LunAres, projekt badawczy pozwalający uczestnikom znaleźć się w symulowanym pozaziemskim otoczeniu, wystartował z nową misją. Tym razem w "kosmicznej" bazie znalazł się również reporter TVN24 BiS Hubert Kijek. Jego Dziennik Księżycowy publikujemy w tvnmeteo.pl. #naszczlowieknaksiezycu #habitatlunares #tvn24bis #kijekwkosmosie #dziennikksiezycowy
Hubert Kijek przez czas misji prowadzi swój Dziennik Księżycowy. Poniżej zamieszczamy kolejne wpisy. Śledźcie z nami misję LunAres.
16 lutego
"Lubię ludzi" - tak swój eksperyment podsumował jeden z pierwszych Amerykanów, który zgodził się poddać izolacji, żeby sprawdzić, jak w przyszłości może wyglądać podróż w kierunku Marsa. Whilden Brenn Jr. spędził w pomieszczeniu wielkości 15 metrów kwadratowych pięć miesięcy. W pewnym momencie był bliski załamania i nawet obrażał naukowców. Gdy wyszedł, przeprosił i doszedł do wniosku, że jednak tęsknił za światem zewnętrznym.
Wiem, co przeżył Whilden. Też dzisiaj miałem załamanie. Nie miałem ochoty wstać z łóżka. Myśl, że będę tu jeszcze dobę, przyprawiała mnie o ból głowy. Nie chciałem robić treningu, gotowanie obiadu szło mi fatalnie, całkowicie opadłem z sił. Przed takim scenariuszem ostrzegał mnie szef projektu Habitat LunAres Leszek Orzechowski. W ostatnich dniach eksperymentu, gdy wiesz, że powrót "na Ziemię" jest blisko, zaczynasz czuć frustrację. Na duchu podniosła mnie moja załoga. Nagle, w pewnym momencie dnia, zobaczyłem na łóżku krótki liścik o następującej treści: "Będziemy za Tobą tęsknić. Nie załamuj się. Jesteśmy z tobą. Wykonałeś kawał świetnej roboty, zostań z nami jeszcze trochę. Twoja załoga".
W tym przypadku mogę powtórzyć słowa Whildena. Też lubię ludzi, zwłaszcza z mojej misji, jednak tęsknię za Ziemią. Czas wracać. To był tydzień pełen wyzwań. Bez kawy, cukru, mediów, słońca i bliskich. Po wysłaniu balonu stratosferycznego, odbyciu lotu w stanie nieważkości, czas dopisać kolejny rozdział - astronauta analogowy. To chyba następny będzie już lot na orbitę? Na koniec, wracając do Whildena, mam nadzieję, że tak samo, jak w jego przypadku, po wyjściu z habitatu usłyszę od żony, że nigdy nie wyglądałem tak dobrze. Ziemio, nadchodzę!
15 lutego
W jego oczach widziałem wściekłość. Chwilę po zakończeniu spaceru księżycowego i powrocie do bazy dowódca powiedział tylko jedno zdanie: "popełniliśmy za dużo błędów". Wiedziałem, że brakowało tylko iskry, żeby wybuchła pierwsza kłótnia podczas tej misji. Na szczęście komandor ekspedycji też to dostrzegł i zarządził nagłą naradę w kuchni. Najpierw nakazał nam jeść. To była dobra decyzja. Byliśmy wykończeni.
Spędziliśmy poza bazą ponad dwie godziny. Ciężkie skafandry dały nam niezły wycisk, ale frustrację wywołały u nas problemy z komunikacją i powolne podejmowanie decyzji przez ludzi w bazie. To oni w trakcie spacerów są naszymi oczami i uszami. Polegamy na ich rozkazach. Ale już od samego początku wyjścia coś było nie tak. Zaraz po opuszczeniu śluzy okazało się, że jeden z członków spaceru ma dziurę w skafandrze. Musieliśmy wrócić i użyć taśmy izolacyjnej. Proste rozwiązania są najlepsze w kosmosie.
