76-letni mieszkaniec Arizony rozgrywał właśnie partyjkę golfa, kiedy został porażony piorunem. Choć jego serce stanęło dwa razy, dzięki reanimacji przeprowadzonej przez przyjaciół nie tylko przeżył, ale nawet nie poniósł większego uszczerbku na zdrowiu. Szybko odzyskał dobre samopoczucie i humor.
Roy Row z Prescott Valley w Arizonie każde czwartkowe popołudnie spędza z trzema kompanami na polu golfowym Antelope Hills. Jednak partię, którą rozegrali w ostatni czwartek, z pewnością zapamiętają na długo. 76-letni Roy właśnie zbliżał sie do ostatniego dołka. Chcąc skończyć grę, nie przejmował się nadciągającą burzą.
Nie mogli wyczuć pulsu
Wtedy uderzył piorun. Trafił Roya, a jego towarzyszy powalił na ziemię. Mężczyźni szybko się jednak podnieśli i próbowali pomóc przyjacielowi. Ponieważ nie mogli wyczuć pulsu, obawiali się, że nie przeżył porażenia. Mimo to zadzwonili pod numer alarmowy i czekając na przyjazd pomocy, rozpoczęli reanimację.
Karetka szybko przetransportowała Roya do szpitala. Okazało się, że jego serce zatrzymało się dwa razy, ale poza tym nie odniósł poważnych obrażeń. Ma tylko spalone błony bębenkowe w uszach i odczuwa silne mrowienie w dłoniach. W gorszym stanie jest jego czapka, która została porwana i podziurawiona.
Mężczyzna nie pamięta tego, co się działo tuż przed uderzeniem pioruna. - Przypominam sobie tylko swoje drugie uderzenie i jak idę z chłopakami w kierunku dołka. I to koniec historii - powiedział.
Chce znów grać w golfa
Lekarze zapowiedzieli, że jeśli wszystko będzie dobrze, wypiszą Roya do domu juz po dwóch dniach od przyjęcia. On sam już nie może się doczekać powrotu na pole golfowe - oczywiście w towarzystwie swoich trzech przyjaciół. Mimo dramatycznych przejść humor go nie opuszcza. - Powiedziałem do Dave'a: chłopaki, powinniście być mi wdzięczni, bo jestem najwyższy i przyjąłem na siebie uderzenie - mówił.
Autor: js/ja / Źródło: ENEX