Lekarka z Opola przyjmowała poród bliźniaczek sztangisty Bartłomieja Bonka. Jedna z córek olimpijczyka zmarła 15 miesięcy później. Kobieta została oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka. Jednak sądy, pierwszej i drugiej instancji, nie dopatrzyły się jej winy. Kasację od wyroku wniósł prokurator generalny. Sąd Najwyższy utrzymał wcześniejsze rozstrzygnięcie.
We wtorek Sąd Najwyższy rozpatrywał kasację prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. I zdecydował: wyrok Sądu Okręgowego w Opolu jest ważny. Tym samym oddalił kasację Zbigniewa Ziobry w tej sprawie.
- Widzimy tragedię, jaką przeżyli państwo Bonk. Ale Sąd Najwyższy jest sądem prawa. Badamy, czy doszło do rażących naruszeń prawa wskazywanych w kasacji i czy autor tej kasacji wykazał, iż te naruszenia były i mogły mieć wpływ na treść wyroku. Nie wykazał - powiedział w uzasadnieniu wtorkowego postanowienia sędzia Krzysztof Cesarz.
Lekarka do winy się nie przyznawała
Lekarka w listopadzie 2012 roku przyjmowała poród córek olimpijczyka Bartłomieja Bonka. Pierwsza przyszła na świat w dobrym stanie, druga - po 45 minutach - w złym, z ostrym niedotlenieniem mózgu. Julia, po ponad rocznej walce o życie, zmarła. Specjalna szpitalna komisja, powołana po porodzie dziewczynek, uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy. Zarzucono im między innymi to, że nie podjęli decyzji o cesarskim cięciu.
Prokuratura oskarżyła lekarkę o nieumyślne spowodowanie śmierci dziewczynki. Ta do winy się nie przyznawała. Podkreślała, że przy porodzie tylko pomagała innemu z lekarzy. Twierdziła, że to nie ona podejmowała decyzję.
Sąd dwukrotnie: stopień winy nieznaczny
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł we wrześniu 2015 roku. Był korzystny dla lekarki. - Oskarżona według swojej najlepszej wiedzy i doświadczenia, mając świadomość decyzji, które zostały podjęte przez ordynatora, kontynuowała zamierzenia, usiłując przyspieszyć poród - mówił wówczas sędzia Sądu Rejonowego w Opolu. I dodawał: "W ocenie sadu stopień winy oskarżonej nie był znaczny i pozwalał na warunkowe umorzenie sprawy". Wówczas sprawa lekarki została warunkowo umorzona na okres dwóch lat. Wyrok nie był jednak prawomocny. Odwołała się od niego i prokuratura i pełnomocnik rodziny Bonków.
Sprawa wróciła na wokandę w lipcu 2016 roku. Sąd Okręgowy w Opolu utrzymał w mocy wyrok z pierwszej instancji. - Bardzo bym chciała, żeby ta tragedia się nie wydarzyła. Ale jestem szczęśliwa, że sąd pozwolił mi nadal pracować w zawodzie - komentowała lekarka. Wyrok nie satysfakcjonował rodziny zmarłej dziewczynki. - Moje dziecko zapłaciło za ten błąd najwyższą cenę - podkreślała mama Julii. Wyrok był prawomocny. Zmienić rozstrzygnięcie mogła tylko decyzja Sądu Najwyższego.
Prokuratura: umorzenie niesłuszne
W sierpniu Prokurator Generalny, na wniosek Prokuratora Regionalnego we Wrocławiu, skierował kasację od wyroku Sądu Okręgowego w Opolu. Wniosek został uwzględniony. "W wywiedzionej kasacji zakwestionowano dokonaną przez sąd ocenę materiału dowodowego, skutkującą wysnuciem błędnego wniosku, że stopień zawinienia i stopień społecznej szkodliwości przypisanego czynu nie jest znaczny, co doprowadziło do niesłusznego warunkowego umorzenia prowadzonego postępowania karnego".
Walka o zadośćuczynienie
Równolegle do procesu karnego toczyło się postępowanie o zadośćuczynienie od szpitala. Bonkowie domagali się od placówki dwóch milionów złotych. Początkowo szpital zdecydował się wypłacić część kwoty: 500 tysięcy złotych. Jednak dla rodziny kwota była zdecydowanie za niska. Wiosną 2017 roku sąd zdecydował, że rodzice Julii powinni otrzymać kolejne 500 tysięcy złotych wraz z odsetkami.
Dlaczego nie zasądzono kwoty, o jaką walczyli? Jak wyjaśniał Daniel Kliś z Sądu Okręgowego w Opolu: "W ocenie sądu wyższe zadośćuczynienie byłoby nieadekwatne i prowadziłoby do nadmiernego wzbogacenia się. Zadośćuczynienie nie obejmuje cierpień rodziców, a jedynie cierpienie dziecka".
Autor: tam/gp / Źródło: PAP, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TTV