Potem ruszyliśmy na skraj krateru Amundsena, gdzie mamy bazę i rozpoczęliśmy pracę. Nasza obecność tam przedłużała się w nieskończoność i wiele razy "dowództwo' nie było w stanie odpowiedzieć na pytanie: co mamy dalej robić? Podczas narady doszliśmy do wniosku, że to głównie przez kiepską łączność, ale każdy z nas wylał swoje żale. Pierwszy kryzys zażegnany, ale na kłótnie chyba za wcześnie.
14 lutego
Wreszcie poczułem się tu jak ryba w wodzie - za mną pierwszy kosmiczny wywiad i to nie z byle kim. Moim gościem był polski astronauta doktor Sławosz Uznański. Usłyszałem od niego, że w misjach analogowych biorą udział wszyscy astronauci, czyli to w sumie trampolina na orbitę. Następca Hermaszewskiego zaproponował wspólny udział w symulowanej ekspedycji na inne ciało niebieskie. Jestem za! Panie doktorze, trzymam za słowo!
Tymczasem przygotowujemy się do kolejnego spaceru kosmicznego. Inżynierowie przymocowują i programują ramię do łazika, ale jestem już tak zmęczony, że uciekam myślami. Gdzie? Na Ziemię. Marzy mi się prawdziwa pizza, tabliczka czekolady i kubek kawy. Chciałbym również porozmawiać z moją żoną i dowiedzieć się, co u mojego syna. Smutek i tęsknotę za naszą planetą staram ukryć przed resztą załogi, która jest niezwykle zaangażowana. Staram się im pomagać, jak mogę, ale nic nie wiem o programowaniu, drukowaniu 3D czy robotyce. Jestem tylko dziennikarzem. Nagrywam ich poczynania, ale próbuję także wkraść się w ich łaski. Dlatego stałem się samozwańczym kucharzem tej ekspedycji. Moje naleśniki nazwali najlepszymi na Srebrnym Globie. Przez żołądek na Księżyc!
13 lutego
Deszcz meteorytów uderzył w krater Amundsena - taki komunikat otrzymaliśmy od dowództwa. Dlatego musieliśmy opuścić bazę i sprawdzić skalę ewentualnych zniszczeń. Na szczęście żaden z elementów bazy nie został uszkodzony, mogliśmy zgodnie z planem rozpocząć realizację projektu GRAVELS. Testowaliśmy różne sposoby zbierania próbek regolitu. Choć czasami mieliśmy problem z komunikacją, to szczęśliwie wróciliśmy do bazy. Skały zebrane w trakcie spaceru zbadano, a inżynierowie rozpoczęli budowę chwytaka dla łazika, który będzie wspierać astronautów w zbieraniu próbek. To może być rewolucja. Jeśli w przyszłości zobaczycie łazik z chwytakiem na Księżycu, to przypomnijcie sobie tę misję - to tu powstaje prototyp urządzenia.
12 lutego
"Chcę do domu" - usłyszałem przy kolacji od jednego z uczestników misji. Nastrój udzielił się całej załodze - jeden z naszych meksykańskich kolegów zasnął, kiedy podsumowywaliśmy dzień. Wszyscy już tęsknimy za słońcem, kontaktem z bliskimi, kawą, cukrem, wiadomościami. Czasami łapię się na tym, że szukam telefonu, chcę sprawdzić, co nowego. Przed misją spędzałem codziennie około pięciu godzin na szukaniu "newsów" i próbach dotarcia do interesujących bohaterów. Rzucenie tego z dnia na dzień nie jest łatwe. Zastanawiam się, co się wydarzyło na świecie podczas mojej nieobecności? Mam nadzieję, że nie za wiele.
