Wulkan Ognia zabił już co najmniej 69 osób. Ratownicy w poszukiwaniu żywych lub zmarłych przebijali się młotami przez dachy domów zalanych zastygłą lawą. Przez zdeformowanie ciał trudno ustalić tożsamość ofiar.
We wtorek polskiego czasu liczba ofiar wulkanu wzrosła do 69. Szef Gwatemalskiego Instytutu Medycyny Sądowej Fanuel Garcia poinformował, że zidentyfikowano jedynie 17 zmarłych osób. Ustalanie tożsamości zabitych jest trudne, ponieważ niektóre ciała zostały zniekształcone i pozbawione linii papilarnych, dlatego niezbędne będzie pobieranie próbek DNA lub wykorzystanie innych metod.
W związku z erupcją ewakuowano ponad trzy tysiące osób. Jak podał rzecznik krajowego koordynatora do spraw klęsk żywiołowych, obecnie w schroniskach przebywa około 1,7 tysiąca osób ewakuowanych ze strefy zagrożenia.
Ciała przypominały posągi
W zagrożonej strefie zalega popiół i żarzący się piasek, który osiągał temperaturę przekraczającą 700 stopni Celsjusza. Najbardziej ucierpiały departamenty Sacatepequez, Chimaltenango i Escuintla.
Służby ratownicze pracują w bardzo trudnych warunkach. Ciała ofiar były tak gęsto pokryte popiołem, że - jak pisze AP - "przypominały posągi". Ratownicy w poszukiwaniu żywych lub zmarłych przebijali się młotami przez dachy domów zalanych zastygłą lawą.
Francisco Quiche, 46-letni spawacz, został ewakuowany z miasta El Rodeo. Powrócił tam jednak, aby odnaleźć swojego syna. W pozostałościach domu spostrzegł ciało mężczyzny. Quiche obawia się, że jego synowa również nie żyje.
- Mieliśmy czas by uciec, dzięki Bogu, ale jest mi bardzo przykro z powodu śmierci mojego syna i mojej synowej - powiedział przez łzy. - Mój syn miał dopiero 22 lata, tak samo jak moja synowa, która spodziewała się dziecka - opowiadał zdruzgotany ojciec.
"Sytuacja jest kiepska"
Do pierwszej erupcji doszło w niedzielę przed południem. Około godziny 16 czasu lokalnego lawa zaczęła spływać po stoku góry liczącej 3763 metry. Wulkan wypluł popiół na wysokość około dziesięciu kilometrów.
- To było coś nieprawdopodobnego. Z nieba spadały kamienie. Mieszkam tu cztery lata i nie widziałam jeszcze czegoś takiego. Wszystko zostało absolutnie pokryte pyłem i kamieniami - relacjonowała na antenie TVN24 Ewa Polak, Polka mieszkająca w Gwatemali. - Wszyscy ludzie okoliczni się zbierają, łączą. Wożą wodę, jedzenie, ubrania, koce, co tylko się da. Sytuacja jest kiepska. Jest to podobno od 1974 roku największy, najpotężniejszy wybuch tego wulkanu - opowiadała pani Ewa. W 1974 roku silna erupcja wywołała bardzo duże zniszczenia upraw.
W poniedziałek rano czasu lokalnego doszło do kolejnej - po niedzielnej - erupcji gwatemalskiego Wulkanu Ognia (z hiszpańskiego Volcan de Fuego). Na wieś El Rodeo spadł potok piroklastyczny, czyli gorąca mieszanina gazów, pyłów oraz okruchów skalnych.
Posłuchaj całej relacji Polki:
Najgroźniejsze potoki piroklastyczne
Według gwatemalskiego Krajowego Instytutu Sejsmologii i Wulkanologii wulkan wyrzucił potoki piroklastyczne, czyli gorejące chmury gazów wulkanicznych, popiołów i okruchów skalnych, które opadały wzdłuż zboczy wulkanu.
- Jego aktywność przejawia się wybuchami i wyrzutem w powietrze dużej ilości popiołów, ale także, co jest najniebezpieczniejsze, potokami piroklastycznymi - tłumaczył Andrzej Gałaś, wulkanolog i geolog z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Potoki piroklastyczne to chmury gazowo-pyłowe spływające w dół stoku z dużą prędkością. Ich temperatura może osiągać 600-800 stopni Celsjusza. - Jeśli na trasie takiej chmury są ludzie, to mają małe szanse, żeby przeżyć - dodał.
Wulkan Ognia wyrzucił słupy popiołu na wysokość 10 tysięcy metrów. Eksperci twierdzą, że może on spaść w promieniu nawet 15 kilometrów. Będzie to skutkować zamienieniem rzek w potoki błotne. Istnieje zagrożenie, że ich poziom się podniesie, a zanieczyszczona woda wystąpi z koryta.
Jeden z najbardziej aktywnych
Wulkan Ognia, zlokalizowany w górskim departamencie Quezaltenango, zalicza się do najbardziej aktywnych w tej części Ameryki Łacińskiej - powiedział Gałaś. Pierwsze wspomnienia o jego aktywności pochodzą z czasów kolonizacji hiszpańskiej.
Wulkanolog przyznał, że największe odnotowane w historii straty dotyczyły głównie pól uprawnych oraz małych miejscowości położonych w pobliżu stożka. Nie wyklucza jednak, że wulkan mógłby zagrozić całej Gwatemali oraz krajom sąsiednim.
Z racji częstych erupcji - ostatnia miała miejsce w lutym bieżącego roku - jest "lubiany" przez geologów. Krótkie odstępy między wybuchami pozwalają na dokładniejsze badania oraz monitoring wulkanu.
Posłuchaj rozmowy z Andrzejem Gałasiem:
Autor: amm,ao/aw / Źródło: PAP, Reuters