W Kalifornii trwa przeczesywanie zgliszczy w poszukiwaniu ofiar katastrofalnych pożarów. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie: synoptycy zapowiadają ulewne opady, które mogą przeszkodzić ratownikom.
Bilans tragicznych pożarów Camp Fire i Woolsey Fire w Kalifornii, które wybuchły 8 listopada, wzrósł do 81 osób, a kilkaset wciąż uznawanych jest za zaginione. Służby ratunkowe szukają kolejnych ofiar, ale według zapowiedzi synoptyków w kolejnych dniach pogoda nie będzie im sprzyjać.
Od środy zapowiadane są ulewne deszcze, które mogą znacznie utrudnić przeczesywanie zgliszczy. W nadchodzących dniach w mieście Paradise może spaść do 150 litrów wody na metr kwadratowy. Burze, jakie przejdą nad tymi okolicami, będą pomocne dla strażaków wciąż walczących z pożarem, ale mogą okazać się utrudnieniem nie tylko dla ratowników, lecz także dla mieszkańców, którzy uciekli ze swoich domów i koczują na polach namiotowych wokół miasta.
- Tam są ludzie wciąż mieszkający w namiotach. To na pewno nie będzie przyjemne, a spodziewane są też silne porywy wiatru, osiągające prędkość 64-72 kilometrów na godzinę - powiedział Eric Kurth, meteorolog z Narodowej Służby Pogodowej (National Weather Service).
Lawiny błotne
Z informacji meteorologów wynika, że opady deszczu mogą być intensywne i powodować powstawanie spływów błota i osadów powstałych w wyniku pożarów. Spaleniu uległo ponad 61 tysięcy hektarów pogórzy Kalifornii.
Deszcz nawiedzi także południe Kalifornii, gdzie Woolsey Fire trawi zachodnie Los Angeles. Ogień pochłonął obszar o powierzchni około 38 tysięcy hektarów. Opady w tym regionie mają być mniejsze, ale nadal stwarzają zagrożenie zejścia lawin błotnych.
Autor: dd/map / Źródło: Reuters, Axios.com, CNN