Trzeci dzień misji analogowej zaczęliśmy od intensywnego treningu, następnie posprzątaliśmy bazę, zajmowaliśmy się roślinami i drukowaliśmy narzędzia potrzebne do zbierania próbek na Księżycu. Pojawił się temat zasobów wody. Obecnie wskaźnik pokazuje 1500 litrów. Dzisiaj zużyliśmy 140 litrów, co jest górną granicą. Z tego też powodu odbyliśmy naradę. Pojawiły się pomysły, żeby rzadziej korzystać z toalety albo ograniczyć liczbę pryszniców - tylko cudem uniknęliśmy tu kłótni. Stanęło na tym, że będziemy przyglądać się dynamice zużycia. Za nami dopiero trzy dni, ale już wiemy, że musimy żyć oszczędniej i liczyć każdą kroplę.
11 lutego
Życie w kosmicznej izolacji nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy naukowcy nadzorujący tę ekspedycję, traktują cię jak jeden z wielu obiektów badawczych. Drugiego dnia misji obudziliśmy się o 7 rano, żeby wykonać pierwszy eksperyment. Każdy z nas musiał wypełnić pojemniki 20 milimetrami swojej śliny. To nie było łatwe, niektórym zajęło to 40 minut. Po co to badanie? Dentyści chcą sprawdzić, jak warunki w habitacie wpłyną na naszą jamę ustną i ogólnie na zdrowie. To pozwoli ułożyć dietę przyszłym zdobywcom kosmosu.
Po szybkim śniadaniu przyszedł czas na kalibrację urządzenia, którego używamy do ćwiczeń. Kilka godzin intensywnego treningu, obiad i praca. Każdy zajął się swoimi obowiązkami, jakie otrzymaliśmy od centrum kontroli, jednak w pewnym momencie wszyscy musieli ruszyć na ratunek laboratorium biologicznemu, gdzie doszło do wycieku. Jedna z rurek, która zapewniała naszym roślinom wodę, pękła. Problem rozwiązaliśmy szybko i już wiemy, ilu inżynierów potrzeba do powstrzymania wycieku w bazie księżycowej. Wystarczy jeden, ale w sześcioro jest weselej.
Pierwszy dzień i pierwsze prace w kosmicznym warsztacie. Na drukarce 3D stworzyliśmy logo naszej misji i przypięliśmy je na mapie Księżyca, w miejscu, w którym podczas tej misji będziemy lądować. Wybraliśmy krater Amundsena w pobliżu południowego bieguna Księżyca. To jedno z miejsc, w którym mają wylądować astronauci z amerykańskiego programu Artemis.
10 lutego
To ostatnie słowa, jakie piszę jako "wolny człowiek", który ma dostęp do mediów społecznościowych, telefonu i prasy. Moja kosmiczna wyprawa wystartowała. Najbliższy tydzień spędzę w symulowanej bazie księżycowej Habitat LunAres w Pile. Będę zdany wyłącznie na ludzi, których właśnie poznałem - to naukowcy, którzy marzą o kosmicznych podróżach. Podczas szkolenia dowiedziałem się, że w co czwartej załodze dochodzi do mniejszych i większych sprzeczek. Mam nadzieję, że obecność dziennikarza z kamerą nie spowoduje tu żadnej kłótni.
Zakończone dziś trzydniowe szkolenie było niezwykle intensywne. Dowiedziałem się, jakie są procedury w trakcie spacerów księżycowych, jak trenować przy pomocy urządzenia wielkości tabletu i jak dbać o rośliny na symulowanym Księżycu. To wielkie wyzwanie dla mnie, mam wiele obaw, bo jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Już powoli tęsknię za światem, który do tej pory znałem. Boję się, że jako pierwszy dziennikarz telewizyjny, relacjonujący taką misję, mogę doprowadzić do przerwania eksperymentu, a to byłaby nie tylko porażka dla mnie, ale także dla nauki, bo wyniki tej ekspedycji mają posłużyć agencjom kosmicznym w przygotowaniu ludzi do podróży w kierunku Księżyca i Marsa. W tym księżycowym dzienniku będę opisywał każdy dzień swojej misji. Zapraszam Was w tę niezwykłą podróż.
Źródło: tvnmeteo.pl, TVN24 BIS