Wrocławskie przedszkole "Przy stadionie" zaliczyło falstart. 3 września, zamiast w nowiutkich, przystosowanych do nauki i zabawy pomieszczeniach, przyjęło dzieci w surowej sali konferencyjnej. Rodzice są oburzeni, właściciele proszą o cierpliwość i wyrozumiałość, a miasto próbuje ratować sytuację, szukając miejsc dla około 200 dzieci w innych placówkach.
Wraz z początkiem roku szkolnego, we wnętrzach wrocławskiego stadionu miejskiego, działalność rozpocząć miał Zespół Szkolno-Przedszkolny "Przy stadionie". Plany były duże - miało być przestronnie, nowocześnie i przyjaźnie. Ale nie wyszło.
Jak tłumaczą przedstawiciele Fundacji Oświatowej "Sollers Expert", trzy z czterech ekip remontowych wycofały się z budowy, paraliżując tym samym wszelkie prace.
- Liczyliśmy naiwnie, że uda się to doprowadzić do końca i z dniem 3 września otworzyć cały obiekt. Niestety, nie udało się, jedyną opcją, którą mogliśmy wtedy przyjąć, było zapewnienie opieki przez naszych nauczycieli. Dzieci znajdowały się w sali tymczasowej - mówi Tomasz Płonka, rzecznik prasowy fundacji.
Chaos pierwszego dnia
Dokładniej rzecz biorąc chodzi o salę konferencyjną. Jak relacjonują nam rodzice, zupełnie nieprzystosowaną do przyjęcia małych dzieci.
- Nie było ławeczek, nie było zapewnionego picia i jedzenia. Była niesamowicie długa kolejka, ponieważ odbierano również potwierdzenia i zaświadczenia, że dana osoba jest rodzicem. Ja byłam tam od godziny 8 do godziny około 10. W tym okresie dzieci biegały po tej sali. Część rodziców tam była, część pojechała z racji pracy. Dzieci były najbardziej poszkodowane, one po prostu płakały. Wychowawcy próbowali coś robić, ale sytuacja była dramatyczna - mówi Anna Gaworska-Olszewska, matka 3- i 5-latki.
- Jestem zszokowana tą sytuacją, że coś takiego mogło się w ogóle zdarzyć. No, ale zdarzyło się i trzeba z tym żyć. Szkoda, bo to jest problem, który dotyka dzieci, które nie rozumieją co się dzieje - dodaje Ewa Berdychowska, mama zerówkowicza, która całą sytuację określa jako "chaos".
O chaosie mówi również Joanna Rogozińska-Krause, która w poniedziałek miała posłać swojego synka do zerówki.
- Nikt nic nie wiedział, nie mieliśmy swojej szafki, nie było gdzie zostawić rzeczy, panie nie potrafiły nam udzielić konkretnych informacji. (...) Dzieci nie miały żadnych atrakcji, to co pierwsze syn powiedział, to po prostu, że było nudno. Byli tylko godzinę na spacerze. Nie zorganizowano im niczego, na tyle, żeby odwrócić uwagę od tej trudnej sytuacji. Nie było osoby, która potrafiłaby dobrze zarządzić tą sytuacją - mówi kobieta.
Liczenie na cud
Jednak wszyscy rodzice zgodnie przyznają, że największy żal i pretensje do zarządcy przedszkola mają za brak wcześniejszego poinformowania o przewidywanych problemach. Co więcej - rodzice twierdzą, że jeszcze w piątek byli zapewniani, iż przygotowania idą zgodnie z planem. Dopiero w niedzielę wieczorem zostali poinformowani o opóźnieniu w remoncie pomieszczeń.
- W piątek jeszcze byłam przekonana o tym, że damy radę, chociaż do tych sal przedszkolnych i sal gimnastycznych, wprowadzić dzieci. Natomiast w sytuacji, kiedy w sobotę i niedzielę te firmy remontowe się nie pojawiły, po konsultacji i oględzinach obiektu, stwierdziliśmy, że nie podejmiemy takiego ryzyka. Wolimy zebrać cięgi i nie uruchomić tej placówki - mówi Izabela Rejek, prezes Fundacji Oświatowej "Sollers Expert".
Rejek przyznała, że na chwilę obecną do zrobienia zostało sporo rzeczy. Niegotowe są ściany, kontakty. Nie dojechały drzwi. Kafelki czekają na zamontowanie, meble na skręcenie. Po wykonaniu wszelkich robót niezbędne są także odbiory sanepidu czy straży pożarnej. Stąd pytanie, czy nie można było przewidzieć już w zeszłym tygodniu, że do otwarcia przedszkola nie dojdzie.
- To jest mój błąd, że zawierzyłam od samego początku, że to się uda. Ja jestem pasjonatką, więc ciężko jest mi do tego podchodzić technicznie, że to się nie uda. Czasami cuda się zdarzają. W jednym momencie na terenie było zgromadzonych ponad 30 osób. Jak ja widzę ilość, to wydaje mi się, że jakość będzie taka sama. To nie jest błędne założenie, które ma komuś zaszkodzić, wręcz przeciwnie, ma pomóc. Ta chęć, żeby było dobrze, mnie zawiodła - twierdzi prezes "Sollers Expert".
Dzieci tymczasowo w innych przedszkolach
Otwarcie przesunięto na 31 października. Do tego czasu właściciele dają sobie czas na wykończenie wnętrz. Nadal jednak brakuje rąk do pracy, dlatego przedszkole apeluje, także do rodziców - każda pomoc będzie przydatna. Jak twierdzi Izabela Rejek, już kilkadziesiąt z nich zadeklarowało swoje wsparcie.
A dzieci? Tu włączył się wrocławski magistrat, który próbuje znaleźć wolne miejsca w innych przedszkolach na terenie miasta. Część maluchów została już ulokowana w innych placówkach.
- Zorganizowaliśmy taki mini sztab kryzysowy, udaliśmy się na stadion, organizowaliśmy pomoc na bieżąco. Gmina wyszła z inicjatywą, stara się zapewnić miejsca zastępcze w przedszkolach publicznych. Dyrektorzy dostali informację, żeby wskazywali zwalniające się miejsca. Cały czas rozmawiamy z rodzicami, staramy się im pomóc - mówi Marcin Miedziński z biura zarządzania projektami Urzędu Miasta we Wrocławiu.
Przedszkole docelowo ma funkcjonować we wnętrzach stadionu miejskiego we Wrocławiu:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław