6-letni Mateusz, 11-letnia Marta i 13-letni Marek żyli tuż przed zderzeniem z ciężarówką - wynika z sekcji zwłok rodziny, która zginęła na drodze między Zgorzelcem, a Bogatynią. Dzieci były przypięte pasami. Z ustaleń śledczych wynika, że z nieznanych przyczyn ojciec dzieci zjechał na przeciwległy pas ruchu i czołowo zderzył się z ciężarówką. Po wypadku w mieszkaniu W. znaleziono martwą matkę. Zginęła od ciosów w głowę, jeszcze przed tragicznym wypadkiem.
- Dzieci żyły, gdy jechały samochodem. Miały też zapięte pasy - informuje Violetta Niziołek z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Z przeprowadzonej przez biegłego sekcji zwłok wynika, że przyczyną zgonu mężczyzny i dzieci były urazy wielonarządowe powstałe podczas wypadku. - Zmiany te powstały przyżyciowo, a to oznacza, że wszyscy żyli w momencie wypadku - mówi Niziołek. I dodaje: z sekcji wynika też, że dzieci były po posiłku. Co to oznacza? Dla prokuratorów może to być wskazówka mówiąca o pewnym ciągu zdarzeń. - Może to wskazywać na to, że mężczyzna nie zabrał dzieci w pośpiechu - przyznaje prokurator.
Ojca i dzieci widziano przed wypadkiem
Śledczy przesłuchali też pierwszych świadków w sprawie. Wiadomo, że trójka dzieci małżeństwa W. w feralnym dniu nie pojawiła się ani w szkole, ani w przedszkolu. Czy wiedziały o śmierci matki? Tego nie wiadomo.
- Z relacji jednego ze świadków wynika, że widział mężczyznę i jego dzieci około 10 rano. W ich zachowaniu nie było niczego niepokojącego - przekazała prokurator.
Wcześniej mówiono o tym, że starsze z dzieci miały przy sobie dokumenty tożsamości. Ten fakt dla śledczych może oznaczać tyle, że jeśli doszło do samobójstwa rozszerzonego - a taka jest jedna z przyjętych hipotez - to zamiar mężczyzny mógł być nagły i podjęty pod wpływem impulsu.
Prokuratorzy będą teraz czekali na wyniki prac biegłych z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych, którzy mają ustalić dokładną prędkość, z jaką samochód uderzył w ciężarówkę.
Wjechał w ciężarówkę, żona leżała martwa w mieszkaniu
Do tragicznego wypadku doszło we wtorek po południu w Działoszynie na Dolnym Śląsku. Jak informowali policjanci samochód osobowy z nieustalonych przyczyn zjechał na przeciwległy pas ruchu i czołowo zderzył się z nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówką. Śmierć na miejscu poniósł 44-letni kierowca i troje jego dzieci.
Funkcjonariusze o wypadku chcieli poinformować matkę dzieci i żonę mężczyzny. Mieszkania jednak nikt nie otwierał. Podjęto decyzję o siłowym wejściu do środka. Tam znaleziono zwłoki kobiety. Sekcja zwłok wykazała, że 44-latka zginęła od czterech ciosów zadanych narzędziem tępokrawędzistym. Biegli ocenili, że zmarła w godzinach porannych, jeszcze przed wypadkiem w którym zginęła jej rodzina. Czytaj więcej na ten temat
Kilka hipotez
Co wydarzyło się w mieszkaniu w Zgorzelcu i później na drodze? To wyjaśniają śledczy. - Nie wykluczamy również takiego przebiegu zdarzenia, że najpierw doszło do zabójstwa kobiety, a następnie do wypadku świadomego - informowała w środę Niziołek. Na taki rozwój wydarzeń może wskazywać to, że kierowca nie hamował przed zderzeniem z tirem. Według świadków drogą wojewódzką miał pędzić z prędkością ok. 150 km/h. Jednak na razie śledczy wciąż nie są w stanie stwierdzić, czy mężczyzna dokonał rozszerzonego samobójstwa. Pod uwagę biorą kilka innych hipotez, m.in. taką, że zasłabł w trakcie jazdy.
Dramat rodziny ze Zgorzelca:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Stefańczyk