- Najbardziej zabolało mnie to, że nie mogłem dokończyć koncertu - powiedział L.U.C., komentując środowy wypadek podczas swojego występu. Spadł wtedy w zapadnię. - To był zbieg okoliczności, nikogo za to nie winię - dodał.
Na piątkowej konferencji wrocławski artysta Łukasz Rostkowski opowiedział o wypadku, który miał miejsce podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej w Teatrze Capitol. Wtedy to L.U.C. runął w znajdującą się na scenie zapadnię. CZYTAJ WIĘCEJ
- Miałem podejrzenie krwiaka. Na szczęście nie stało mi się nic poważnego - tłumaczył.
"Zbieram się w sobie"
Jak wyjaśnił, tuż po wypadku chciał kontynuować koncert. - Staram się nigdy nikogo nie zawieść. Nie lubię, gdy ktoś na mnie liczy, a ja odwołuję koncert. Bolało mnie, że musiałem przerwać występ. Ale dziękuję tym, którzy tak zadecydowali. Bo w tym szoku skłamałem, że nie uderzyłem się w głowę - przyznał.
Artysta podziękował również lekarzom za opiekę.
Teraz Łukasz czuje się już lepiej. Lekarze stwierdzili u niego skręcenie i naderwanie odcinka szyjnego. Artysta nadwyrężył też sobie złamaną wcześniej rękę.
- To był dla mnie dramat psychiczny. Ale zbieram się w sobie, gdy słyszę słowa otuchy od innych piosenkarzy - mówił.
"To był zbieg okoliczności"
Czy ktoś odpowie, za ten feralny występ? - Nie było tutaj niczyjej winy. To był zlepek trzech okoliczności. Światło było zgaszone, ja odwróciłem się na chwilę do swojego zespołu. I gdy zacząłem biec, nie zauważyłem, że zapadnia otworzyła się kilka sekund za wcześnie - mówił.
Na koniec L.U.C. zapowiedział: - Nie mam zamiaru przerywać trasy koncertowej.
Feralny koncert odbywał się w Teatrze Capitol:
Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wroclaw | M. Siemaszko