Astronauta Chris Hadfield zdobył dużą popularność, a jego poczynania w kosmosie śledzili liczni fani i - przede wszystkim - fanki, które nie żałują wyrazów uwielbienia. Jednak najważniejszą osobą dla Kanadyjczyka jest jego żona Helen i to jej jako pierwszej zameldował o pomyślnym lądowaniu.
Wkrótce po tym, jak kapsuła Sojuz wioząca trzech astronautów bezpiecznie osiadła na kazachskim stepie, Helene Hadfield mogła na własne uszy przekonać się, że podróż przebiegła pomyślnie, a jej mąż czuje się dobrze.
"Mieli najfajniejszy lot"
Zaraz po wyjściu z kapsuły i pierwszych badaniach lekarskich astronauci chwycili za telefony, żeby zadzwonić do bliskich. Helen Hadfield opowiedziała o telefonie od męża.
- Pierwszą rzeczą, jaką powiedział, było "kocham Cię". A później, że czuje się dobrze i jest szczęśliwy, że wrócił na Ziemię. Powiedział, że on, Roman i Tom mieli najfajniejszy lot w dół. Żartowali, śmiali się i cieszyli z tego, co się działo - opowiadała Helen Hadfield.
"Nie można dać się zwariować"
Choć dwa kosmiczne loty astronauty i pięciomiesięczna rozłąka z nim mogły przysparzać sporo nerwów, żona Hadfielda starała się podchodzić do nich spokojem.
- Nie, nie martwiłam się. Jeśli dopuszczasz do siebie takie myśli, to tracisz radość z tego doświadczenia. Wiem, że był przygotowany, a ludzie na Ziemi ciężko pracowali, żeby nie miał żadnych kłopotów - wyjaśniała. - Zawsze jest ryzyko, ale nie można dać się zwariować - podkreśliła.
Autor: js/rs / Źródło: ENEX