87-latek spod Wałbrzycha (woj. dolnośląskie) w przydomowym ogródku stworzył masową mogiłę swoich czworonożnych podopiecznych. Jak przyznaje, na nielegalnym cmentarzysku pochował 130 psów. - Co mam z nimi zrobić? - pyta mężczyzna.
Jak mówią sąsiedzi pana Jana ta historia zaczęła się ok. 10 lat temu. To właśnie wtedy w domu mężczyzny pojawiła się pierwsza suczka. - Była w ciąży, oszczeniła się i tak poszło - wspomina Edward Rajchel, jeden z sąsiadów. Z jego relacji wynika, że w domu pana Jana czasami bywało po 40 psów. Większość z nich nigdy nie była badana przez weterynarza, nie była też szczepiona i odrobaczana.
"Grób długi i głęboki na metr"
Psy, które zdychały, 87-latek grzebał w przydomowym ogródku. Obok sadził kartofle. Jak przyznaje - dla psów na zupę. - Tam już nie ma śladu, robaki wszystko zjadły. Kostki tam nawet pani nie znajdzie teraz - twierdzi mężczyzna. I ze szczegółami opisuje, jak wygląda cmentarzysko, które stworzył. - Wykopuję grób długi i głęboki na metr. W workach były i jeden koło drugiego i tak leżały. Jest kilka takich grobów - wyjaśnia. Jego zdaniem postępuje dobrze, bo nie ma innego wyjścia. - Co mam z nimi zrobić? Za weterynarza będę płacił? - pyta.
"Karma to nie wszystko"
W ostatnim czasie wolontariusze walczący o prawa zwierząt odebrali właścicielowi kilkanaście psów.-– W środku to nie wygląda za ciekawie. Nie jest za czysto, dorosłe psy są w dobrej kondycji. Natomiast szczeniaki były zaniedbane. Na jednym szczeniaku było nawet po 40 kleszczy - mówi Iwona Frankowska z wałbrzyskiej Straży dla Zwierząt.
Kobieta tłumaczy, że gdyby nowo narodzonych czworonogów nie odebrano, to prawdopodobnie skończyłyby w stworzonej przez pana Jana mogile. - Jeżeli byśmy ich nie zabrali, to one by nie przeżyły i kolejne psy trafiłyby na ten nielegalny cmentarz. Ten pan twierdzi, że kocha te zwierzątka i karmę kupuje, ale karma to nie wszystko - twierdzi Frankowska.
Urzędnicy nie wiedzą, co zrobić?
Co na nielegalny cmentarz władze gminy? W urzędzie w Starych Bogaczowicach w środę nikt nie chciał rozmawiać. Jednak jak twierdzą sąsiedzi i aktywiści zwierzęcych organizacji, problem jest znany władzom. - Zgłaszałem, że psów jest tak dużo w gminie i na komendzie. Mówiłem, że jest problem, ale gmina na to, że nie ma odpowiedniej komórki, by się psami zaopiekować - mówi Rajchel.
Wolontariuszom postępowanie urzędników nie mieści się w głowach. - Ta sprawa jest głośna, a nikt nie reaguje i to jest dla mnie najdziwniejsze - martwi się Frankowska.
Powiatowy lekarz weterynarii w środę kontrolowała stan psów należących do pana Jana. Kobieta stwierdziła, że wszystkie są zdrowe i dlatego nie ma podstaw, by je właścicielowi odebrać.
Autor: tam/ec/zp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | M. Cepin