Do kolejnych opisów podróży mojego życia dziś dołączam kilka zdań o wyprawie na Wielką Rafę Koralową.
Podziwiałem już kolorowe życie pod wodą Oceanu na Filipinach i wokół Wyspy Mauritius, ale to australijskie podwodne krajobrazy zrobiły na mnie największe wrażenie.
Wyprawa zajęła nam kilka godzin. Pod nasz hotel o umówionej godzinie przyjechał autokar i zabrał kilkanaście osób. Pojechaliśmy do portu w miejscowości Port Douglas, gdzie sprawdzono nasze nazwiska, czy są na liście osób, które wykupiły bilety. Następnie uświadomiono nas o konieczności uiszczenia kolejnej opłaty za wpłynięcie na teren Parku Narodowego. Koszt - sześć dolarów australijskich.
Załoga witała nas przy trapie. Cała grupa, zanim wypłynęła, została policzona.
Przy pochmurnej pogodzie wypłynęliśmy na Morze Koralowe, na odległość 50-60 km od lądu. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy na terenach Wielkiej Rafy Koralowej rozciągającej się wzdłuż wybrzeża na długości ponad dwóch tysięcy kilometrów.
Na jednej z wielu, wielu wysepek wspomnianej rafy oferowana jest co roku "praca w raju" - płacą za pół roku 100 tys. dol. Należy tylko doglądać gospodarstwa, dbać o czystość i porządek na maleńkich wysepkach, przyjmować i oprowadzać turystów oraz... cieszyć się życiem. Zrozumiałem, jak ważna to praca dopiero wtedy, gdy zszedłem pod wodę.
Odwiedziliśmy trzy miejsca rafy - każde inne, każde pasjonujące, każde niesamowicie kolorowe. Tego, że ryby mają wiele barw, mogłem się spodziewać. Ale że skały, rozgwiazdy, ukwiały?
Przy każdym postoju mieliśmy dla siebie około 90 minut. To wystarczająco dużo, aby się przebrać, dopasować sprzęt, wypłynąć parę razy, wynurzyć się przy statku, wymienić spostrzeżeniami i wrócić z powrotem do bardzo słonej wody. To zabrzmi niesamowicie, ale najszybciej wskoczyliśmy do morza po tym, jak jeden z instruktorów powiedział nam o pływającym przy nas rekinie. Nie był duży, mierzył około 100-130 cm. Takie rekiny podobno nie atakują ludzi (tak zapewniali Australijczycy).
Na rafie żyje ponad 1,5 tys. gatunków ryb, kilkaset gatunków koralowców i około 500 gatunków wodorostów. Bez wątpienia to jedna z największych atrakcji turystycznych kontynentu.
Po powrocie wszystkich turystów na pokład odbywało się liczenie uczestników wyprawy. Dwoje ludzi dwukrotnie przechodziło po wszystkich pokładach. Każdy zatem został policzony cztery razy. Porządek musiał być!!! Na najwyższym pokładzie, nieustannie, czuwał ratownik z lornetką w ręku. Schodził ze stanowiska dopiero po tym, jak statek oddalał się na 200-300 m od miejsca, gdzie była podniesiona kotwica. W drodze powrotnej na statku można było zjeść lunch, były też dostępne zdjęcia z wyprawy. Fotki były robione na pokładzie i pod wodą. Szkoda, że fotograf nie złapał w obiektywie rekina. Wróciliśmy do portu o godz. 17.00. Niesamowicie zmęczeni, ale szczęśliwi.
Spełniło się kolejne moje geograficzne marzenie. Widziałem z bliska Wielką Rafę Koralową.
Życie jest piękne.
Autor: Tomasz Zubilewicz / Źródło: TVN Meteo