Zniecierpliwiona pacjentka czekająca na pomoc w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym kliniki przy ul. Borowskiej we Wrocławiu interweniowała u lekarza. Skończyło się awanturą z udziałem ochroniarza, który miał brutalnie powalić kobietę na ziemię.
Do zdarzenia doszło w nocy z 16 na 17 maja. Pani Natalia, razem z innymi pacjentami czekała na przyjęcie przez lekarza. Zniecierpliwiona podeszła do lekarki, by zapytać, kiedy ktoś się nią zajmie. Według świadków, nie doczekała się odpowiedzi.
Wtedy do pani Natalii podeszła inna kobieta, która miała czekać 12 godzin na to, aż lekarze przyjmą jej cierpiącą matkę. Kobiety wymieniły się numerami telefonów, by razem wnieść skargę na szpital.
"Wziął za szyję, wykręcił rękę"
Według świadków, właśnie w tym momencie do akcji wkroczył krewki ochroniarz. Mimo protestów pozostałych pacjentów, miał użyć siły wobec niezadowolonej kobiety. - Wziął tę panią za szyję. Wykręcił jej rękę do tyłu i zmusił ją do tego, żeby upadła na podłogę - tak w rozmowie z policją całą sytuację relacjonowała osoba, która była świadkiem zajścia. Moment rozmowy z mundurowymi nagrał na telefon komórkowy inny świadek.
Gdy policjanci pojawili się w szpitalu, poszkodowana kobieta wciąż leżała na podłodze. - Ochroniarz był zdenerwowany, poruszony i roztrzęsiony. Chyba sam nie wiedział, jak się zachować. Powiedział policjantom, że koloryzujemy; że ta kobieta biegła, potknęła się o niego i przewróciła się na ziemię - opowiada pani Natalia, od której cała sytuacja się zaczęła.
Według niej, pracownik ochrony nadużył swojej siły i pozycji. - Zachował się tak, jakby był z policji i ujmowałby jakiegoś groźnego bandytę - twierdzi.
Komisja sprawdzi monitoring
Szpital zapowiedział już, że będzie badał sprawę. Głównym dowodem ma być szpitalny monitoring. Przedstawiciele placówki podkreślają, że - jeśli świadkowie mówią prawdę - taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.
- Potwierdzam, że doszło do incydentu. Było bardzo wielu pacjentów i niektórym z nich towarzyszyła rodzina. Zrobiło się zamieszanie i lekarze poprosili ochronę o interwencję, a ochrona poprosiła osoby towarzyszące o opuszczenie tego terenu. Ta pani nie zastosowała się do tej prośby - podkreśla Agnieszka Czajkowska, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Sprawę bada też policja, która w poniedziałek o 14 wciąż nie miała jednak jeszcze oficjalnego zażalenia na zachowanie ochroniarza. - Interweniowaliśmy w związku z jego zachowaniem i informowaliśmy o takiej możliwości - zapewnił Łukasz Dutkowiak z dolnośląskiej policji.
Do zdarzenia miało dojść w szpitalu przy ul. Borowskiej:
Autor: tam/r / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | M. Walczak