"W przypadku, gdy wnioskodawca w sposób uporczywy składa wnioski" o udzielenie informacji, urząd może informacji odmówić. Taki przepis znalazł się w projektowanej ustawie o jawności życia publicznego. To zamach na jawność - oceniają organizacje broniące praw obywateli. Prawo do informacji bywa nadużywane - przekonuje rzecznik koordynatora służb specjalnych.
Chodzi o przygotowywaną ustawę o "jawności życia publicznego". Nowe przepisy firmują Mariusz Kamiński, minister nadzorujący służby znane z niejawnego działania, oraz jego zastępca, Maciej Wąsik. Projektowana ustawa ma zastąpić trzy dotychczas obowiązujące: lobbingową, antykorupcyjną i o dostępie do informacji publicznej.
Jedynym ograniczeniem była tajemnica państwowa
Jeden z jej przepisów znacząco zmienia zasady dostępu obywateli do informacji na temat działalności instytucji publicznych. Obecnie obowiązuje zasada, że obywatel może żądać od urzędu każdej informacji. Urząd zaś może udzielenia informacji odmówić wyłącznie wtedy, gdy obywatel żąda ujawnienia tajemnicy prawnie chronionej.
Projektowa ustawa o ochronie informacji zawiera nowy przepis, na podstawie którego urzędnicy będą mogli częściej odmawiać obywatelom. Ustęp 2 w artykule 21 projektu brzmi:
"W przypadku, gdy wnioskodawca w sposób uporczywy składa wnioski [o dostęp do informacji publicznej, nieudostępnionej w internecie - przyp. red] , których realizacja ze względu na ilość lub zakres udostępnianej informacji znacząco utrudniłaby działalność podmiotu obowiązanego do udzielenia informacji publicznej, podmiot ten może odmówić udostępnienia informacji publicznej".
"Niedopuszczalne jest ograniczanie naszych praw"
Ten projektowany przepis krytykują organizacje pozarządowe działające na rzecz jawności życia publicznego. Uznają go za niebezpieczny z tego względu, że kryteria, według których urząd będzie mógł stwierdzić, że ktoś działa uporczywie i znacząco utrudnia jego pracę, są ich zdaniem bardzo niekonkretne i uznaniowe.
"Projektowana regulacja dopuszcza ograniczanie prawa do informacji z uwagi na przesłankę, której kryteria nie zostały w ustawie w żaden sposób zdefiniowane. (...) W demokratycznym państwie prawa niedopuszczalne jest ograniczanie naszych praw ze względu na tak szerokie i, co ważne, niezdefiniowane w żaden sposób przesłanki. Choć decyzje odmowne z uwagi na 'uporczywość' można zaskarżać do sądu, to będzie to trwało latami i naruszało nasze prawo" - alarmuje w opublikowanej w środę opinii Sieć Obywatelska Watchdog Polska.
Dyrektor innej organizacji - Fundacji ePaństwo - Krzysztof Izdebski uważa, że przy tak skonstruowanym przepisie odesłany z kwitkiem "uporczywy" i "utrudniający pracę urzędu" obywatel ma małe szanse na wygraną przed sądem.
- Sądy nie będą miały możliwości stwierdzenia, czy dany wniosek utrudnia, czy nie utrudnia pracy urzędu - argumentuje Izdebski. - Nie ma przecież w ustawie jasnych kryteriów oceny, czy wniosek jest uporczywy, czy dezorganizuje pracę. Będą opierać się na deklaracjach urzędników, których nie sposób zweryfikować.
Rzecznik ministra: część obywateli nadużywa prawa do informacji
Autorzy projektu uważają jednak, że ograniczenie prawa do informacji uporczywym wnioskodawcom jest potrzebne. Rzecznik ministra koordynatora służb Stanisław Żaryn uważa, że prawo do informacji bywa w Polsce nadużywane. Powołuje się przy tym między innymi na opinię Ireny Kamińskiej, sędzi Naczelnego Sądu Administracyjnego, wyrażoną w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej pięć lat temu.
- Do sądu trafiają liczne skargi od wnioskodawców, którzy działają w celu nękania organu, na przykład wójta, burmistrza, prezydenta miasta, i robią to wyłącznie z prywatnych pobudek. (...) Urzędnicy nie mogą poświęcić się wykonywaniu przypisanych im zadań, są bowiem zajęci rozpoznawaniem wniosków o udzielenie informacji publicznej - mówiła wówczas sędzia Kamińska.
