Topniejący śnieg i prognozowane intensywne opady mogą doprowadzić do gwałtownych przyborów wody - ostrzegają synoptycy. Do podtopień doszło już weekend na Podkarpaciu, teraz trudna sytuacja panuje na Odrze. Czy jesteśmy na to przygotowani?
W poniedziałkowy poranek Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie wydawał żadnych ostrzeżeń hydrologicznych. To znaczy, że żadna z krajowych rzek nie grozi na razie wylaniem.
Są stany alarmowe
IMGW zaznacza jednocześnie, że w poniedziałek o godz. 8.00 stan alarmowy został przekroczony w dorzeczu Odry na trzech stacjach wodowskazowych – najmocniej w Korzeńsku na Orli o 27 cm. Stan ostrzegawczy przekroczony jest na 17 stacjach wodowskazowych w dorzeczu Wisły i na sześciu stacjach wodowskazowych w dorzeczu Odry.
W weekend problemy na Podkarpaciu
W sobotę i w niedzielę sytuacja przedstawiała się trochę inaczej. IMGW podawał, że w kilku miejscach przekroczone są stany ostrzegawcze - mowa o Wiśle i o Bugu na Lubelszczyźnie, a także o Wiśle w Małopolsce.
Tymczasem podtopienia występowały na Podkarpaciu, głównie przy granicy z Ukrainą, m.in. w Laszkach. Były spowodowane przez spływ wód roztopowych przychodzący właśnie od naszych wschodnich sąsiadów. Trudna sytuacja panowała także na rzece Lubaczówka, która jest prawym dopływem Sanu.
Internauta @Wacław, który napisał na Kontakt 24, w niedzielę podczas przelotu motoparalotnią nad podkarpacką gminą Wiązownica zaobserwował rozciągające się na sporej powierzchni podtopienia. Jak poinformowało Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego, w kilkunastu gminach w niedzielę Podkarpacia obowiązywało pogotowie przeciwpowodziowe.
Jest ryzyko
Prognoza pogody pokazuje, że w najbliższych dniach utrzyma się niebezpieczeństwo wystąpienia podtopień.
- Od połowy tygodnia będzie padał deszcz. I to będą dość intensywne opady. W połączeniu z temperaturą powyżej 10 st. Celsjusza mogą nastąpić wzrosty stanu wód - mówił w niedzielnych "Faktach" synoptyk TVN Meteo Wojciech Raczyński.
Miejscami gorzej, miejscami lepiej
Jak jesteśmy na to przygotowani?
W Beskidach, w dorzeczu dolnej Wisły, sytuacja nie jest zbyt wesoła. W śniegu jest około 45 mln metrów sześciennych wody. Dla porównania - fala powodziowa z 1997 roku w tym rejonie miała około 57 mln metrów sześciennych.
Inaczej jest w Goczałkowicach-Zdroju, przez które przepływa Wisła. - Dziś w zbiorniku mamy rezerwę 66 mln metrów sześciennych. To znacznie powyżej przewidywanej i zalecanej rezerwy powodziowej - mówił "Faktom TVN" Jarosław Kania, prezes Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów S.A. Dlatego z tych roztopów i opadów mogą być co najwyżej lokalne podtopienia, ale nie powódź
Groźniejsze od roztopów są opady
Na ocieplenie i poziomowe roztopy zwykle można się przygotować. O wiele gorzej system przeciwpowodziowy wygląda w sytuacji gwałtownych i intensywnych opadów. Problemów jest wiele. Jeden z największych to zbyt mała liczba zbiorników retencyjnych.
Według statystyk na każdego mieszkańca powinno przypadać około 900 metrów sześciennych wody w zbiorniku. W Polsce na każdego z nas przypada jednak około 100 metrów sześciennych.
- Nie jesteśmy przygotowani na ekstremalne zjawiska hydrologiczne, to dotyczy zarówno powodzi, jak i suszy - mówił Kazimierz Banasik hydrolog z Zakładu Inżynierii Rzecznej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Inwestycyjnych zapóźnień sięgających kilkudziesięciu lat w kilka nadrobić się nie da. Choć rozpoczęły się modernizacje i budowy kilku ważnych dla Wisły i Odry zbiorników, to daty ukończenia większości z nich już nie raz przesuwano.
"Jesteśmy nieostrożni"
- Sama budowa zbiorników nie rozwiąże problemu, to także utrzymanie wałów - opowiadał Artur Magnuszewski z Zakładu Hydrologii Uniwersytetu Warszawskiego.
W samym województwie śląskim na około 500 kilometrów wałów przeciwpowodziowych, około 25 wymaga pilnego remontu. Rocznie remontuje się około pięciu. Jak pokazała powódź w 2010 roku, wystarczy 300 metrowa wyrwa w wale na niewielkiej rzece, by pod wodą znalazło się kilkadziesiąt domów. I tu pojawia się kolejny problem - braku zapisów, które zakazywałyby lub skutecznie zniechęcały do budowy w sąsiedztwie rzek.
- Buduje się zbyt blisko rzeki, na terenach zalewowych, gdzie ta woda bywa raz na 30 lat, na jedno pokolenie, jesteśmy bardzo nieostrożni w tym względzie - mówił Andrzej Siudy, kierownik zbiornika zaporowego w Goczałkowicach.
Autor: map/rs / Źródło: Fakty TVN, Polskie Radio, tvnmeteo.pl