zadośćuczynienie
W środę, 18 grudnia, w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu rozpoczął się proces o zadośćuczynienie.
- W dniu dzisiejszym mamy pierwszy termin rozprawy o zapłatę na rzecz każdej z powódek po 7,5 milionów złotych w związku ze śmiercią matki powódek, zarzucanie niedopełnienia obowiązków w zakresie organizacji nadzoru w zakładzie karnym, gdzie osadzony był sprawcą i do którego to zdarzenia doszło w czasie widzenia - informuje Katarzyna Tybur, sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Przedmiotem postępowania również również to, czy i w jakim zakresie doszło do zaniedbań i w jakim zakresie strona pozwana odpowiada za to zdarzenie bądź za niezapobiegnięcie mu.
- Propozycje ugody były składane jeszcze przed pierwszą rozprawą, ale na chwilę obecną nie doszliśmy do porozumienia - informuje przedstawiciel Skarbu Państwa.
Wcześniej natomiast Służba Więzienna kwestionowała twierdzenia pozwu o powstałej u powódek krzywdzie i jej rozmiarze. "Na tym etapie postępowania pozwany kwestionuje również intensywność więzi łączącej powódki ze zmarłą i wysokość dochodzonego zadośćuczynienia" - czytamy w aktach sprawy.
Do tragedii doszło 17 lat temu
- Zaskoczyła mnie odpowiedź więzienia, że kwestionują intensywność więzi łączącej nas z mamą, rozmiar naszych krzywd i że te krzywdy nie wynikły ze śmierci naszej mamy. Że nie jesteśmy osobami pokrzywdzonymi - mówi Klaudia. Zarzucane jest także przedawnienie sprawy, ponieważ od tragedii minęło ponad 17 lat. Jak dodaje córka zmarłej, jako dziecko nie wiedziała, że może domagać się zadośćuczynienia.
- Całe dzieciństwo było ciężkie, skutki odczuwam od tego piątego roku życia, odkąd straciłam mamę i do teraz muszę leczyć się psychiatrycznie, psychologicznie. Mam również problemy psychosomatyczne, silne zaniki pamięci spowodowane traumą. Ta sprawa jest przykładem czystej nieprawidłowości. Mojej babci nawet nie zwrócono pieniędzy za koszt pogrzebu, za przechowywanie ciała, mimo że to wynikało z ich winy. My, dwójka dzieci, 5-letnie i prawie roczne, zostałyśmy z dnia na dzień bez mamy - wyjaśnia 22-latka.
Kontynuację procesu i przesłuchanie świadków zaplanowano na najbliższy piątek, 20 grudnia.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24/ archiwum prywatne rodziny