Nie ma dnia, żeby o niej nie myślał - twierdzi. I jeszcze, że chciałby cofnąć czas, wyremontować ich wspólne mieszkanie i żyć, po prostu żyć. Zamiast tego Zbigniew K. przynajmniej przez najbliższe 25 lat, a być może już do końca życia, będzie patrzył na świat zza krat. Udusił Iwonę szalikiem podczas kłótni.
Poznali się kilka lat temu, ale widywali tylko od czasu do czasu, spędzając czas ze wspólnymi znajomymi. Nic ich nie łączyło, aż do lipca 2016 roku, kiedy oboje zaczęli pracować dorywczo na terenie jednej z lokalnych firm. Wtedy zaiskrzyło.
Oboje mieszkali w Jaworze na Dolnym Śląsku. Ani u Zbigniewa, ani u Iwony się nie przelewało. On - trzydziestoparoletni kawaler, alkoholik. Ona - 31-latka, matka nastoletniej dziewczyny, którą opiekuje się babcia, też nie radziła sobie z nałogiem. Kiedy ich uczucie rozgorzało, Iwona akurat dostała przydział na użytkowanie lokalu komunalnego. Szansa na nowy start.
Zamieszkali razem, mieli wspólne plany. Mieli mieć dziecko.
Tymczasem pili, kłócili się, bili. Niemal wszyscy przesłuchiwani podczas śledztwa mówili, że się kochali. Bardzo. On miał być też bardzo zazdrosny o swoją partnerkę. Z akt sprawy wynika, że nie akceptował żadnych innych mężczyzn w jej towarzystwie.
Wiedział, że ją udusi
16 stycznia 2017 roku Iwona i Zbigniew poszli do jej matki zrobić pranie. Kobieta nie lubiła konkubenta swojej córki, nie ufała mu. Chociaż nigdy nie usłyszała od Iwony słowa skargi, domyślała się, skąd siniaki na jej ciele. Zbigniew wrócił do domu. Ona - dopiero wieczorem. Około 23 wpadł do nich znajomy. We trójkę pili alkohol. Kiedy około godziny 4 rano butelki zostały opróżnione, gość sobie poszedł, a para zaczęła się kłócić.
Oboje byli pijani. Ona wykrzyczała, że chce rozstania. Dzwoniła do kolegi, by przyszedł. Gdy usłyszał, że ma się wyprowadzić, Zbigniew kipiał ze złości. Gdy Iwona powiedziała mu, że dziecko, które nosi w brzuchu nie jest jego - zaatakował. Podszedł do niej, chwycił ją za szyję prawą ręką. Oboje znajdowali się w skrzyni łóżka. Kobieta próbowała się bronić. Jeszcze przez pięć minut. Gdy przestała dawać oznaki życia, chwycił jej biały szalik, wiszący na gwoździu wbitym w drzwi, a następnie owinął go wokół szyi Iwony. Trzymał go mocno, ciasno, kolejne pięć minut.
Później zeznał: "Jak usłyszałem jej słowa i zdecydowałem się chwycić ją za gardło, to wiedziałem, że już jej tak nie puszczę, miałem tak, że już wiedziałem, że ją uduszę".
Zwłoki partnerki ułożył na łóżku, pod głowę podłożył poduszkę, otulił kocem, okrył kołdrą. Około godziny 10 wyszedł z mieszkania. Kręcił się po mieście. Wziął ze sobą biały szalik. Wyrzucił go do śmietnika przy cukierni. Odwiedził swojego brata Marka, rozmawiał też z 11-letnią córką Iwony, a także jej kolegą. Twierdził, że nie wie, gdzie jest kobieta. Potem znów poszedł do brata. Z innymi mężczyznami grali w karty i pili piwo.
W pewnym momencie Zbigniew powiedział kolegom, że nie zobaczą już Iwony, bo leży w szpitalu w śpiączce. Nikt mu nie uwierzył. Już wieczorem tylko bratu wyznał, że udusił kobietę. I tym słowom Marek nie dał wiary. Nie uwierzył też drugi z jego braci, który otrzymał SMS-a o treści: "Zabiłem swoją dziewczynę". W nocy zadzwonił do bratowej. Po rozmowie ze szwagrem kobieta powiadomiła policję. Niedługo później funkcjonariusze zapukali do drzwi mieszkania, w którym Zbigniew siedział obok martwej od kilkunastu godzin Iwony.
