Najprawdopodobniej wzrosła aktywność wewnątrz islandzkiego wulkanu Katla. Jest to jeden z największych wulkanów na wyspie. Władze starają się opanować sytuację, która nie jest aż tak groźna, jak się wydawało na początku.
"Lodowcowa powódź" dotknęła południe Islandii. Około 200 osobom ewakuowanym z Álftaver i Medalland, którym zagrażała woda z rozgrzanego przez wulkan lodowca Myrdalsjokull, pozwolono wrócić do domów.
Tereny wokół lodowca, który obejmuje także wulkan, wciąż są uważane za teren niepewny.
Erupcja była czy dopiero będzie?
Islandzki urząd meteorologiczny cały czas monitoruje sytuację. Naukowcy przygotowują się do przelotu nad lodowcem. Chcą się dowiedzieć czy przyczyną "lodowatej powodzi" jest rzeczywiście niewielka erupcja wulkanu. Nie ma żadnych widocznych lub sejsmicznych dowodów na potwierdzenie tej tezy.
Fala małych trzęsień ziemi pod lodowcem słabnie. Aktywność sejsmiczna nie była zarejestrowana w kontynentalnej części Skandynawii, w przeciwieństwie do dużych wybuchów Fimmvorduhals, Eyjafjallajokull i Grimsvotn. Oznacza to, że wybuch pod lodowcem Myrdalsjokull jest albo niewielki, albo nie było go wcale.
Zniszczone drogi
Potoki wody zniszczyły lokalne drogi oraz most na jeden z górskich rzek. Oprócz tego odłamy skalne przerwały drogę okalającą wyspę, tzw. Islandzki Pierścień. Inżynierowie prowadzą już prace remontowe. Na rzece budowany jest tymczasowy most zastępczy.
Autor: usa//aq / Źródło: icenews.is