Większość nauczycieli w Polsce przyłączyła się do strajku. Domagają się podwyżek. Są jednak i tacy, którzy nie protestują. Dlaczego?
We wtorek Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, przekazał dane o liczbie placówek, które przystąpiły do strajku nauczycieli. Z szacunków ZNP wynika, że ogółem do protestu przystąpiło 15 179 z 20 403 placówek. Stanowi to 74,39 proc. placówek w skali kraju.
Strajkujący nauczyciele domagają się podwyżek pensji.
Ale nie wszyscy dołączyli do strajku. Próbowaliśmy dowiedzieć się, dlaczego.
Niedopuszczalne w trakcie egzaminów
Joanna Jełowicka to nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej ze Szkoły Podstawowej nr 68 na warszawskim Żoliborzu. W szkole, w której uczy, także trwa strajk. W poniedziałek dyrekcja podjęła decyzję o zamknięciu szkoły, bo nie była w stanie zapewnić bezpieczeństwa uczniom. Jednak Jełowicka na przystąpienie do protestu się nie zdecydowała.
- Nie strajkuję, bo nie odpowiada mi termin. Uważam, że strajki w trakcie egzaminów są niedopuszczalne, szkoda dzieciaków i rodziców - powiedziała w rozmowie z reporterką TVN24.
Pytana o to, czy rozumie swoje koleżanki i kolegów po fachu odpowiedziała: - Tak, oczywiście. Jak każdy inny chciałabym więcej zarabiać. Natomiast zdecydowanie nie w tym terminie.
Czy gdyby protest zorganizowano w innym czasie przyłączyłaby się do niego? - Tak naprawdę to nie ma dobrego terminu, bo zawsze dziećmi należy się opiekować - podkreśliła.
Nie dopełnili formalności
W Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej I stopnia w Zielonej Górze nauczyciele chcieliby strajkować. Jednak nie mogą, bo nie dopełnili formalności.
- Szkoła istnieje cztery lata, a młoda kadra nie powołała organizacji związkowej. Mimo, że nauczyciele solidaryzują się ze strajkującymi, to za późno zainteresowali się tematem, żeby przystąpić do sporu zbiorowego i ze względów formalnych strajk nie nastąpił - wyjaśnia Sławomir Kozłowski, dyrektor placówki. I przyznaje: - Po prostu przegapiliśmy sprawę.
"Masa niepotrzebnych konfliktów"
W gminie Leśna na Dolnym Śląsku placówki oświatowe są trzy: przedszkole, szkoła podstawowa i zespół szkolno-przedszkolny. W żadnej z nich nauczyciele nie protestują, a zajęcia odbywają się normalnie. Kadra pedagogiczna z dziennikarzami rozmawiać nie chce.
Ich decyzje tłumaczy nam więc burmistrz gminy. Przyznaje, że niechęć do strajku to wybór "bardziej natury społecznej, niż ekonomicznej".
- Nie strajkują przede wszystkim ze względu na poczucie współodpowiedzialności wobec rodziców i dzieci - mówi Szymon Surmacz, burmistrz gminy Leśna. Dodaje, że protest "wywołałby masę niepotrzebnych konfliktów". - W takich małych miejscowościach ludzie się znają, jeżeli nauczyciele zastrajkują to muszą liczyć się z tym, że część ich najbliższych sąsiadów nie będzie miała co zrobić z dziećmi - podkreśla samorządowiec.
Przyznaje też, że jest jeszcze jeden powód dla którego pedagodzy nie zdecydowali się na dołączenie do protestu. Jak mówi to "poczucie, że na tle najbliższych sąsiadów nie mają tak źle". - W takich miejscach jak Leśna, gdzie jest wysokie bezrobocie, a miejsca pracy nie są najciekawsze, ani dobrze płatne, ani renomowane, nauczyciele cieszą się prestiżem, a ich praca jest traktowana jako nienajgorsza - wyjaśnia Surmacz.
Jesteś nauczycielem, ale nie bierzesz udziału w strajku? Napisz nam dlaczego na Kontakt24.
Autor: tam/pm / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Stefańczyk