Zerwane mosty, wypłukane fragmenty dróg. Całkowicie zniszczone obejścia. - Mieszkańcy płaczą – mówi sołtys Stankowic, wsi położonej nieopodal Lubania na Dolnym Śląsku. Przez miejscowość w nocy przeszła nawałnica.
- Jak chodziliśmy w nocy, to był armagedon. Strach było patrzeć na to, co się dzieje – relacjonuje Aneta Tarka, sołtys Stankowic. - Mamy cztery uszkodzone mosty, jeden jest zerwany i całkowicie nieprzejezdny. W nim znajduje się wyrwa szeroka na 4 metry – dodaje.
Jak twierdzi, około 1/3 mieszkańców ma odcięty dojazd do domów. - Ani do lekarza, ani po chleb, ani po wodę – mówi sołtys.
Nie dziwi się, że stankowiczanie płaczą.
- W 2010 roku też była powódź. Wszyscy zdążyli się troszeczkę ogarnąć, a zaczyna się to samo – mówi z żalem w głosie. - Ludzie mają pozatapiane piwnice, piece, centralne ogrzewanie, stacje uzdatniania wody. Wszystko…- dodaje.
Podwórko, którego nie ma
Łez nie kryją nawet mężczyźni. Podwórko pana Piotra dosłownie zniknęło w wodnej kipieli w ciągu kilkudziesięciu minut.
- Wczoraj wieczorem jak zaczęło padać, gdzieś wpół do 12 w nocy, to woda darła tu wszystko – wspomina. - Coś okropnego – dodaje płacząc.
- Krzyczałam ratunku, ale kto ci przyjdzie z pomocą, jak to woda szła tak ogromna – włącza się Maria Wilk. - Nigdy takiej wody nie było jeszcze, nigdy! To morze było, dosłownie morze – dodaje.
Zero pomocy. Zostały łzy
W trakcie rozmowy starsza kobieta cały czas płacze. - Nikogo z pomocą nie było. Na straż dzwoniłam, na policję dzwoniłam, nikt się nie zgłaszał – wspomina i wylicza, ogrom strat. Bo woda z jej posesji zabrała ogrodzenie, bramkę i wszystkie warzywa z ogrodu. - I ziemniaki, i ogórki miałam. Teraz nie ma nic – rozpacza.
Stara się jednak myśleć o przyszłości. - Najbardziej to potrzebujemy, bym mogła z mieszkania chociaż wyjść – przyznaje. - Muszę w środku pomyć, bo zamuliło mi ganek cały. Muszę to wszystko posprzątać… - kończy.
Autor: dr / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | M. Siemaszko