Gigantyczna ulewa przeszła przez kolumbijskie miasto Barranquilla. Wody spadło tam tak dużo, że jej masy płynęły ulicami, porywając nawet tak ciężkie obiekty jak samochody. Mężczyzna, którego zaskoczyła przemiana ulicy w gwałtowną rzekę, musiał schronić się na dachu budki telefonicznej i tam czekać na pomoc.
Leżące na północy Kolumbii miasto Barranquilla nawiedziły w sobotę niesamowicie obfite opady. Deszczu było tak dużo, że woda płynęła po ulicach gwałtownymi strumieniami. Mieszkańcy musieli uciekać, bo rozpędzone masy wody były naprawę niebezpieczne.
Porwały m.in. kilka aut, które rozbiły się potem na budynkach czy przęsłach widauktów. Bardziej przezorni widząć, co się dzieje, zabaezpieczali auta jak mogli - np. przywiązując je linami do bardziej stabilnych konstrukcji.
Budka jak wyspa podczas sztormu
Jednak nie wszyscy zdążyli znaleźć schronienie dla siebie. W trudnej sytuacaji znalazł się mężczyzna, który nie zdążył umknąć przed płynącymi ulicą masami wody. W ostatniej chwili wdrapał się na dach budki telefonicznej, która przypominała malą wysepkę na wzburzonym morzu. Można przypuszczać, że nie była to dla "rozbitka" komfortowa sytuacja.
Na szczęscie mógł liczyć na pomoc innych ludzi, którzy stojąc w bezpiecznym miejscu rzucili mu mocną linę. Dzięki niej mogli asekurować przeprawę mężczyzny.
Autor: js/mj / Źródło: ENEX