W poniedziałek silne trzęsienie ziemi nawiedziło Turcję, Syrię i Liban. Magnituda wynosiła między 7,4 a 7,8. W jego wyniku zawalały się całe bloki mieszkalne i szpitale. Zginęło kilka tysięcy osób, a kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych. Do dotkniętego katastrofą regionu w Turcji poleciała w poniedziałek wieczorem grupa HUSAR Poland, aby wziąć udział w akcji ratowniczo-poszukiwawczej. To 76 strażaków Państwowej Straży Pożarnej i osiem wyszkolonych psów.
Z grupą pojechało pięciu członków Zespołu Pomocy Humanitarno-Medycznej (anestezjolog, pielęgniarz i trzech ratowników medycznych), zabrano 20 ton sprzętu. Polska grupa wzięła ze sobą sprzęt poszukiwawczy, sprzęt do rozbudowy obozowiska i do stabilizacji konstrukcji uszkodzonych budynków.
Uratowani spod gruzów
Do wtorku wieczorem polskim ratownikom udało się wydostać spod gruzów trzy żywe osoby.
O pierwszym sukcesie polskich ratowników komendant główny PSP gen. brygadier Andrzej Bartkowiak napisał po godzinie 15: "Pierwszy uratowany człowiek. Wydobyty z gruzowiska mężczyzna przez naszych ludzi wspólnie z tureckimi ratownikami. Brawo, super. DUMA!!!!".
Około 18 nadeszła kolejna dobra wiadomość. "Udało się wydobyć drugą osobę żywą, Po rozmowie z Dowódcą Grupy, do działań w nocy skierowane zostaną wszystkie nasze zespoły. Czas nas goni!!!! Walka trwa o życie ludzi Trzymajcie się !!!!" - napisał komendant główny PSP.
Informacja o trzecim uratowanym napłynęła po godzinie 19. "Brawo, jesteście mistrzami. Walczymy dalej. Uważajcie na siebie" - przekazał szef PSP.
Pod gruzami zlokalizowano jeszcze kilka osób
Jak poinformował późnym wieczorem komendant główny PSP, "pod gruzami zlokalizowano jeszcze kilka osób, ratownicy starają się do nich dotrzeć". Dodał: "walczymy o życie". Zamieścił też film dokumentujący wydobycie spod gruzów jednego z uratowanych ludzi. "Tak wygląda ciężka służba naszych bohaterów" - podkreślił.
Polscy strażacy działają w Besni
Zanim przystąpiono do działań, we wtorek rano dwoma autokarami i dwiema ciężarówkami ze sprzętem polska grupa ruszyła z lotniska Gaziantep do Adiyamanu, gdzie mieli prowadzić akcję. Komendant główny PSP gen. brygadier Andrzej Bartkowiak poinformował jednak, że polscy ratownicy w czasie przejazdu decyzją tureckich władz zostali przekierowani do Besni. Miasto liczy 70 tysięcy mieszkańców. Znajduje się około 50 kilometrów na zachód od Adiyamanu. W mediach społecznościowych pokazał mapę terenu działań Polaków. "Dużo pracy przed naszymi ratownikami i psiakami" - napisał.
Komendant główny wyjaśniał, że według wstępnych informacji w regionie zawaliło się wiele domów, w tym wielorodzinnych, gdzie wciąż mogą znajdować się żywi ludzie. Dowódca HUSAR Poland bryg. Grzegorz Borowiec wcześniej przekazał, że według mieszkańców w mieście zupełnie zawaliło się prawie trzydzieści budynków. - Szanse na odnalezienie kogoś są bardzo duże - ocenił.
Jak dodał Borowiec, Polacy byli prawdopodobnie pierwszą grupą zagraniczną, która dotarła w ten rejon. - Ludzie wyszli na drogę, zatrzymali nas, prosząc o pomoc - mówił. Wśród mieszkańców, którzy wyszli do polskich ratowników, był burmistrz miasta.
Dowódca nie określił, jak długo grupa zostanie w Besni. - Ciężko na ten moment powiedzieć. Na razie jesteśmy tutaj, rozbijamy tutaj bazę operacji - powiedział.
Niezwykle ciężka praca
Jak powiedział we wtorek minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, Polska nadal będzie wspierać stronę turecką w niesieniu pomocy na terenie dotkniętym przez trzęsienie ziemi. - Turcja zawsze może na nas liczyć i my na Turcję - wskazał. - Potwierdzimy naszą reputację wspierających przyjaciół w potrzebie, tak jak w przypadku ostatnich pożarów w Turcji (...). Nasza renoma w Europie jest tutaj dobrze zasłużona i na pewno uda nam się działać zgodnie z tymi standardami, których się od nas oczekuje i których sami od siebie oczekujemy - oświadczył.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński zadeklarował tego samego dnia, że w razie potrzeby Polska wyśle do Turcji kolejną zmianę strażaków. - Oni tam będą fizycznie pracowali dzień i noc - wyjaśnił. - W ciągu tygodnia, jeżeli będzie taka potrzeba i możliwość ratowania ludzi, którzy są zasypani, wyślemy następną zmianę.
Dowódca grupy HUSAR Poland brygadier Grzegorz Borowiec mówił, że akcja polskich strażaków po trzęsieniu ziemi w Turcji będzie jedną z najtrudniejszych i potrwa około siedmiu dni. - Siedem dni to jest takie maksimum, jeżeli chodzi o działania poszukiwawczo-ratownicze. Przeżywalność po siedmiu dniach jest praktycznie bliska zeru - dodał.
W kontakcie z wojskiem
Jak mówił na antenie TVN24 Karol Kierzkowski, rzecznik prasowy komendanta głównego PSP, polska grupa porusza się ciężarówkami, które otrzymała od władz lokalnych.
- Jesteśmy też w kontakcie z polskim wojskiem, które jest tam na misji w ramach NATO, będą nam pomagali. Otrzymujemy duże wsparcie od władz lokalnych, ale przede wszystkim liczymy na siebie, na nasz sprzęt. Jesteśmy samowystarczalną grupą, przez 36 godzin możemy funkcjonować bez pomocy z zewnątrz - mówił Kierzkowski.
Zauważył, że niska temperatura to coś nowego, z czym polska grupa będzie się stykać. Głównie grupa była na akcjach ratunkowych poza granicami kraju w porze ciepłej, kiedy jest o wiele łatwiej działać. - Ale zabrane zostały odpowiednie namioty, śpiwory, ciepłe ubrania. Jesteśmy dobrze przygotowani - zapewnił rzecznik.
Chwalił umiejętności specjalnie wyszkolonych psów. - Psy ratownicze w rewelacyjny sposób, bardzo szybki, lokalizują osoby poszkodowane, dzięki temu minimalizujemy czas dotarcia do tych osób. W dalszej kolejności wykorzystuje się sprzęt techniczny do przebijania się przez gruzy, stopy, konstrukcje żelbetowe. Robimy tak, żeby nie wyrządzić szkód osobom, które są zasypane - opowiadał. - To są bardzo delikatne i czasochłonne operacje - dodał.
Autorka/Autor: anw,as, rzw
Źródło: tvnmeteo.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Twitter/Andrzej Bartkowiak