Prezes Prawa i Sprawiedliwości, po niemal dwóch tygodniach od pierwszej publikacji, skomentował tak zwane taśmy Kaczyńskiego ujawnione przez "Gazetę Wyborczą". Jego zdaniem, w nagraniach "nic nie ma". W wywiadzie tłumaczył też, jak wyglądały negocjacje z Geraldem Birgfellnerem, który zajmował się planowaniem budowy wieżowca.
Prezes PiS w tygodniku "Sieci" odniósł się do opublikowanych przez "Gazetę Wyborczą" taśm z nagraniami rozmów, w których uczestniczył.
"Nie było podstawy prawnej do zapłaty"
Jarosław Kaczyński został zapytany o kontekst jego rozmowy z Geraldem Birgfellnerem. Jak mówił, od wielu lat nieruchomość na Srebrnej stanowiła pewne "wyzwanie" dla spółki. Prezes PiS wyjaśnił, iż Austriak sam zainteresował się sprawą inwestycji w tym miejscu, "twierdząc, że potrafi to poprowadzić".
"Deklarował, że z góry wynajmie część lokali i że uzyska kredyt w zachodnim banku. Z naszego punktu widzenia, biorąc pod uwagę problemy, na jakie trafiliśmy, takiej propozycji nie można było odrzucić" - dodał.
Odnosząc się do stwierdzenia, że gdy inwestycję trzeba było odłożyć, powstał problem rozliczenia się z austriackim biznesmenem, Kaczyński powiedział, że był pod "pewnym naciskiem moralnym ze strony tej części rodziny" (Birgfellner to daleka rodzina Kaczyńskiego - red.). Ponieważ - jak dodał - "Austriak doszedł chyba do wniosku, że będzie z tej inwestycji po prostu żył, i to dobrze". "Może naczytał się tekstów, z których wynika, że ja tu wszystko mogę. Problem w tym, że nie było podstawy prawnej do zapłaty" - podkreślił polityk.
"Rachunków było niewiele"
Zdaniem Kaczyńskiego wielokrotnie proszono Birgfellnera, żeby zawarł umowę na konkretne pieniądze, obejmującą to, co robi. Prezes PiS podkreślił, że biznesmen prowadził rokowania z Pekao SA, a nie z zachodnim bankiem, jak miał uczynić. "I robił to z własnej, nie mojej, inicjatywy" - zaznaczył.
Biznesmen - opisywał Kaczyński - wynajął również profesora architektury z Wiednia, który przedstawił koncepcję dwóch wież.
"W końcu przedstawił rozliczenie w wysokości 2,5 mln zł, w tym rachunek potwierdzony przez firmę doradczą Baker McKenzie na 101 tys. euro w odniesieniu do spółki Nuneaton" - powiedział.
"Birgfellner kupił tę spółkę (Nuneaton), rozpoczynając działalność w Polsce w firmie zajmującej się sprzedażą spółek, później odkupiła ją Srebrna" - tłumaczył.
Kaczyński podkreślił, że poza rachunkiem na 101 tys. euro Austriak przedłożył "jeszcze parę niewielkich rachunków", wśród których nie było rachunku za pracę wiedeńskiego architekta. "Do owych 2,5 mln wciąż było daleko. Prosiliśmy więc o rachunki, ale tych nie było" - powiedział polityk.
Jak dodał, sądząc, że odpowiednia dokumentacja zostanie dostarczona, sam namawiał z początku władze Srebrnej, by zapłaciły, ale nie zgodził się zarząd ani rada nadzorcza. "W odniesieniu do owych 101 tys. prosiliśmy McKenzie, by przenieśli roszczenia z Nuneaton na Srebrną, ale na to z kolei oni się nie zgodzili" - wskazał lider PiS. "I tak doszło do tej sytuacji, do tych rozmów" - dodał.
Na pytanie, czy jego zdaniem kwota 2,5 mln zł była uzasadniona, Kaczyński odparł: "trudno mi szacować, ale powtarzam - rachunków było niewiele". "Z mojej wiedzy wynika, że pan Birgfellner zajmował się dwiema sprawami: projektem i rozmowami z bankiem" - powiedział Kaczyński.
Kaczyński: wieże miały zapewnić pieniądze dla instytutu
Dopytywany o cel budowy wież, Kaczyński odparł: "Od wielu lat mam takie marzenie, które jest w pełni legalne, choć może się nie podobać w pewnych środowiskach, by Instytut Lecha Kaczyńskiego stał się poważną konkurencją dla Fundacji Batorego".
Jak zauważył, Batory obecnie nie ma konkurencji, również w przypadku starań o zagraniczne fundusze. "Byłoby to poważne przedsięwzięcie typu ideowego, może coś w rodzaju Fundacji Adenauera, stanowiące istotne zaplecze polskiego patriotyzmu i myśli państwowej" - przekonywał prezes PiS.
Kaczyński potwierdził, że wspomniane wieże miały zapewnić instytutowi stałe finansowanie. Podkreślił, że miała być to "nowoczesna inwestycja, z częścią biurową, ale także z hotelem i centrum konferencyjnym". "W pierwszych latach, w czasie spłacania kredytu, pozwalałoby to uzyskać dochody, choć znacznie mniejsze niż to, co ma Batory. W dalszym etapie po spłacie zadłużenia, za około ćwierć wieku, kwota ta byłaby większa. Dawałoby to instytutowi ogromne możliwości działania" - powiedział Kaczyński.
