Bezbronne zwierzę walczyło z żywiołem do ostatniego tchu. Jego szanse na przeżycie malały z każdą chwilą. Pomoc nadeszła w porę, życie zostało ocalone. Niestety wciąż cierpi - z tęsknoty za właścicielami. Rodzina psiaka nie jest jedyną rozdzieloną przez powódź błotną w Kolumbii.
Poniedziałkowa katastrofa w północno-zachodniej Kolumbii zebrała znaczące żniwo. W lawinie błota, która porywała wszystko na swojej drodze, według najnowszych doniesień, życie straciły 84 osoby.
Pech chciał, że zbyt blisko niebezpieczeństwa znalazł się niewielki psiak, którego poniosły pędzące wściekle wody rzeki Liboriana. Jego życie wisiało na włosku. Zupełnie bezbronny w obliczu potężnej natury malec utrzymywał się na powierzchni raz po raz zderzając się z kamieniami, kłodami i wszystkim co wraz z nim porwała rzeka.
Bohaterski czyn
Kiedy zwierzę zostało spostrzeżone, trzeba było działać błyskawicznie. Nurt był niezwykle silny. Pies zmagał się z żywiołem, pokonując około sto metrów. Wtedy właśnie odważny policjant, niewiele myśląc, skoczył do rzeki i natychmiast wyciągnął zwierzę na brzeg.
- Rzuciliśmy się do strumienia i wspólnymi siłami próbowaliśmy go wydostać. Jak tylko nam się to udało, rozpoczęliśmy reanimację - powiedział policjant.
Policyjny pupilek
Życie psa zostało ocalone, był jednak bardzo poobijany. Policjanci nazwali go Księciem i bardzo się do niego przywiązali. Uprzedzili nawet, że jeżeli nie zgłoszą się po niego właściciele, pies może znaleźć w policji zatrudnienie.
Uratowany piesek nie był jedynym zwierzęciem, które ucierpiało wskutek klęski żywiołowej w Kolumbii. Jednak jego zachowanie było szczególne. Przez długie godziny siedział na fotelu, jakby czekając na przyjście swoich właścicieli, z którymi został rozdzielony przez lawinę błotną, dewastującą okolicę.
Władze starają się ustalić z weterynarzami i ratownikami listę zwierząt, które straciły życie, a także zorganizować schronienie dla tych, które przeżyły.
Autor: ab/rp / Źródło: ENEX