Dziś nad ranem, jadąc na dworzec w Skierniewicach, ten stylowy, z czasów Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, minęłam na ulicy Jagiellońskiej pewien antykwariat, moje niedawne odkrycie. I pomyślałam o wielkiej XIX-wiecznej literaturze rosyjskiej, która doskonale wpisuje się w zimową atmosferę.
Pewnego dnia, po deszczowych Świętach, kiedy w końcu wkraczała do Polski zima z opadami śniegu, mijając jedną ze starych kamienic na Jagiellońskiej, moją uwagę przykuła niewielka witryna z książkami. Zaciekawiona, z córeczką na ręku, weszłam do środka.
Opatulone, z zimnej ulicy, gdzie przez śnieg ledwo co było widać, gdyż duże i mokre płatki śniegu oblepiały nam twarze, weszłyśmy do antykwariatu. Duży pokój, dookoła i na środku drewniane regały, po sufit pełne książek.
Cisza i spokój.
W powietrzu zapach palącego się drzewa, ktoś rozpalał w piecu. Za pokojem z bibliotekami kolejny przestronny z dużym oknem, w nim wielki piec i komin pobielony do samego sufitu. Dostojny, obiecujący przytulne ciepło. Przed nim wielki wiklinowy kosz z drzewem. I starsza Pani, z uśmiechem na ustach, mile nas witająca, ale po oczach widać było, że bardzo zaaferowana rozpalaniem. Pomyślałam:
"Dobry Boże!"
Już dawno nie byłam w takim miejscu, z takim autentycznym klimatem starej kamienicy pamiętającej wiek XIX, jak w moim kochanym starym Wrocławiu.
Podobne miejsce odkryłam w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu, blisko Uniwersytetu. Antykwariat, w głębi jednego z podwórzy kamienicy, z pokojami na kilku poziomach, schodkami, bibliotekami, fotelami w zakamarkach kuszących obietnicą przeżycia wręcz intymnych chwil z książką. Miejsce magiczne i bardzo popularne.
W tym niewielkim antykwariacie w Skierniewicach unosił się jakiś bliski mi, przyjazny duch, Anioł opiekujący się starymi książkami. Zapytałam starszą Panią o "Annę Kareninę" Tołstoja. Ze znawstwem bibliofila przejrzała półki.
"Kareniny" nie było.
Ale znalazły się cztery tomy innej powieści Lwa Tołstoja, "Wojna i pokój". Stare, używane, mające w sobie urok czasów minionych, cudzych światów, podobnie jak stare domy, w których wciąż unosi się zapach dawnych właścicieli.
Od tamtego czasu często myślę o tym miejscu i o tamtej Pani. Ten Antykwariat w Skierniewicach ma wszelkie zadatki, by stać się miejscem kultowym. Między biblioteczki wystarczy wstawić stolik, może w stylu biedermeier, z samowarem i filiżankami. W kąty stare fotele z gobelinowymi poduszkami. Idealne miejsce na klub miłośników literatury i spotkań dyskusyjnych o literaturze XIX-go wieku. Takie czytelnicze spotkania są coraz bardziej modne, szczególnie wśród osób zmęczonych pracą w nowoczesnych, skomputeryzowanych korporacjach.
Tego dnia chętnie zostałabym tam,
nie wychodziła na tę zimową ulicę zaglądającą przez okno do środka. Wzięłabym do ręki Tołstoja, przytuliła do ciepłego pieca, córeczkę wsadziła do tego wielkiego wiklinowego kosza. Otworzyłabym na jakiejkolwiek stronie i wróciła do znanej mi dobrze historii Nataszy i Księcia Bołkońskiego, do dawnej Moskwy i jej pałaców, i do sanny w majątku Rostowów w czasie pysznej rosyjskiej zimy. Tołstoj potrafił pisać o naturze, kochał ją. Posiadał umiejętność oddania słowem uroku przyrody Rosji i wschodnich zim!
Takie zimy, pełne dzwonków sań, szumu końskich rozpędzonych kopyt, znaleźć można jeszcze na obrazie Chełmońskiego "Noc księżycowa". I jeszcze gdzieś na bezdrożach Podlasia, Polesia i Podkarpacia...
Autor: Arleta Unton-Pyziołek / Źródło: TVN Meteo