Policjanci wypracowali już ponad cztery miliony nadgodzin, za które po raz pierwszy w historii mają mieć zapłacone. Kwota sięga około 150 milionów złotych. Gdyby nawet zamiast pieniędzy chcieli wziąć wolne dni, nie jest to możliwe, bo policja zniknęłaby z polskich ulic.
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że tylko do końca września licznik wypracowanych przez funkcjonariuszy nadgodzin sięgnął 4 milionów 13 tysięcy.
- Licznik nie zatrzymał się. Później przecież były wymagające mobilizacji sił marsze, uroczystości związane z obchodami Dnia Niepodległości, w końcu codzienna praca – zauważa wiceszef policyjnego związku Andrzej Szary.
Licznik tyka
Co więcej: cyfry na liczniku znacznie przyspieszają. Z tych samych danych wynika, że do końca czerwca suma nadgodzin wynosiła 2,6 miliona. Zatem w dwa wakacyjne miesiące oraz wrzesień urosła o 1,5 miliona.
To o tyle ważne liczby, że po raz pierwszy w historii policjantom trzeba będzie zapłacić za dodatkowy czas na służbie. Pion prasowy resortu spraw wewnętrznych i administracji przekazał nam, że w policyjnym budżecie na przyszły rok jest przygotowana odpowiednia kwota: niemal 150 milionów złotych.
- Zgodnie z prawem nadgodziny są rozliczane co pół roku. Policjant może odebrać za nie dni wolne lub właśnie otrzymać zapłatę – wyjaśnia oficer zajmujący się kadrami w jednej z komend wojewódzkich.
Zmiana jest efektem masowego protestu policjantów, który odbył się latem zeszłego roku. Najpierw policjanci masowo poszli na zwolnienia chorobowe, a następnie zorganizowali największą w historii demonstrację, która przeszła ulicami Warszawy. Pod wpływem paraliżującego pracę policji protestu ówczesny szef MSWiA Joachim Brudziński zgodził się na liczne postulaty: podwyżki, zmiany w prawie emerytalnym i właśnie płacenie za wypracowane nadgodziny.
48 godzin non stop
Zapytaliśmy pion prasowy Komendy Głównej Policji, skąd się bierze lawinowo rosnąca liczba nadgodzin.
- Nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Przykładem może być śmiertelny wypadek na drodze, przy którym czynności procesowe muszą być wykonane od A do Z, najczęściej przez tą samą załogę, która je rozpoczęła. Może to zająć kilka godzin, czasem nawet znacznie więcej ponad czas ich służby – wyjaśnia biuro rzecznika prasowego.
Podobnie jest w przypadku zatrzymań osób podejrzanych przez funkcjonariuszy pionu kryminalnego i prowadzących dochodzenia. Zostają oni w pracy często aż do momentu przejęcia zatrzymanych przez prokuratorów – czyli 48 godzin non stop. Jeszcze innym przypadkiem są imprezy masowe, szczególnie w stolicy, na które ściągani są funkcjonariusze oddziałów prewencji z całego kraju.
Sytuację pogarsza sytuacja kadrowa, czyli brak policjantów. W wielu dużych jednostkach – np. w Szczecinie, Poznaniu, podobnie w Warszawie – w pracy brakuje już co piątego policjanta. Powiększa się liczba wakatów, zatem na pozostających w służbie spada coraz więcej obowiązków.
- Ważnym elementem jest zwiększająca się liczba kobiet. One po prostu chodzą na urlopy macierzyńskie – mówi komendant jednego ze stołecznych komisariatów.
Prokurator za nadgodziny?
Z oficjalnych odpowiedzi wynika, że sprawa policyjnych nadgodzin jest pod pełną kontrolą. Nieoficjalnie jednak tvn24.pl ustalił, że budzi ona poważne obawy tak resortu spraw wewnętrznych, jak Komendy Głównej Policji.
- Chodzi o gigantyczne koszty. Jeśli pominąć wydatki na pensje, emerytury, to na funkcjonowanie całej policji przez okrągły rok, czyli zakupy energii, sprzętu i paliwa, inwestycje, wyjazdy, jest znacznie poniżej miliarda złotych. Nadgodziny to nowa pozycja w budżecie, która pochłonie 150 milionów – komentuje nasz rozmówca pracujący w biurze logistyki.
Dlatego też według naszych rozmówców jesienią do wszystkich jednostek policji trafiło pismo szefa pionu kadr komendy głównej Jarosława Siekierskiego.
"Dopuszczenie do powstania nadgodzin w większym wymiarze niż 8 godzin w tygodniu może stanowić podstawę do pociągnięcia do odpowiedzialności dyscyplinarnej funkcjonariusza policji, ale – jeśli przełoży się to na wydatkowanie środków publicznych – także odpowiedzialności według przepisów o naruszenie dyscypliny finansów publicznych" – brzmi fragment tego pisma.
Odchodzi wiceminister Zieliński?
Dokument wywołał natychmiast reakcję związków zawodowych, które zażądały wyjaśnień od Komendanta Głównego Policji. Burza szybko została uciszona, pismo określono jako pomyłkę i raz jeszcze zadeklarowano, że pieniądze są w budżecie. Ale według naszych rozmówców, napięcie wkrótce może wrócić ze zdwojoną siłą.
- Pytanie, czy pieniądze rzeczywiście znajdą się w budżecie, a policjanci je otrzymają – mówią nasi rozmówcy.
Szefowie związków zaś chcą doprowadzić do kolejnego spotkania z nowym ministrem spraw wewnętrznych i administracji Mariuszem Kamińskim. To on bezpośrednio nadzoruje teraz funkcjonowanie policji, odkąd na początku września odsunął od tego zadania wiceministra Jarosława Zielińskiego.
Teraz jest prawdopodobne, że dotychczasowy pierwszy zastępca ministra Kamińskiego, czyli właśnie Jarosław Zieliński, odejdzie z resortu i wróci do pracy w ławach poselskich.
- Trochę za wcześnie, by rozmawiać o sprawach, które nie są jeszcze rozstrzygnięte – odpowiedział na nasze pytanie, czy odchodzi z resortu sam Jarosław Zieliński.
Jednak związkowcy chcą spotkania z Kamińskim i jasnych odpowiedzi na wiele z problemów policji. – Czas na konkrety. Co z zapowiadanym rządowym programem modernizacji, jakie są plany walki z powiększającymi się wakatami i wiele innych problemów – mówią.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl