Cholera, czerwonka. Na wybuch epidemii między innymi tych chorób narażeni są mieszkańcy północnych Indii. Dlaczego? Przez "himalajskie tsunami".
Powodzie, za którymi stoją ulewne monsunowe opady deszczu, nękają północne Indie już od prawie dwóch tygodni. Jak dotąd zdążyły pozbawić zycia co najmniej 822 mieszkańców himalajskiego stanu Uttarakhand, a także zmusić do opuszczenia domów dziesiątki tysięcy osób. Nazywane skutkiem "himalajskiego tsunami", tegoroczne powodzie uważa się za najbardziej dotkliwe od 2008 roku, kiedy to we wschodnim stanie Bihar życie straciło około pół tysiąca osób, a lokalna infrastruktura została dosłownie zmyta z powierzchni Ziemi.
Trzeba ratować pielgrzymów
Na razie władze Uttarakhand skupiają się na tym, by ratować tysiące pielgrzymów odwiedzających tamtejsze niezliczone wręcz świątynie w Rudraprayag, Chamoli i Uttarakashi. To trudne, ponieważ do miejsc nawiedzonych przez powódź często można dostać się wyłącznie drogą powietrzną. Lada moment rządzący mogą mieć jednak inne zmartwienie - epidemię chorób zakaźnych, za którymi będzie stał fakt, iż do wody pitnej trafiają m.in. niesione przez powódź zwłoki zwierząt. Ostrzega przed nią doktor K. K. Aggarwal.
Ewakuacja do miejsc z czystą wodą
Lekarz podkreśla, że to niesamowicie ważne, by zapewnić miszkańcom wiosek odciętych od świata przez zwały błota dostęp do czystej wody pitnej.
- Dla tych, którzy tu są, istotne jest, by mieli bezpieczną wodę, bezpieczne pożywienie i bezpieczne powietrze. Jeśli nie, grozi im epidemia chorób takich, jak biegunka, zatrucie pokarmowe, tyfus, żółtaczka lub inne choroby zakaźne (...). Należy martwić się o ty, czy ci ludzie zostaną ewakuowani z do obozów, w których dostaną schronienie - opowiadał mediom.
Rząd Indii zapewnia, że monitoruje sytuację.
Autor: map/mj / Źródło: Reuters TV