To miał być zwykły - zapewne ostatni przed załamaniem pogody - wypoczynek nad jeziorem. Starsze małżeństwo rozstawiło swoją przyczepę kempingową nad wodą i cieszyło się słońcem. Niestety niedługo. 68-letni mężczyzna został znaleziony martwy. Jego żona, w ciężkim stanie, przebywa w szpitalu.
Przyjechali z okolic Wałbrzycha. Nad Jezioro Nyskie pojechali sami, z dala od innych ludzi. Spali w przyczepie kempingowej.
W czwartek od samego rana ze swoimi rodzicami nie mogli skontaktować się synowie. Zaczęli się niepokoić. Poprosili swoich znajomych, przebywających akurat niedaleko, aby sprawdzili czy wszystko w porządku. Jak się miało wkrótce okazać - nie było.
Śmierć nad jeziorem
- Ci znajomi nie mogli się dostać do przyczepy. Ze środka nikt nie odpowiadał. W końcu sforsowali drzwi, w środku znaleźli martwego 68-letniego mężczyznę, a także jego żonę, która była nieprzytomna - informuje Lidia Sieradzka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Na miejsce natychmiast wezwano policję i pogotowie ratunkowe. Służby miały problem z dotarciem na miejsce, gdyż przyczepa kempingowa była na swojego rodzaju wysepce na uboczu. Lekarz stwierdził zgon mężczyzny, natomiast kobieta najpierw została zabrana łodzią do siedziby WOPR, a dopiero potem przewieziono ją do szpitala. Jej stan jest ciężki.
Zatrucie gazem?
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy mają już pierwszą hipotezę dotyczącą zdarzenia. Prawdopodobnie doszło do zatrucia.
- Mogło do tego dojść w wyniku niesprawnej instalacji gazowej. Muszą to potwierdzić jeszcze biegli. Będzie przeprowadzona także sekcja zwłok, która powinna dać odpowiedź na to pytanie - mówi prokurator Sieradzka.
Na tę chwilę śledczy wykluczają udział osób trzecich w zdarzeniu. Ani mąż, ani żona nie mieli na ciele żadnych obrażeń.
Do zdarzenia doszło nad Jeziorem Nyskim:
Autor: ib/kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: WOPR Nysa