- Nie ma takiej możliwości, by coś (poza wodą - red.) dostało się do butelki - poinformowała w piątek rzecznik Żywiec Zdrój na spotkaniu z mediami. Jak dodała, firma prześledziła cały proces produkcji wody i butelkowania. Ingerencja człowieka jest niemożliwa. - Czekamy na ustalenia prokuratury - dodała.
- Firma prowadzi swoje własne badania. Prześledziła cały proces produkcji wody i butelkowania. Jest on całkowicie zautomatyzowany, nie ma możliwości ingerencji człowieka, jest procesem zamkniętym - relacjonowała reporterka TVN24 Katarzyna Drozd, która przysłuchiwała się briefingowi zorganizowanemu przez producenta wody.
Jak przekazała, przedstawiciele firmy Żywiec Zdrój podkreślali, że nie ma możliwości, by do butelki dostała się jakaś substancja - poza wodą - podczas procesu produkcji.
"Nie ma możliwości, by coś dostało się wcześniej do butelki"
Sanepid, który badał wodę i kontrolował rozlewnię w Mirosławcu, nie stwierdził żadnych uchybień.
- Wiele instytucji ostatnio kontrolowało nasze fabryki i magazyny. Główny Inspektor Sanitarny podsumował te wszystkie wyniki, potwierdzając, że produkty Żywiec Zdrój są bezpieczne - przekazała Edyta Krysiuk-Kowalczyk, dyrektor ds. zapewnienia jakości i ochrony środowiska Żywiec Zdrój.
A rzecznik firmy podkreśliła: - Nie ma takiej możliwości, żeby coś dostało się wcześniej do butelki.
Dlaczego? - Jest to absolutnie niemożliwe dlatego, że pobieramy próbki referencyjne cały czas w trakcie procesu produkcyjnego. Zarówno dział produkcji, jak i dział jakości, włącznie z laboratorium, pobierają te próbki i badają ich zgodność ze specyfikacją i bieżącą produkcją - wyjaśnił Tomasz Grzelczyk, dyrektor operacyjny, odpowiedzialny za zakłady rozlewnicze i dystrybucję.
Żywiec Zdrój: po awarii zawsze pozostaje ślad
Przedstawiciele producenta podkreślali, że proces produkcji jest procesem ciągłym.
- Nawet jeśli zdarza się jakaś awaria, to zawsze pozostaje po niej ślad. Nie ma takiej możliwości żeby w fabryce, czy magazynie była wykonana czynność, po której nie ma śladu - poinformowała Krysiuk-Kowalczyk.
We wrześniu mieszkaniec Bolesławca kupił wodę "Żywioł Żywiec Zdrój". W zgrzewce, w której było 12 butelek. Jednak - jak informuje producent - były one nieprawidłowo zapakowane: w środku znajdowało się 11 butelek z partii sierpniowej i jedna wyprodukowana w kwietniu. Jak powiedzieli w piątek przedstawiciele firmy podczas procesu produkcji butelki są pakowane w zgrzewkę tylko z jednej partii.
Dlatego kiedy woda z sierpnia była butelkowana i pakowana w zgrzewki, butelek z kwietnia w rozlewni w Mirosławcu już nie było. Firma nie wie, jak to się stało, że butelki zostały połączone w jedną zgrzewkę, ale - podkreśla - mogły spotkać się dopiero w hurtowni, w której mieszkaniec Bolesławca miał kupić wodę - relacjonowała reporterka TVN24.
To, jak butelki z dwóch różnych partii trafiły do jednej zgrzewki, wyjaśniają śledczy.
Poparzył przełyk, sprawdzają czym
21 września wieczorem do bolesławieckiego szpitala trafił 31-letni mężczyzna z poparzonym przełykiem. Z ustaleń policji wynikało, że wypił oryginalnie zapakowaną gazowaną wodę z etykietą Żywioł Żywiec Zdrój. Firma Żywiec, podała, że w tej butelce wody zostały stwierdzone trzy obce substancje, w tym alkohol etylowy.
Sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze. Śledztwo prowadzone jest w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu mieszkańca Bolesławca.
Śledczy wciąż czekają na wyniki badań, bo stwierdzili, że konieczna jest pogłębiona analiza tego, co znajdowało się w butelce, z której napił się 31-latek. Na razie wiadomo tylko tyle, że zamiast wody znajdowała się tam substancja chemiczna. Wcześniej prokuratorzy mówili o tym, że z butelki "wyczuwalna była silna woń chloru bądź pochodna chloru, mieszanina jakiejś substancji".
Wodę z etykietą "Żywioł Żywiec Zdrój", którą wypił pan Maciej, zakupiono w Bolesławcu:
Autor: tam/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24