Sześciomiesięczna Olivia z Irlandii urodziła się z trudną do leczenia formą zarośniętego przełyku. Lekarze w ojczyźnie nie czuli się na siłach, aby jej pomóc, dlatego zwrócili się z prośbą do specjalistów z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Zabieg zakończył się sukcesem, a niemowlę po raz pierwszy w życiu mogło wypić mleko z butelki.
Zarośnięty przełyk to wada wrodzona, która występuje u jednego na 3-4 tysiące dzieci. Dodatkowo u Olivii specjaliści mieli do czynienia z rzadką postacią schorzenia - tzw. długoodcinkowego zarośnięcia. Powszechnie stosowaną metodą leczenia tej choroby jest klasyczna operacja na otwartej klatce piersiowej.
- Taki zabieg wiąże się z przecinaniem mięśni i rozciąganiem delikatnego rusztowania kostnego klatki piersiowej i negatywnie wpływa na jej dalszy rozwój. Niejednokrotnie też trzeba go powtarzać, proszę więc sobie wyobrazić kilkukrotnie otwieraną klatkę piersiową u noworodka czy niemowlęcia - mówi prof. Dariusz Patkowski, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Chirurgia małoinwazyjna
Jest jednak inna, mniej popularna i bardziej skomplikowana, ale jednocześnie najkorzystniejsza dla dziecka metoda torakoskopowa. Prof. Patkowski już kilkanaście lat temu, jako pierwszy w Polsce, wraz ze swoim zespołem przeprowadził taki zabieg. Dzisiaj ma ich na koncie ponad 200.
- Do przełyku docieramy poprzez tylną powierzchnię klatki piersiowej, tworząc dziurki o kilku milimetrach średnicy, którymi wprowadzamy miniaturową kamerę i narzędzia chirurgiczne. W przypadku malutkiego dziecka przestrzeń operacyjna wynosi zaledwie dwa na dwa centymetry. Dzięki torakoskopii widzimy ten obszar na monitorach w kilkukrotnym powiększeniu, co ułatwia precyzyjne wykonanie zabiegu - tłumaczy jego przebieg kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej USK we Wrocławiu.
Aby przywrócić ciągłość zarośniętego przełyku dziewczynki, specjaliści musieli etapowo zbliżyć do siebie, a następnie śródoperacyjnie połączyć końce narządu. Przerwa między odcinkami, biegnącymi z gardła i żołądka, wynosiła około pięć centymetrów. Lekarzom zależało na odtworzeniu ciągłości naturalnego przełyku (tzn. bez przeszczepu fragmentu jelita czy żołądka), dlatego do zabiegu wykorzystali własną technikę operacyjną, tzw. wewnętrznej trakcji.
- Metoda polega na maksymalnym zbliżeniu obu końców przełyku za pomocą specjalnego, założonego pomiędzy nimi szwu trakcyjnego, który utrzymuje napięcie. Zwykle po trzech, czterech dniach wykonuje się kolejny zabieg i w zależności od warunków zespala się ze sobą oba końce przełyku lub zbliża się je jeszcze bardziej - objaśnia prof. Patkowski.
Pełen sukces
W tym przypadku udało się wykonać zespolenie podczas trzeciego zabiegu, co zajęło tydzień. Za czwartym razem lekarze wykonali już tylko poszerzenie miejsca scalenia narządu. Wszystkie operacje wykonali techniką torakoskopową, przez te same trzy małe dziurki w klatce piersiowej. Do ostatniego zabiegu dziewczynka pozostawała podłączona do respiratora na oddziale intensywnej terapii, co miało zapobiec nadmiernym ruchom dziecka, które mogłyby zwiększyć napięcie pomiędzy końcami przełyku.
Mała Olivia wraz z mamą przebywały we Wrocławiu blisko miesiąc. W piątek poleciały z powrotem do swojego domu w Irlandii. Kilka dni wcześniej dziewczynka, karmiona do tej pory przez gastrostomię i sondę, po raz pierwszy w życiu mogła wypić mleko z butelki.
Źródło: USK we Wrocławiu
Źródło zdjęcia głównego: USK we Wrocławiu