- Jak je zobaczyłam, ugięły mi się nogi. Wychudzone, wystraszone, chore - opowiada mieszkanka Bogatyni, do której trafiły konie z nielegalnego transportu. Podróż z Niemiec do Polski przeżyło siedem z dziewięciu zwierząt. Przemytnicy usłyszeli już zarzuty.
- Zadzwonili do mnie pracownicy jednej z tutejszych stacji benzynowych - opowiada pani Justyna Mikołajów, mieszkanka Bogatyni. - Powiedzieli, że coś dziwnego dzieje się na ich parkingu. Widać było przeładowywanie z auta do auta zwierząt w bardzo złym stanie - dodaje.
Jako że Bogatynia leży tuż przy granicy niemieckiej, to właśnie tutaj przemytnicy mają wymieniać się transportem.
- Zadzwoniłam po policję. Razem z weterynarzem pojechaliśmy szukać przemytników w okolicy - opowiada pani Justyna. - I znaleźliśmy, mężczyźni cały czas byli na stacji - dodaje.
Bez dokumentów, z konającymi końmi
Okazało się, że mężczyzna nie miał przy sobie żadnych dokumentów z pozwoleniem na przewóz. Transport był więc nielegalny. - W ciężarówce trzymał w tragicznych warunkach dziewięć koni. Dwa z nich były w agonii, zaraz zmarły - opowiada pani Justyna.
Konie trafiły pod opiekę lekarzy. - Te wszystkie zwierzęta zostały strasznie skrzywdzone. Najstarszy i najmądrzejszy z nich nie pozwala w ogóle dojść do siebie. Wielkimi oczami patrzy na mnie ze strachem i złością. Ktoś musiał zrobić im coś naprawdę strasznego - opowiada kobieta.
Informację potwierdzają weterynarze. - Jeden z koni padł przez skręt jelit, był strasznie wychudzony. Niemiecki właściciel twierdził, że nie miał czym ich żywić, dlatego postanowił przywieźć je do Polski - informuje Agata Bobrowska, dyrektor powiatowego inspektoratu weterynarii w Zgorzelcu.
W pomoc zwierzętom zaangażowała się cała Bogatynia. - Robiliśmy z mieszkańcami zrzutkę na jedzenie dla nich, potem pracownicy Miejskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej zbudowali nawet wiatę w mojej stadninie, żeby miały się gdzie schronić - opowiada pani Justyna, która przygarnęła zwierzęta.
Usłyszał już zarzuty, ale konie dostanie z powrotem?
Mężczyzna odpowiedzialny za transport trafił w ręce policji. - Usłyszał zarzut naruszenia wymagań weterynaryjnych, za co grozi mu kara do roku więzienia - informuje Antoni Owsiak z policji w Zgorzelcu.
Odpowie też za to, że zwierzęta granicę przekraczały nielegalnie. - Nie miał żadnych zgód, postawiliśmy mu więc zarzut nielegalnego transportu zwierząt - informuje Dariusz Kończyk, prokurator rejonowy ze Zgorzelca.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. Teraz zajmie się nim sąd. - Tłumaczył, że wiezie te zwierzęta do polskiego kontrahenta, który miał obiecać im opiekę nad końmi za euro dziennie - mówi Owsiak.
Mimo tragicznego stanu, bardzo prawdopodobne jest to, że konie jednak wrócą do niemieckiego właściciela. Najpierw muszą jednak przejść 6-miesięczną kwarantannę, którą zarządził weterynarz. - Niemcy chcą z powrotem albo koni, albo pieniędzy za nie - mówi pani Justyna. - Chciałabym je zatrzymać, ale nie mam pieniędzy. Pisałam wnioski, prosiłam o dotację, nikt jednak nie chce pomóc - dodaje.
Tak wyglądają transporty koni na rzeź
Historia z Bogatyni to nie jedyny przykład złego traktowania zwierząt. - W całej Polsce, w Łącku, Bodzentyniu, w Starym Sączu, Zambrowie, Skaryszewie, Nowym Targu zwierzęta są bardzo źle traktowane. Handlarze zadają im umyślny ból, kiedy te stawiają jakiś opór - mówi Cezary Wyszyński z fundacji Viva!
- Zwierzęta wywracają się, uszkadzając, czasem nawet łamiąc sobie kończyny. Dla kupców nie liczą się jednak warunki w jakich przetrzymywane są zwierzęta, liczy się tylko niska cena - mówi Wyszyński. I przywołuje statystki: - Według naszych raportów w Europie rocznie dochodzi nawet do ponad 100 tys. rocznie takich przewozów.
Autor: Paweł Janka,bieru/k / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Justyna Mikołajów