Ponad dwie doby po trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii ratownicy wciąż prowadzą operacje ratunkowe. Sejsmolog Przemysław Kowalski opowiedział na antenie TVN24 o tym, dlaczego żywioł okazał się aż tak niszczycielski. Mówił również o tym, czy da się przygotować na trzęsienie ziemi i jak z tym zagrożeniem radzą sobie Japończycy.
Poniedziałkowe trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii było największym, jakie pojawiło się od lat w tych rejonach globu. Tysiące ludzi zginęło, zniszczenia są bardzo rozległe. Ratownicy wciąż przeszukują gruzowiska, poszukując osób, którym jakimś cudem udało się przeżyć w zawalających się budynkach. Polskim zastępom udało się ocalić już 10 osób.
>>> Czytaj dalej: "Zakładamy, że będzie ich więcej. Czas gra na niekorzyść i musimy się bardzo spieszyć"
Jak opowiadał w programie "Wstajesz i wiesz" na antenie TVN24 sejsmolog z Państwowego Instytutu Geologicznego Przemysław Kowalski, różnice między budynkami, które stoją na niewielkiej przestrzeni, są najczęściej małe. To, że jednemu udało się ustać, a drugi obrócił się w pył, może wynikać z czynników takich jak podłoże, elastyczność danego elementu oraz dystrybucja drgań. - Po prostu mogło się tak zdarzyć, że akurat w tym jednym miejscu jeden budynek sąsiadujący został całkowicie zniszczony, a drugi zdołał ledwie, ale jednak ustać - wyjaśnił gość.
Nie ma jednej recepty na uniknięcie tragedii
Kowalski wspomniał, że niezależnie od regionu świata, nie istnieje jedna recepta na przygotowanie się do trzęsienia ziemi. - Zagrożenia są specyficzne dla danego miejsca. Zupełnie innego rodzaju trzęsienia ziemi notujemy w Japonii, inne są na przykład na pograniczu turecko-syryjskim - mówił.
Zauważył, że w przypadku poniedziałkowego zjawiska mieliśmy do czynienia z klasycznym mechanizmem przesuwania się płyt tektonicznych, podczas którego obie otarły się o siebie. Tymczasem w Japonii dochodzi do tak zwanych zjawisk subdukcyjnych, podczas których jedna płyta zagłębia się pod drugą. Ekspert dodał, że w odczuciach oba typy trzęsienia nie różnią się bardzo. Dla konsekwencji, jakie może nieść ze sobą dane zjawisko, ważne są czynniki, takie jak jego głębokość, magnituda oraz odległość od miejsca epicentrum.
- Pamiętać trzeba, że duże zjawisko, takie jak to, o magnitudzie powyżej 7,5, to nie jest punkt, jedno miejsce, to jest cała płaszczyzna tego uskoku, pękająca na odległości rzędu 200 kilometrów. I ta cała ściana może mieć nawet kilkadziesiąt kilometrów wysokości. Przesunięcia w miejscu, które określamy jako hipocentrum, są zazwyczaj największe, ale dystrybucja drgań jest bardzo nierównomierna - opowiadał.
Kumulacja naprężeń
Ekspert dodał, że po ponad 150 latach prac badawczych, naukowcom doskonale znane są miejsca, w których dojść może do trzęsienia ziemi. - To nas nie zaskoczy. Zaskakuje nas zawsze dokładne miejsce. Czasem jest to możliwe do przewidzenia, czasem nie. Ale to, co nas zawsze zastanawia, to jest czas. My możemy określić prawdopodobieństwo, ale operujemy dziesiątkami lat. Geologia, geofizyka mają to do siebie, że operujemy niesłychanie powolnymi procesami. Trzeba wiedzieć, że szybko przemieszczająca się płyta kontynentalna przemieszcza się sześć centymetrów na rok. I gdzieś w tym całym procesie, po iluś latach narastania naprężeń, w którymś miejscu nastąpi ich uwolnienie. Można podejrzewać, że jeśli w tym miejscu nastąpiło duże trzęsienie ziemi o magnitudzie 7-8, to w ciągu najbliższych kilkunastu, kilkudziesięciu lat raczej w tym samym miejscu nie nastąpi drugie tak duże, bo naprężenia muszą się skumulować - dodał.
Kolejne zjawisko, do którego doszło około 100 kilometrów dalej, było odpowiedzią na pierwsze trzęsienie - mówił Kowalski.
