Kilka międzynarodowych linii lotniczych wstrzymało loty na popularną wśród turystów wyspę Bali. Powodem jest utrzymująca się w powietrzu chmura pyłu po wybuchu wulkanu Lewotobi Laki Laki, znajdującego się na oddalonej o kilkaset kilometrów wyspie Flores w Indonezji. Pomimo że erupcja miała miejsce na początku listopada, z krateru nadal wydobywa się popiół i lawa.
Wulkan Lewotobi Laki Laki eksplodował w nocy 3 listopada, wyrzucając ogromne ilości gorącego pyłu i potoki lawy, która dotarła do pobliskich wiosek. W wyniku erupcji zginęło co najmniej dziewięć osób, a dziesiątki tysięcy mieszkańców musiało opuścić swoje domy. Od tego czasu z krateru nadal uwalnia się pył, a co jakiś czas dochodzi do wyrzutów lawy.
Jak informuje Reuters, Lewotobi Laki Laki uwolnił do atmosfery ogromne ilości popiołu, które dotarły na wysokość 10 kilometrów nad Ziemią. Z tego powodu kilka międzynarodowych linii lotniczych zdecydowało o wstrzymaniu lotów z i na Bali. Wyspa znajduje się około 800 kilometrów od wyspy Flores, na której doszło do katastrofy. Pierwsze zakłócenia pojawiły się już we wtorek.
Dziesiątki odwołanych lotów
Wśród odwołanych lotów znajdują się te realizowane między innymi przez australijskie linie lotnicze.
"Bezpieczeństwo naszych gości i załogi jest naszym najwyższym priorytetem" - napisała w oświadczeniu firma Virgin Australia.
"Popiół wulkaniczny stwarza poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa operacji lotniczych" - poinformowały w środę linie AirAsia, które także anulowały kilka rejsów.
Brytyjski dziennik "The Gurdian" podaje, że we wtorek łącznie wstrzymano co najmniej 10 lotów realizowanych przez australijskich przewoźników. Z kolei dyrektor generalny lotniska Denpasar na Bali przekazał, że od 4 do 12 listopada odwołano około 80 połączeń z Singapuru, Indii, Malezji, Hongkongu i kilku australijskich miast.
Pacyficzny pierścień ognia
Na terytorium Indonezji znajduje się blisko 130 aktywnych wulkanów. Kraj mieści się w tzw. pacyficznym pierścieniu ognia, czyli na obszarze o wysokiej aktywności sejsmicznej.
Źródło: Reuters, PAP, The Guardian
Źródło zdjęcia głównego: Reuters