Biskup opolski nakazał proboszczom usunięcie z internetu archiwalnych zapisów mszy świętych. Dał im na to tydzień. - To nie jest utwór muzyczny, którego można sobie posłuchać, kiedy się podoba - tłumaczy referent opolskiej kurii. Mszę z odtworzenia porównuje też do odgrzewanego jedzenia.
W czasie epidemii COVID-19 i wszechobecnych obostrzeń dotyczących zgromadzeń, w tym tych kościelnych, proboszczowie szukają alternatywnych sposobów dotarcia do swoich wiernych. Wiele parafii transmituje msze święte w internecie. Zapis tych transmisji często pozostaje na stronach parafii. Zgodnie z jednym z punktów nowego dekretu biskupa opolskiego Andrzeja Czai księża muszą teraz usunąć te nagrania.
"Nie wolno udostępniać nagrań obrzędów kultu religijnego po ich zakończeniu. Mogą być one jedynie transmitowane w czasie rzeczywistym (live streaming). Wszystkie historyczne nagrania, znajdujące się na stronach internetowych parafii oraz w ich mediach społecznościowych, które zawierają obrzędy religijne, mają być usunięte w ciągu siedmiu dni, liczonych od dnia promulgacji tego Dekretu. Można jednak pozostawić zdjęcia" - czytamy w serwisie informacyjnym Diecezji Opolskiej.
"To nie jest utwór muzyczny"
Treść dekretu opublikowana została też na profilu facebookowym diecezji. Przytoczony wyżej punkt 9. szczególnie zwrócił uwagę komentujących. Internauci dopytywali o zasadność tej decyzji. Dlaczego osoba, która nie miała możliwości obejrzeć mszy na żywo, nie może jej odtworzyć później? Z wyjaśnieniami pospieszył ks. Mateusz Dąbrowski, referent kancelarii Kurii Diecezjalnej w Opolu.
- Eucharystia jest wydarzeniem, które wydarza się w konkretnym czasie. Oczywiście, że Pan Bóg jest ponad czasem, że działa ponad czasem, że nasze ziemskie różnego rodzaju ograniczenia Pana Boga nie dotyczą, ale nie zapominajmy o tym, że to Chrystus jest tym, który kreuje Eucharystię, który zaprasza na Eucharystię, który Eucharystię przygotowuje. To on jest tym, który nam służy, to on wyznacza czas i godzinę Eucharystii. Więc to nie jest tak, że ja mogę sobie wrócić do mszy świętej już sprawowanej wcześniej i ją sobie odtworzyć. To nie jest tak jak utwór muzyczny, którego mogę sobie posłuchać, kiedy mi się podoba. To nie jest tak jak film, który mogę sobie włączyć i jeszcze przewijać, bo coś mi się nie podoba albo jakąś scenę chciałbym zobaczyć jeszcze raz. Eucharystia to nie jest forma rekreacji - tłumaczy ks. Dąbrowski.
Duchowny przyznał, że w sieci znaleźć można zapisy mszy świętych, celebr, również tych papieskich. Ale według niego, nawet jeśli odtworzymy takie nagranie, to czujemy, że to nie jest to samo, kiedy faktycznie doświadczalibyśmy błogosławieństwa w czasie rzeczywistym.
"Wszystko smakuje wtedy, gdy jest świeże"
Księża chcieliby, aby wierni podchodzili do transmisji online, tak, jakby podchodzili do normalnej mszy w kościele. Zaplanowali ją. Ubierali się odświętnie, nawet jeśli siedzą w swoim pokoju. Wyłączyli telefon i inne urządzenia, które mogą rozproszyć. Aby aktywnie uczestniczyć w liturgii.
- Nie jest to podyktowane naszą złośliwością, że my ograniczamy teraz wiernym dostęp do mszy świętej. Wręcz przeciwnie, chcemy, by wierni przeżywali tę mszę świętą w czasie rzeczywistym, wtedy kiedy ona jest sprawowana. Może to jest banalne porównanie, ale żeby to nie było coś jak odgrzewany kotlet albo jak podgrzewana zupa. Wiadomo, że wszystko smakuje wtedy, gdy to jest świeże - podsumowuje ks. Mateusz Dąbrowski.
Źródło: TVN24 Wrocław