Bilans śmiertelnych ofiar pożarów w Kalifornii wzrósł do 88 osób. Nieznane są nadal losy prawie 200 ludzi. Trwa naprawa linii elektrycznych, telefonicznych i sieci gazowej. Coraz więcej mieszkańców wraca po ewakuacji do domów.
Po odnalezieniu kolejnych ciał w północnej Kalifornii bilans dotychczasowych ofiar pożarów lasów wzrósł do 88 osób - poinformował we wtorek Reuters. W czwartek jeszcze 196 osób uznaje się za zaginione. W zgliszczach trwa akcja poszukiwawcza. W wyniku pożarów prawie 19 tysięcy budynków uległo zniszczeniu.
Pożary szalały od 8 listopada. Dopiero po kilkunastu dniach, w niedzielę 25 listopada, władze stanowe poinformowały, że ogień został w 100 procentach opanowany.
Do domów - jeśli ocalały - powoli wracają mieszkańcy, którzy musieli się ewakuować. Trwa naprawa linii elektrycznych, sieci gazowej, linii telefonicznych.
Paradise przestało istnieć
Największy z listopadowych pożarów, zwany Camp Fire, wybuchł 8 listopada w Sierra Nevada i szybko ogarnął obszar o powierzchni ponad 62 tysięcy hektarów. Doszczętnie zniszczył miasto Paradise (co po polsku znaczy "raj"), położone 280 kilometrów na północny wschód od San Francisco.
Było to popularne miejsce osiedlania się emerytów, którzy stanowili jedną czwartą mieszkańców. Wiele ofiar pożaru to właśnie osoby w wieku emerytalnym.
Wpływ zmian klimatycznych
Władze oceniają, że jest to najbardziej niszczycielski pożar w USA od początku bieżącego stulecia i w całej historii Kalifornii.
Według ekspertów powodowane przez zmiany klimatyczne wyższe temperatury i oddawanie kolejnych terenów leśnych pod zabudowę sprawiły, że sezonowe pożary lasów i zarośli przybrały na sile. Rozpoczynają się przy tym wcześniej i trwają dłużej.
Autor: anw//rzw / Źródło: PAP, Reuters