W prefekturze Iwate w Japonii szaleje jeden z największych pożarów od dekad. Ogień pochłonął ponad dwa tysiące hektarów i zmusił tysiące ludzi do ewakuacji. Naukowcy wyjaśnili, że jest to związane z niezwykle suchymi warunkami, jakie zapanowały w regionie od początku lutego.
Ogień pojawił się w okolicach miasta Ofunato w środę 26 lutego. Płomienie, podsycane przez silny wiatr, do tej pory zdewastowały obszar o powierzchni 2100 hektarów - to trzy razy tyle, ile średnio płonie przez cały rok w całej Japonii.
W poniedziałek płomienie nadal się rozprzestrzeniały, co skłoniło lokalne władze do rozszerzenia nakazów ewakuacji na obszar zamieszkany przez prawie 4600 osób. Do walki z ogniem zaangażowano 2150 strażaków z prefektury Iwato, wspieranych przez siedem załóg śmigłowców gaśniczych. Skala żywiołu okazała się jednak tak potężna, że na miejsce przybyły posiłki z innych prefektur, w tym z Tokio.
Rekordowo suchy luty
Gaszenie ognia jest o tyle trudniejsze, że w okolicach Ofunato od wielu tygodni nie padało. W lutym suma opadów w mieście wyniosła 2,5 litra na metr kwadratowy - zazwyczaj miesięczne opady kształtują się w okolicach 41 l/mkw.
- Jeszcze nigdy nie było lutego z tak małą ilością deszczu - powiedział hydrolog Yoshiya Touge z Uniwersytetu Kioto w rozmowie z portalem "The Japan Times". - Warunki pogodowe są suche, porywy wiatru silne, a teren - stromy. Na dodatek wiele drzew to gatunki iglaste, które są wysoce łatwopalne - dodał.
Pożar w okolicach Ofunato to tzw. pożar wierzchołkowy, w którym ogień przeskakuje między koronami. Górne części drzew przeważnie są suchsze niż te przyziemne, co powoduje szybsze rozprzestrzenianie się płomieni i większe trudności w ich ugaszeniu.
Źródło: Reuters, The Japan Times
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/FIRE AND DISASTER MANAGEMENT AGENCY