Przekonywał, że "nie miałoby to nic wspólnego" z jego osobistą sytuacją finansową, bo - jak mówił - "celem było wyłącznie choćby częściowe zrównoważenie szans na rynku idei w Polsce". "I podkreślam - gmach miał być przeznaczony wyłącznie do zarabiania pieniędzy. Nie miało być tam siedziby fundacji. Propozycje, by były tam litery 'JK' czy 'LK', rzeczywiście padały, ale zdecydowanie je odrzucałem" - podkreślił lider PiS.
"Na pewno nie było żadnej próby wykorzystania tych nagrań do nacisku"
Na pytanie, po co i kiedy Gerald Birgfellner nagrywał ich rozmowy, Kaczyński odparł, że nie wie, czy Austriak nagrywał go od początku, czy zaczął "na którymś etapie". "Na pewno starannie notował w kalendarzu wszystkie rozmowy, co też jest dziwne" - powiedział polityk.
Jak dodał, według Birgfellnera ich spotkań było 16. "Moim zdaniem - połowę mniej, ale nie wykluczam, że wliczał w to święta, podczas których się widywaliśmy" - zaznaczył Kaczyński. "Na pewno nie było żadnej próby wykorzystania tych nagrań do nacisku czy jakiegoś szantażu, któremu i tak bym nie uległ" - podkreślił prezes PiS.
Na uwagę, że Austriak jest klientem Romana Giertycha, co może sugerować "grę polityczną", Kaczyński odparł, że "to jest rzeczywiście jakaś poszlaka". "Przede wszystkim adwokaci chcący po prostu bronić jego interesów zwróciliby się do sądu cywilnego i wytoczyli sprawę z roszczeniami. Jeśli zwrócili się do prasy, to cel w istocie był inny" - powiedział.
O fakturze: taki dokument nie wpłynął w czerwcu do spółki
"Po pierwsze, taki dokument nie wpłynął w czerwcu do spółki, a powinien do niej trafić" - wskazał.
Jak dodał, z informacji medialnych wynika, że nie zapłacono od niej podatku VAT, co - jego zdaniem - "potwierdza, że to dokument specjalnego rodzaju".
"Tak przy okazji pokazuje to też szczególne połączenie zaciekłości, złej woli i ignorancji tych, którzy prowadzą tę akcję" - ocenił prezes PiS.
"To nie jest nawet kapiszon. Tam przecież nic nie ma"
Zdaniem Kaczyńskiego zapowiadana wcześniej publikacja "GW" to "nie jest nawet kapiszon". "Tam przecież nic nie ma. Ale parę spraw chcę sprostować, bo mamy do czynienia z całą masą nieprawdziwych sugestii" - wyjaśnił.
Kaczyński na stwierdzenie dziennikarza, że redaktorzy "GW" mieli "nadzieję" na zniszczenie jego wizerunku, odpowiedział: "Jeśli sądzili, iż mój wizerunek sprowadza się do tego, że żywię się wodą i chlebem, a o gospodarce nie mam pojęcia, to mogę im powiedzieć tylko jedno: to wizerunek nieprawdziwy". "Na tych taśmach nie ma przekleństw, nie ma omawiania nielegalnych działań, nie ma korupcji. Jest poszukiwanie wyjścia z trudnej sytuacji, przy nacisku na legalność działań" - podkreślił. W ocenie Kaczyńskiego nie narusza to jego wizerunku. "Muszę jednak prostować te wszystkie kłamstwa i sugestie, których celem jest prezentacja naszych działań jako czegoś podejrzanego" - dodał.
"Ja cię nie mogę"
Odniósł się także do fragmentu publikowanej rozmowy, w którym żartował z tłumaczką Austriaka. "Żonę pana Birgfellnera, Karolinę, która podczas tych rozmów pełniła funkcję tłumacza, znam od dzieciństwa, jest moją daleką krewną" - zaznaczył. Dlatego zapytałem ją żartobliwie o te dziurawe spodnie, które przypominały mi piżamę. Ona mi zaczęła mówić, że to modne" - wyjaśnił.
Dodał, że rzeczywiście odpowiedział jej "Ja cię nie mogę", choć - jak zastrzegł - zwykle tak nie mówi.
Taśmy Kaczyńskiego
"Gazeta Wyborcza" opublikowała 29 stycznia stenogram nagrania rozmowy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera i dwóch innych osób. Rozmowa dotyczyła między innymi planów budowy w Warszawie składającego się z dwóch wież biurowca przez powiązaną z Prawem i Sprawiedliwością spółkę Srebrna.
Budowa miała być sfinansowana z kredytu udzielonego przez bank Pekao SA w wysokości do 300 milionów euro, czyli około 1,3 miliarda złotych. Ostatecznie inwestycja została zawieszona.
W czwartek 7 lutego "Wyborcza" ujawniła fakturę z czerwca 2018 roku, którą wystawiła spółka Nuneaton, powołana przez spółkę Srebrna specjalnie do budowy bliźniaczych wież w centrum Warszawy. Jak podała "GW", w sumie z podatkiem VAT austriacki biznesmen Gerald Birgfellner, który kierował Nuneatonem, chce od Srebrnej 1 mln 580 tys. Dziennik podkreśla, że jest to jedna z czterech faktur, którą miał wystawić Birgfellner.
Autor: ads/adso / Źródło: PAP