- Magnituda powyżej 7 dla tego regionu jest prawdopodobna. Są oczywiście stosowne wyliczenia, mówiące z jakim prawdopodobieństwem i w jakim czasie można się spodziewać takich zjawisk, natomiast samo to zjawisko, przy całym jego tragicznym bilansie, nie jest czymś wybitnie zaskakującym. Jest bardzo duże, ale nie zaskakujące - dodał Kowalski.
Porównania do Japonii
Sejsmolog dodał, że po trzęsieniu ziemi w 1999 roku, Turcja zaczęła wdrażać procedury pozwalające budować konstrukcje z większą szansą na przetrwanie trzęsienia ziemi. W przypadku Japonii - bardziej zamożnego kraju - podobne decyzje zostały wprowadzone o wiele wcześniej. - Japonia jest niesłychanie zdyscyplinowanym krajem. W Japonii są ćwiczenia obrony cywilnej, które obejmują w zasadzie wszystkich raz w miesiącu. Każdy, kto doświadczy trzęsienia ziemi, wie dokładnie, co ma robić. To niesłychanie pomaga. Po drugie, w Turcji w 1999 roku widziałem zdjęcia budynków, z których kradziono materiały budowlane. I część bloczków betonowych została zastąpiona puszkami po farbie, po oleju, po czymkolwiek. Taki budynek nie ma prawa stać. To się bardzo zmienia w Turcji, ale to jest cały proces, on zajmuje lata. Te budynki nie wiem kiedy zostały zbudowane, ale wystarczy, że zostały zbudowane gdzieś na początku lat dwutysięcznych i ich jeszcze te zmiany nie objęły - opowiadał.
Kowalski wspomniał o tym, że w Japonii stawia się budynki asejsmiczne.
- Są punktowce - bardzo wysokie budynki w Japonii, które nie są zespolone z gruntem. One stoją na przygotowanych łożach, na których w razie trzęsienia ziemi lekko się poruszą. I w tym momencie ziemia się poruszy, natomiast sam budynek nie - dodał. - Japonia zrobiła gigantyczny postęp w tej materii przez ostatnie kilkadziesiąt lat, powiedzmy po drugiej wojnie światowej, i bardzo dobrze odrobiła pracę domową. Ich budownictwo może wyznaczać pewne trendy. Nie zawsze tak drogie budownictwo należy stosować, albo opłaca się stosować, jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało. Poza tym trzeba mieć zasoby, żeby takie budownictwo stosować, mieć przepisy, wymusić ich stosowanie i tak dalej - podał sejsmolog.
Jak dodał ekspert, cały sposób nowoczesnego budownictwa Japonii wynika z wieloletniego doświadczenia tamtejszych inżynierów. - Te budynki, które tutaj widzieliśmy, składały się jak przysłowiowy domek z kart, elementy stropów spadały w dół, na kolejne stropy, budynek układał się jak przekładaniec, jak tort. I to powoduje, że mnóstwo ludzi zostało uwięzionych gdzieś w pustkach, we wnętrzu, część z nich doczeka pomocy, część niestety nie - podsumował.
Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii
Epicentrum trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, które w poniedziałek nad ranem nawiedziło południowo-wschodnią Turcję i północno-zachodnią Syrię, znajdowało się w tureckiej prowincji Kahramanmaras. Niecałe 12 godzin później, kilkadziesiąt kilometrów na północ, miało miejsce drugie trzęsienie o magnitudzie 7,7. Obu zjawiskom towarzyszyła seria ponad 100 wstrząsów wtórnych. Dotknięty trzęsieniem ziemi rejon południowo-wschodniej Turcji i północno-zachodniej Syrii jest aktywny sejsmicznie i często dochodzi w nim do wstrząsów. Jednak to ostatnie jest najpotężniejszym tego typu kataklizmem w tym regionie w ostatnim czasie. W 1999 roku na skutek trzęsienia w tureckim Izmicie zginęło 17-18 tysięcy osób. Jak pokazały pomiary, wstrząsy miały magnitudę 7,6. Najtragiczniejsze trzęsienie ziemi odnotowano w 1976 roku w chińskiej prowincji Tangshan. Oficjalne dane władz mówiły o 250 tysiącach ofiar. Prawdopodobnie były mocno zaniżone, bo niektóre źródła podawały liczbę nawet 650 tysięcy zabitych. Kataklizm w Tangshan miał - według oficjalnych danych - siłę 7,5 stopnia w skali Richtera, choć inne pomiary wskazywały nawet na 8,2 stopnia. 9,5 stopnia miało najsilniejsze w historii odnotowane pomiarami trzęsienie, doszło do niego w 1960 roku w Chile. Zginęło wtedy ponad 1650 osób.
Źródło: TVN24, tvnmeteo.pl