Rzecznik koordynatora służb specjalnych uważa również, że poglądy, jakoby projekt ustawy ograniczy prawo obywateli do informacji, jest "wykrzywianiem obrazu propozycji". - Poszerzamy dostęp do informacji publicznej, znacząco zwiększamy jawność - zapewnia Żaryn.
Proszę nie wykrzywiać obrazu propozycji. Poszerzamy dostęp do informacji publicznej, znacząco zwiększamy #Jawność https://t.co/Egp6RTwhLj
— Stanisław Żaryn (@StZaryn) 24 października 2017
Co oznacza "uporczywość"
Rzecznik ministra koordynatora służb żywo rozprawiał o projekcie ustawy w dyskusjach w serwisach społecznościowych i z nich pochodzą cytaty z jego wypowiedzi. Na nasze pytania odpowiedział:
"Przepisy Ustawy o jawności życia publicznego zakładają, tak jak funkcjonująca obecnie ustawa o dostępie do informacji publicznej, możliwość zaskarżenia odmowy udzielenia informacji publicznej do sądu. A zatem ewentualne wątpliwości będą weryfikowane na drodze sądowej".
Pytaliśmy też między innymi o to, czy "uporczywość" i "znaczące utrudnianie działalności" zostaną jakoś zdefiniowane, czy też każdorazowo będzie to uznaniowo oceniać urzędnik udzielający informacji.
Według słownika języka polskiego PWN "uporczywy" znaczy tyle co "trudny do usunięcia, utrzymujący się długo lub ciągle powtarzający się".
Wiele wniosków w poprzednich kadencjach samorządowych składał i stoczył długą walkę przed sądem radny Warszawy, obecnie poseł Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Krajewski. Domagał się udostępnienia informacji, z kim prezydent Warszawy zawiera umowy zlecenia na świadczenie usług na rzecz urzędu. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz długo odmawiała udzielenia tych informacji, powołując się na ochronę prywatności zleceniobiorców. Sprawa zaszła aż przed Sąd Najwyższy, który w 2012 roku jednoznacznie stwierdził, że ktoś, kto chce zarabiać na usługach zlecanych za publiczne pieniądze, rezygnuje z prywatności już w chwili złożenia oferty.
"Działałem w interesie mieszkańców"
Gronkiewicz-Waltz w końcu umowy udostępniła. Batalia radnego Krajewskiego trwała jednak bardzo długo, bo aż trzy lata, spełniała więc jedno ze słownikowych kryteriów uporczywości. Zapytaliśmy posła Krajewskiego o tę sprawę w kontekście projektowanego przepisu ograniczającego dostęp do informacji.
- Nie byłem wtedy uporczywym interesantem dla miasta stołecznego Warszawy. Nikt z urzędników nie dał mi tego do zrozumienia. Działałem w interesie mieszkańców - powiedział nam polityk PiS.
Do planów wykluczenia uporczywych interesantów z dostępu do informacji Krajewski odnieść jednak się nie chciał. Tłumaczył, że pochłonięty jest pracami w sejmowej komisji śledczej i nie zdążył jeszcze przeczytać projektu ustawy. Zapewnił jednak, że cieszy go planowany obowiązek publikowania przez urzędy w internecie rejestrów zawieranych umów, bo - ja podkreślił - latami o to walczył. Zapowiedział, że w najbliższych dniach projekt ustawy przeczyta i weźmie udział w konsultacjach.
"Kaganiec na media lokalne"
Tłumaczenie, że prawo do informacji jest w Polsce nadużywane, budzi jednak wątpliwości części organizacji pozarządowych.
- Taki przepis, jak to się obecnie projektuje, jest bardzo niebezpieczny. I nie chodzi tylko o uporczywość, ale i o "znaczące utrudnienie działalności" urzędu "ze względu na ilość lub zakres udostępnianej informacji". To może na przykład oznaczać, że ktoś nie dostanie informacji o kulisach reprywatyzacji w Warszawie. Jest to bowiem bardzo obszerna tematyka i przygotowanie informacji na pewno zajmuje urzędnikom wiele czasu. To może być również kaganiec na media lokalne. Przecież one regularnie, a nie jednorazowo, żądają informacji od samorządów. Ktoś może uznać to działanie za uporczywe - wskazywał Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo.
Krytykujących i wątpiących minister Mariusz Kamiński zaprosił na konsultacje, na 6 listopada, do Kancelarii Premiera. Zapewnił, że zaprasza "w duchu otwartości na dialog z organizacjami i osobami działającymi na rzecz transparentnego i wolnego od korupcji państwa".
O przygotowywanej ustawie o jawności życia publicznego dziś w magazynie TVN24 "Polska i Świat" o godzinie 21.20.
Autor: jp / Źródło: tvn24.pl