W Polsce trwa walka z powodzią. Zdaniem doktor Iwony Wagner, hydrolożki z Uniwersytetu Łódzkiego, środowisko to nie ozdobnik dodany do naszego życia. - To błękitno-zielona infrastruktura, która pełni bardzo ważną funkcję, również w regulowaniu powodzi i suszy - dodała.
Powódź dotknęła południowo-zachodnich i południowych regionów Polski. Stany alarmowe są przekroczone na kilkudziesięciu rzekach. Według doktor habilitowanej Iwony Wagner z Katedry UNESCO Ekohydrologii i Ekologii Stosowanej na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego, powódź na południu kraju oraz panująca na pozostałym terenie susza powinny skłonić nas do zdecydowanej zmiany sposobu myślenia o wodzie, środowisku i zarządzaniu krajobrazem. - W pierwszej kolejności musimy myśleć o klimacie, zacząć redukować emisję dwutlenku węgla, bo klimat już się zmienia i z każdym miesiącem i rokiem będzie coraz gorzej. Po drugie - krajobraz. Bardzo poważnie trzeba podejść do tego, że środowisko to nie jest ozdobnik dodany do naszego życia, tylko błękitno-zielona infrastruktura, która pełni bardzo ważną funkcję - również w regulowaniu powodzi i suszy. Dopiero na trzecim miejscu powinno być tworzenie zbiorników przeciwpowodziowych - powiedziała ekspertka.
Zbiorniki przeciwpowodziowe i uwolnienie rzek
Jak zauważyła Wagner, zbiorniki przeciwpowodziowe są ważne na obszarach górskich i podgórskich, bo tam woda spływa bardzo szybko i dynamicznie, dlatego trudno ją okiełznać w istniejącym krajobrazie.
- Najlepiej sprawdzają się suche zbiorniki, bo mówiąc opisowo, to nie może być wanna pełna wody, do której już nic nie dolejemy. To muszą być puste obszary, w których woda musi się gromadzić - zaznaczyła ekspertka. W opinii badaczki zbiorniki tego typu nie funkcjonują dobrze na terenach nizinnych; tam doktor szukałaby raczej możliwości uwolnienia dolin z zabudowy i wyznaczania obszarów, gdzie woda może się wylać w sposób naturalny. Według ekspertki to byłoby mniej kosztowne, a bardziej skuteczne, ponieważ dolina rzeczna jest właśnie od tego, aby była zalana i ma bardzo dużą pojemność, a więc sprawdziłaby się w zapobieganiu powodziom. Jej zdaniem takie rozwiązania powinno się stosować nie tylko na odcinkach dużych rzek, ale również na ich małych dopływach. Wskazane jest poszukiwanie szerszych fragmentów niezabudowanych dolin i ich bezwzględna ochrona przed zabudową. - Dolina rzeczna to teren przepływu wody, jeżeli instaluje się tam jakąkolwiek infrastrukturę, to należy się liczyć z tym, że woda tam przypłynie, bo to czysta fizyka - wyjaśniła.
Jak zapobiegać powodziom?
Dla hydrologów powodzie, a dokładniej mówiąc - wezbrania rzek, są zjawiskiem normalnym. Jeśli chodzi o obecną powódź to zaskakujący jest przede wszystkim termin jej wystąpienia, bo wrzesień i październik były do tej pory miesiącami suchymi i słonecznymi. Duże powodzie zdarzały się w Polsce raczej w czerwcu, lipcu, czasem w maju. - To jest zaskakujące i na pewno duży w tym udział zmian klimatu. I my wiemy o tym od dawna, bo mówił o tym Pierwszy Raport IPCC, czyli Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu przy ONZ, który opublikowano w 1997 roku. Oczywiście, wtedy mało ludzi traktowało go poważnie, ale już ostatni raport IPCC z przełomu 2021 i 2022 roku bardzo wyraźnie ostrzegał, że wchodzimy w czerwoną strefę, w której będą działy się rzeczy, jakich wcześniej nie było. Mamy do czynienia z naprawdę dużym zagrożeniem występowania różnych i złożonych zjawisk kryzysowych, co z pewnością jest częścią oddziaływania zmienionego klimatu. Ale nie tylko - zaznaczyła dr Wagner. Czynnikiem, o który - w opinii hydrolożki - należy zadbać w szczególny sposób jest krajobraz. Ekspertka zwróciła między innymi uwagę na tereny leśne na obszarach górskich, które są intensywnie użytkowane gospodarczo.
- Mamy wycinanie drzew, zrywki, drogi zrywkowe, którymi w momencie opadu woda płynie jak po rynnie do niższych obszarów. Mamy duże tereny zabudowy i pola uprawne. To wszystko są składowe naszego krajobrazu i nie jest tak, że nie powinno ich być. Ważna jest proporcja między wszystkimi składowymi - wyjaśniła.
Krajobraz wpływa na obieg wody
Według niej odpowiednio ukształtowany krajobraz mógłby stać się naszym najlepszym zabezpieczeniem przed powodziami czy suszami. Jak tłumaczyła Wagner, opady, które spadają na teren zlewni, czyli obszaru, z którego potem podpowierzchniowo lub powierzchniowo dostaje się do wód. Mogą one spłynąć albo szybko - jeśli krajobraz jest mocno zmieniony, albo wsiąkać wolno, zatrzymując się na liściach, pniach drzew, ściółce oraz w glebie, która dzięki nawodnieniu jest organiczna, a także w mokradłach, będących bardzo pojemnymi naturalnymi zbiornikami. - Takie drobne zabiegi jak zadrzewienia śródpolne czy oczka wodne na polach uprawnych, nieregularność ukształtowania terenu, mała retencja naturalna, to wszystko są elementy, które powodują, że woda z opadów nie odpłynie daleko, lecz zatrzyma się mniej więcej tam, gdzie spadła. To oczywiście zależy też od nachylenia. Na przykład na terenach górskich będziemy nad tym panować w mniejszym stopniu. Im więcej wody zatrzymamy w zlewni, tym mniej dopłynie do koryta rzecznego. A to z kolei określa skalę walki, jaką musimy podjąć na dole, budując zbiorniki retencyjne, które są drogie, wymagają utrzymania i odpowiedniego sterowania, a przede wszystkim zabierają przestrzeń i degradują krajobraz - podkreśliła. Powodzie trudno przewidzieć, jednak - według prognoz hydrologów - ilość wody w środowisku będzie wzrastać i - jak zauważyła hydrolożka - to nie jest dla nas zła prognoza; gorzej że będzie ona skumulowana w bardzo intensywnych opadach. Powinniśmy zatem wdrożyć takie zmiany, które pomogą nam utrzymać wodę w momencie, gdy ona się pojawia i wykorzystywać ją w okresach suszy. - Patrząc na ogromne masy wody, które teraz przewalają się na terenach powodziowych, mam w głowie, że każdy litr to jakaś utracona złotówka, bo woda jest czymś, czego za chwilę będzie nam brakować. Musimy znaleźć rozwiązanie, które obroni nas przed powodzią, ale zatrzyma wodę w środowisku, bo ona jest tam potrzebna - wyjaśniła.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Maciej Kulczyński