Czescy meteorolodzy oczekują, że przepływ wody na Wełtawie w momencie jej kulminacji będzie wynosił w poniedziałek ok. 3 tys. m3 na sekundę. To wciąż mniej, niż w czasie największej powodzi w ostatnich latach – w 2002 r. - przez Pragę przepływało 4,7 – 5 tys. m3 na sekundę.
Według Jakuba Langhammera z katedry biologii na Uniwersytecie Karola, sytuacja czeskiej stolicy dziś jest daleka od tego, co wydarzyło się w 2002 roku.
– Mówimy o sytuacji w Pradze, gdzie jest trzeci stopień zagrożenia powodziowego. To poziom powodzi "pięcioletniej", podczas gdy 11 lat temu to była powódź pięćdziesięciolecia – przekonuje naukowiec w rozmowie z telewizją CT24.
Nie jest dobrze, ale dla Pragi nie tak źle
Jak wskazał Langhammer, powódź z 2002 r. była o tyle ekstremalna, że przyszła w dwóch falach, w około tygodniowym odstępie. – Już ta pierwsza fala była ekstremalna i nasyciła teren wodą. Woda z drugiej fali nie miała już gdzie wsiąkać, a była niemniejsza niż ta pierwsza – mówił.
Podkreślił, że różnic jest więcej: - W 2002 r. centrum szkód znajdowało się na południu Czech, dziś są dwa centra – na południu i na północy. To bardzo negatywny czynnik, ale nie tak bardzo dla samej Pragi, jak dla terenów położonych nad dolną Łabą – dodał.
Czarny sierpień 2002
Do przejścia wielkiej wody przez Czechy, zwanej powodzią pięćdziesięciolecia doszło w sierpniu 2002 r. W zaledwie 10 dni zatopiona została ponad jedna trzecia terytorium Republiki Czeskiej. Najbardziej ucierpiało południe i centrum kraju, w tym Praga.
Zginęło wtedy 17 osób. Szkody oszacowano na ponad 70 mld koron.
Autor: kdj/rs / Źródło: tvn24.pl