Pijany, ale poczytalny
Biegli po sekcji zwłok bez cienia wątpliwości stwierdzili, że przyczyną śmierci było zadzierzgnięcie. Tak w kryminalistyce określa się śmierć zadaną przez - z reguły innego - człowieka poprzez silne zaciśnięcie pętli na szyi ofiary. Oprócz tego potwierdzono, że kobieta była w ciąży. Domniemany morderca sam od razu przyznał się do zbrodni. Wskazał również miejsce, w którym porzucił narzędzie zbrodni. Na odnalezionym szaliku znaleziono jego DNA. Śledczy mieli wszystko na tacy.
Zbigniew K. został przebadany psychiatrycznie. Biegli stwierdzili, że nie jest chory ani upośledzony. Co prawda, zdarzało mu się w przeszłości nie panować nad agresją po alkoholu, ale w momencie popełniania zbrodni - według opinii lekarskiej - procenty nie zaburzały jego świadomości. W końcu został oskarżony o zabójstwo, sprawa trafiła do sądu.
Niemal dokładnie rok po zbrodni wygłoszone zostały mowy końcowe. Prokuratura Rejonowa w Jaworze domagała się dla mężczyzny kary dożywotniego więzienia z możliwością starania się o wcześniejsze zwolnienie po 30 latach za kratami oraz zadośćuczynienia w wysokości 100 tys. złotych dla matki zamordowanej, która jest prawnym opiekunem swojej wnuczki. Pełnomocnik rodziny poszedł jeszcze dalej i wnioskował o dożywocie bez możliwości zwolnienia.
Z kolei kajający się przed sądem oskarżony prosił o 15 lat za kratkami. Przeprosił rodzinę Iwony, szczególnie żal mu było, jak dawał do zrozumienia, jej 11-letniej córki. Znów podkreślił, że kochał i nadal kocha kobietę, którą zabił. Jego adwokatka próbowała jeszcze przekonywać, że K. działał w afekcie, ale jej słowa nie przekonały sądu.
Nic nie przemawiało na jego korzyść
We wtorek Zbigniew K. usłyszał wyrok - dożywotnia kara więzienia z możliwością ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie po 25 latach odsiadki. Oprócz tego sąd zasądził zadośćuczynienie w wysokości 20 tys. złotych dla matki pokrzywdzonej oraz 30 tys. złotych dla jej córki. Wyrok jest nieprawomocny.
Jak uzasadniał sędzia, nie było wątpliwości co do przebiegu samego zdarzenia. Zebrany materiał dowodowy był obszerny. Sam oskarżony złożył też szczegółowe wyjaśnienia. Można z nich wywnioskować, że chciał zamordować Iwonę z premedytacją, zamiar zabójstwa był bezsprzecznie bezpośredni.
Sąd wziął pod uwagę również inne okoliczności, które dodatkowo obciążały Zbigniewa K. Jego zachowanie tuż po przestępstwie, kiedy poszedł pić z kolegami u swojego brata i opowiadał im niestworzone historie, a także jego kryminalną przeszłość (już wcześniej odsiadywał wyroki, m.in. za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu) sprawiły, że - jak ocenił prokurator - wyrok jest tak surowy.
- Zaistniały okoliczności, żeby najsurowszą z możliwych kar orzec w stosunku do oskarżonego. Szereg negatywnych przesłanek przemawiało za tym, żeby właśnie taka kara został orzeczona. Nie ma okoliczności, które by przemawiały na jego korzyść - mówił Krzysztof Duszeńko z Prokuratury Rejonowej w Jaworze.
Po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku obrona prawdopodobnie będzie składać do niego apelację.
- Oskarżony podnosił kwestie afektu i tego, że bardzo kochał swoją konkubinę, że był z nią mocno związany i że to było w porywie silnych emocji uzasadnionych okolicznościami - tłumaczyła Beata Matysek, obrońca oskarżonego.
Autor: Igor Białousz/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław